MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Skutecznych rad sposób

Redakcja
Nie była to wiadomość na czołówki gazet, ale ważna. Wzbudziła zainteresowanie.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Premier powołał Radę Gospodarczą. Na jej czele stanął były premier, któremu pięknie rozwinęła się kariera. Zaczął od wożenia ciężarówką drewnianych wałków, został szefem rządu. Później zarobił dużo pieniędzy w Londynie i na czele wielkiego banku w Polsce. Teraz wraca do gmachu, w którym kiedyś był szefem.

To bardzo światowy scenariusz. W dobrze zorganizowanych demokracjach dzieje się dokładnie tak samo. Najpierw polityka. Wysoka, niekiedy najwyższa funkcja rządowa. Później szacowne (i doskonale płacące) instytucje finansowe. Pod koniec tej drogi doradzanie ważnym ludziom. Doświadczenie zdobyte w wysokich urzędach i zarządzaniu gigantycznymi pieniędzmi, mądrość życiowa, dystans do spraw. Idealna kombinacja, która skłania do bezinteresownego doradzania w sprawach najważniejszych.

Poza przewodniczącym i sekretarzem rada ma 9 członków. Zacnych i mądrych ludzi, z mniejszymi od szefa doświadczeniami, ale z dużą wiedzą specjalistyczną. Jest to świetny thinktank, jakich w Polsce rozpaczliwie mało. Są u nas różne dekoracyjne rady. Przeżywają chwilę chwały w momencie powołania, później coraz rzadziej sączą cienką państwową kawę, zagryzając słonymi paluszkami. W końcu zamierają i znikają, choć nie przypominam sobie, żeby którąkolwiek oficjalnie rozwiązano.

Na razie jednak jest dobrze. Dziewięciu mądrych ludzi może sporo premierowi pomóc. Jeśli oczywiście ich mocodawca zechce uważnie słuchać i z dobrych rad korzystać. Z tym u nas jest marnie. Na początek są miłe słowa z najwyższych szczebli, zachwyt mediów i nastrój pobudzonej energii. Później napięcie opada, zainteresowanie też. Doradcy, szczególnie społeczni, niebiorący pieniędzy (jak ci z Rady Ekonomicznej) mogą mieć inne od oficjalnych koncepcje. Mogą, i to jest u nas prawdziwa zbrodnia, domagać się działania. Wtedy następują niekończące się ciche dni, aż wreszcie wszystko zanika.

Mam doświadczenia własne. Byłem kiedyś członkiem takiej rady, która miała zająć się promocją (a raczej jej żałosnym brakiem) Polski. Nie było nominacji w czerwonych okładkach ani pompy. Ruszyliśmy jednak ostro. Dowodził fantastyczny facet, prawa ręka ówczesnej premier. Szybko zdiagnozowaliśmy absurdalną sytuację - ponad 200 milionów złotych w rękach kilkudziesięciu dysponentów. Każdy raczej krew oddałby bezpłatnie niż przekazał do centralnej puli pieniądze, którymi rządził.

Money is honey, mówią znawcy. Mają rację. Zaczęliśmy dreptać w miejscu, bo pani premier wyraźnie nie miała chęci toczyć wojny ze swoimi ministrami i prezesami. To nie była Margaret Thatcher, która nie wiedziała, że istnieje słowo "nie". Rozeszliśmy się w zgodzie. Centralnej koordynacji zasad i pieniędzy nie ma do dzisiaj.

Polityka też rządzi się prawami rynkowymi. Podaż pojawia się tam, gdzie jest popyt. Tak jak w handlu. Jeśli kilkadziesiąt osób zapyta w sklepiku o homary, na pewno się tam pojawią. W polskiej polityce nie ma popytu na mądrość, precyzyjne ekspertyzy i rady. Nie mówię już o krytycznych ocenach, bo te wywołują wściekłość.

Nie ma też rynku na trzeźwość sądów, wiedzę, profesjonalizm. Władza zajmuje się sobą, wie lepiej, nie potrzebuje intruzów. Mieliśmy już kilkunastu premierów, ale nikt nie stworzył żadnego zaplecza wybitnych, niezależnych ludzi, przyjaznych, ale twardych. Etatowi doradcy szybko przekształcają się w dwór. Ma on swoje wewnętrzne gry, intrygi, walkę o względy u szefa. Niewiele czasu zostaje na cokolwiek innego.

To dosyć dziwna sytuacja. Kwitnie gospodarka oparta na wiedzy, ceniona jest przedsiębiorczość intelektualna, rządy korzystają z najlepszych mózgów. Nie da się inaczej rządzić w coraz bardziej skomplikowanym świecie. Będzie coraz trudniej. Wiek XXI to wyścig najlepszych umysłów. Ci, którzy tego nie rozumieją, pozostaną na peryferiach.

Cieszę się więc z powołania Rady Gospodarczej przy premierze. Są tam świetne nazwiska. Szkoda tylko, że nie ma w niej nikogo z przemysłu ani też człowieka, który przeżyłby na własnej skórze praktyczne działania państwa wobec przedsiębiorców. Kogoś w rodzaju Romana Kluski albo jego samego, jeśli miałby ochotę.

Ronald Reagan był świetnym prezydentem mimo nikłej wiedzy o ekonomii. Miał on jednak "kitchen cabinet" - kilkunastu szefów wielkich korporacji, którzy mu bezpłatnie doradzali. Nikt nie załatwiał niczego dla siebie, to było ich siłą. Pracowali dla Ameryki. Dobrze im poszło.

Życzę premierowi, żeby Rada Gospodarcza była jak reaganowski gabinet kuchenny. I żeby wyniki ich współpracy były podobne do amerykańskich. Bardzo nam się przydadzą.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski