Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skoki narciarskie. Dr Stanisław Szymanik: "COVID to ciężka choroba. Nawet u wytrenowanych sportowców mogą być poważne komplikacje"

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Dr Stanisław Szymanik
Dr Stanisław Szymanik Anna Kaczmarz / Polskapresse / Dziennik Polski
Dr STANISŁAW SZYMANIK, przewodniczący Komisji Medycznej PZN i członek Komisji Medycznej FIS (Międzynarodowa Federacja Narciarska), opowiada o skokach narciarskich w czasach pandemii koronawirusa.

- Zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem, jak i inne rozgrywane w czasach pandemii, odbywały się w "wysokim reżimie sanitarnym". Co to - w skrócie - oznacza?
- To w pewnym sensie jest konsekwencją reżimu sanitarnego panującego na terenie Polski. Po pierwsze - zawody odbywają się bez kibiców, po drugie - zachowujemy trzy podstawowe zasady: dystans, dezynfekcja, maseczki. Jesteśmy przygotowani na sytuacje COVID-owe, czyli wystąpienie objawów chorobowych, gdybyśmy musieli wykonywać szybkie testy antygenowe. Mamy procedury izolacji. Przygotowany jest transport do przemieszczania pacjentów podejrzanych o infekcję wywołaną przez wirusa SARS-CoV2. Członkowie komitetu organizacyjnego, grupy FIS, skoczkowie, trenerzy, czyli wszyscy ludzie, którzy biorą udział w zawodach, przyjechali na nie z ujemnymi wynikami testów molekularnych PCR lub antygenowych. Oprócz tego na miejscu jest przygotowana pewna liczba testów, na "wszelki wypadek".

- Czyli wszystko, od A do Z, jest dopracowane?
- W każdym miejscu, gdzie gromadzą się osoby związane z Pucharem Świata, obojętnie, czy to jest skocznia, czy hotele, gdzie mieszkają ekipy, mamy wyznaczone izolatoria. Współpracujemy ze służbami, przede wszystkim z sanepidem. Doświadczenia, które wnosiliśmy w Zakopanem, wynikają z tego, że to już trzecia w Polsce impreza w czasie pandemii, którą organizujemy w skokach narciarskich. W Wiśle były letnie skoki w Grand Prix, a później inauguracja zimowego Pucharu Świata. Dzielimy się tym z kolegami z krajów, gdzie odbywają się inne zawody. To wszystko daje coś, co jest bezcenne, jeśli chodzi o zabezpieczenie nie tylko medyczne, ale też - w tym wyjątkowym sezonie - także COVID-owe.

- Mimo tych wszystkich restrykcji, procedur wprowadzonych przez FIS i organizatorów zawodów Pucharu Świata, nie udało się uniknąć zakażeń wśród zawodników i członków sztabów szkoleniowych.

- Patrząc też na inne dyscypliny, nie mówię, że to nie jest niemożliwe, ale na pewno bardzo trudne do uniknięcia. Wiedzieliśmy przed sezonem, że to nie jest pytanie, czy będziemy mieli pozytywny przypadek, tylko - kiedy on wystąpi. Chodziło o to, żeby do momentu rozpoczęcia Pucharu Świata stworzyć procedury, które umożliwią rozgrywanie zawodów bez fałszywych i błędnych decyzji, mogących doprowadzić do wykluczenia zawodników. Aby ta epidemia nie odbijała się na sportowej rywalizacji.

- Niewiele brakło, a do tego by doszło. Przed Turniejem Czterech Skoczni po "częściowo" pozytywnym teście Klemensa Murańki organizujący pierwszy konkurs Niemcy wykluczyli całą naszą ekipę. Ostatecznie udało się zmienić tę decyzję. A okazało się, że nasz zawodnik nie jest zakażony.
- Niestety, tak się stało, niewiele brakło. Pamiętamy też o wcześniejszej sytuacji w Finlandii (ze startu w Kuusamo wykluczono Czechów, bo test dał pozytywny wynik Filipa Sakali, on na COVID-19 chorował w lecie, badania wykryły przeciwciała, a zawodnik w trakcie zawodów był zdrowy - przyp.). To te najtrudniejsze rzeczy, a, niestety, wszyscy uczymy się na błędach. Te doświadczenia wyniesione z Oberstdorfu są dla nas ważne, zresztą dla niemieckich działaczy też, bo wkrótce będą tam mistrzostwa świata (dr Szymanik będzie dyrektorem medycznym tej imprezy - przyp.). Śledzimy wszystkie zawody, które się odbywają. Cały czas zmieniamy system testowania skoczków, przeglądania wyników. Mamy system stworzony przez FIS, gdzie są wszystkie wyniki, podobny jest do systemu ADAMS, rejestrującego wszystkie informacje związane z procedurami dopingowymi, m.in. miejsce pobytu.

- Sytuacji, gdy znów się pojawi niejasny wynik testu, jak w przypadku Murańki, da się uniknąć?
- Nie chcę nikogo bronić. W medycynie, jeśli są wątpliwości co do testu, to trzeba jak najszybciej wykonać go ponownie. Nikt nie rozumie sytuacji, gdy jest ona przeciągana. To działało źle na całą atmosferę, nie tylko w polskiej grupie. Na tej nerwowości najwięcej cierpią zawodnicy. A do tego doszło przed jednym z najważniejszych turniejów w skokach narciarskich. Jeśli są wątpliwości, to mamy do dyspozycji testy antygenowe, które w wielu krajach, w tym w Polsce i Niemczech, są równoważne molekularnym. Można je szybko wykonać, wynik jest ujemny albo dodatni.

- Procedury już nie zawiodą i nie będzie niepewności, czekania na decyzje miejscowego sanepidu itp.?
- Mówiąc szczerze, to od początku byliśmy przygotowani. Testowaliśmy te rozwiązania już podczas zawodów Letniej Grand Prix w Wiśle. Nie chciałbym specjalnie bronić kolegów z Oberstdorfu, ale fakty są takie, że pomimo gigantycznego doświadczenia, Oberstdorf w sezonie COVID-owym organizował zawody po raz pierwszy. Stąd być może wystąpiła pewna zwłoka, brak szybkich decyzji, po prostu nie mieli tego przećwiczonego. Tam, gdzie pojawiają się sytuacje związane z pozytywnymi wyniki testów, wszyscy nabieramy doświadczenia, potrafimy później działać płynniej i szybciej. Oczywiście fajnie, jak nic się nie dzieje, ale musimy być gotowi na reakcję, gdy coś się stanie.

- Jaskie zasady obowiązują skoczków przed konkursami?
- Test ma być wykonany przed przyjazdem na zawody, wynik musi być oczywiście negatywny. Test nie może być starszy niż 72 godziny od momentu pobrania wymazu do czasu odebrania akredytacji. Do tego musi być potwierdzony w sposób, który jako organizatorzy możemy sprawdzić. W przypadkach wątpliwych, na przykład, gdy nie ma oryginału dokumentu, możemy testy wykonać na miejscu.

- Wychodzi na to, że obecnie skoczkowie narciarscy to chyba najczęściej testowani na COVID ludzie w Polsce. Badania mają przed każdym weekendem.

- Rzeczywiście, ilość tych testów jest w tym momencie gigantyczna. To im trochę przeszkadza, doskonale o tym wiemy.

Testy są powtarzane, bo brak jest współpracy, wymiany informacji, system rejestracji wyników na poziomie FIS wymaga lekkiej poprawy. Cały czas nad tym pracujemy, przede wszystkim po to, aby ułatwić zawodnikom życie, bo to oni teraz najbardziej na tym cierpią. Mamy nadzieję, że ten sezon uda nam się "doskakać" do końca i już od kongresu FIS, który na przełomie maja i czerwca planowany jest w Słowenii, wypracujemy odpowiednie procedury. Aby w dobie dosyć szybkiego tempa szczepień przeciwko COVID następny sezon był normalny, a ilość testów ograniczona do minimum. Konieczność sprawdzenia powinna być tylko w przypadku ostrej infekcji.

- Takie procedury mocno komplikują życie skoczkom. Trzeba się często badać, wcześniej jeździć na zawody, niektórzy wymagają dodatkowych testów na miejscu...
- To wpływa na całe grupy szkoleniowe, bo wszyscy są badani. To w pewnym sensie zamknięte grupy, zwłaszcza w tym sezonie, łatwiej je kontrolować. Zawodnicy są uczuleni na zagrożenia, cześć osób związanych z Pucharem Świata przeszła już infekcję COVID-ową. To wszystko powoduje, że dbałość zawodników o taką samoizolację jest na bardzo, bardzo wysokim poziomie. Jest reżim niespotykany w poprzednich latach. Nie sądziliśmy, że będziemy mieć tak trudny rok. Nigdy nie przewidywaliśmy, że przyjdzie nam się zmierzyć z czymś takim jak epidemia.

- Były głosy, że koronawirus będzie wypaczał wyniki. Przypadek Stefana Krafta to potwierdza. Austriak po zakażeniu musiał odpuścić kilka startów i stracił szansę na obronę Kryształowej Kuli. A po powrocie do sportu sam mówi, że jest w gorszej kondycji.
- COVID jest ciężką chorobą. Mimo tego, że część ludzi przechodzi ją w sposób bezobjawowy lub z lekkimi objawami, to są przypadki ciężkich infekcji, poważnych powikłań wśród młodych ludzi. W sporcie ma to prawo odbijać się na wynikach. Dlatego też podkreślamy, że dbamy o zawodników nie tylko dlatego, aby mogły się odbywać zawody, żeby nie tracić tych najlepszych i zapewnić wysoki poziom rywalizacji. Przede wszystkim chcemy, aby ci młodzi ludzie byli i pozostali zdrowi przez całą karierę. Te naciski i obostrzenia, które oni już doskonale rozumieją, wynikają z troski o nich.

- Kraft mówił, że po infekcji czuje się wysuszony jak rodzynek. Wrócił, trochę poskakał i już nie miał tyle siły, co wcześniej.

To dobry przykład obniżenia pewnych parametrów związanych z wydolnością. Jeżeli są osoby, który nie wierzą w COVID jako chorobę, czy wiążące się z nią powikłania, to powinny sobie przeczytać to, co mówi Kraft. Być może do nich dotrze, że to jest choroba, która nawet u zdrowych, wytrenowanych ludzi, najlepszych sportowców na świecie, potrafi pozostawić poważne komplikacje zdrowotne.

- Czy monitorujecie, jak zawodnicy psychicznie znoszą tę nietypową sytuację - obostrzenia, zagrożenie zdrowia, skakanie przy pustych trybunach?
- Nie prowadzimy badań statystycznych, ankiet. Na pewno jest to temat, który zaczniemy analizować po zakończeniu Pucharu Świata, wiosną. Kondycja psychiczna to jeden z aspektów. Pytanie, co z wydolnością? Będziemy chcieli się dowiedzieć od poszczególnych grup krajowych, jak to wpłynęło na parametry zawodników w porównaniu z poprzednim sezonem, szczególnie u zawodników, którzy przeszli COVID.

- Oczekiwanie na skok w maseczce, utrudniającej oddychanie, nie obniża wydolności zawodników?
- Nie. Nie ma na razie prac, które by jednoznacznie to udowadniały. Maseczki nosimy jako rodzaj ochrony i zabezpieczenia, w obecnej sytuacji epidemiologicznej jest to obowiązkowe. Ustaliliśmy na poziomie FIS, że na potrzeby Pucharu Świata, Pucharu Kontynentalnego, stosujemy w pomieszczeniach zamkniętych maski z filtrami FFP2 (zapewniają lepszą filtrację powietrza niż zwykłe maseczki chirurgiczne - przyp.), choć one są dla zawodników trochę bardziej uciążliwe. Wszyscy się z tym zgodzili, rozumieją priorytet zdrowia, nikt z tym specjalnie nie dyskutował.

- W trakcie konkursów zawodnik czeka na swoją kolej z zasłoniętymi ustami, skacze bez maski, później musi ją znów założyć. Ma ją cały czas ze sobą?
- Tak, ustaliśmy, że mogą swoją mieć schowaną pod kombinezonem lub pod kaskiem. Nie jest to obowiązkiem, na dole mogą dostać nową.

- Zawodnicy mają więc spokojniejszą głowę? Rozmawiacie z nimi o tym?
- Tak, z nimi i ze sztabami szkoleniowymi, z osobami, z którymi organizujemy zawody Pucharu Świata. To moja prywatna opinia: był taki lekki nastrój - szczególnie w okresie letnim - może nie paniki, ale zaniepokojenia zawodników, trenerów, ich rodzin. Jak to będzie wyglądało w kontekście kontaktów? Na przykład czy na cały sezon będą musieli być odizolowani od rodzin? Były obawy o zdrowie. Myślę, że nauczyliśmy się żyć na co dzień, ale też organizować i uprawiać sport wyczynowy w czasach COVID-u, co jest dużym plusem. Pół roku temu, czy nawet wcześniej w marcu, gdy ewakuowaliśmy samolotem rządowym skoczków z Trondheim (po odwołaniu zawodów PŚ, gdy ilość zakażeń gwałtownie rosła - przyp.), to na szybko musieliśmy wymyślać procedury, bo ich nie mieliśmy. Były same znaki zapytania: jak organizować zawody, przygotowania, treningi? Teraz pracuje nam się w spokoju, łatwiej nam podejmować decyzje, analizować to, co się wydarzyło. Szczególnie efektywnie uczymy się na błędach naszych i błędach kolegów z innych krajów. Teraz wiemy, jak bezpiecznie wszystko przeprowadzić.

- Są sygnały, że podczas zawodów były poważne ogniska koronawirusa?
- Poza przykładami powszechnie znanymi, są wykrycia infekcji u zawodników na przykład w Pucharze Kontynentalnym. To są przypadki, które są natychmiast badane, a osoby są izolowane do momentu uzyskania wyniku testu. Potem jest odpowiednie postępowanie. W Polsce mamy sytuację bardzo dobrą, jeżeli chodzi o poziom wiedzy i świadomości wśród zawodników, ich zrozumienie tej sytuacji. A jest coś niewidzialnego, co utrudnia im wykonywanie zawodu, treningu.

Dochodzi do tego mnóstwo kibiców, którzy są sfrustrowani, bo nie mogą uczestniczyć w zawodach. Pierwsze konkursy wydawały nam się bardzo dziwne, bo była cisza, czego nigdy nie doświadczyliśmy. Przywykliśmy już to tego, ale mam nadzieję, że szybko się odzwyczaimy.

- W Polsce mają się odbyć jeszcze jedne zawody Pucharu Świata, w połowie lutego w Zakopanem. Gdyby się okazało, że można na trybuny wpuścić część kibiców, to na jakich zasadach mogłoby się to odbyć?
- To związane będzie z sytuacją w Polsce. Plany mamy dostosowane do różnych okoliczności, wszystko uzależnione jest od uwarunkowań prawnych. Na chwilę obecne nastawieni jesteśmy na powtórkę ze stycznia, czyli na konkursy bez kibiców. Gdyby pojawiło się światełko w tunelu, to wszystko jest do zorganizowania - dezynfekcja, rozsadzenie kibiców na trybunach, niezależnie od tego, ilu by miało ich być (w grę wchodzi impreza niemasowa, czyli do 999 widzów; tak było podczas Letniej GP w Wiśle - przyp.). Pod koniec lutego w Oberstdorfie są mistrzostwa świata. Niemcy wstępnie mają taki plan, by wpuścić - przy pewnych uwarunkowaniach epidemiologicznych panujących w tej części kraju - dziennie około dwóch i pół tysiąca kibiców na skoki i około dwóch tysięcy na trasy biegowe. Czy to się uda? Trudno powiedzieć.

Sportowy24.pl w Małopolsce

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski