Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śledztwo. Kto zabrał materiały z redakcyjnego biurka Ziętary

red.
1 września 1992 roku Jarosław Ziętara po raz ostatni pożegnał się ze swoją dziewczyną i wyszedł z mieszkania do pracy
1 września 1992 roku Jarosław Ziętara po raz ostatni pożegnał się ze swoją dziewczyną i wyszedł z mieszkania do pracy Fot. Archiwum
Publikujemy fragment pierwszej książki na temat głośnego, zagadkowego porwania i zabójstwa Jarosława Ziętary. Dziennikarz zginął w 1992 roku. Do tej pory nie odnaleziono jego ciała, a śledztwo dwukrotnie umarzano. Prokuratura Apelacyjna w Krakowie po czterech latach postępowania skierowała właśnie akt oskarżenia przeciwko poznańskiemu biznesmenowi

Drogą eliminacji różnych wersji dosyć szybko przyjęliśmy jako główną tezę, że zniknięcie Jarka było skutkiem porwania związanego z jego pracą zawodową. Dla zbadania takiego scenariusza kluczowe znaczenie mogły mieć wszelkie autorskie zapiski, nagrania oraz dokumenty, które Ziętara gromadził. Tymi samymi materiałami zainteresowani byli zapewne zleceniodawcy i realizatorzy zbrodni oraz służby specjalne – jednym i drugim zależało na tym samym – ukryciu wszystkich powiązań z dziennikarzem. Nie mam wątpliwości, że aby przejąć potencjalnie obciążające materiały, przynajmniej dwukrotnie przeszukano mieszkanie, które Jarek wynajmował.

Za pierwszym razem stało się to w dniu jego uprowadzenia, w czasie kilkugodzinnej nieobecności w domu mieszkającej wraz z nim Beaty (wyszła z domu wkrótce po Jarku, a wróciła po południu). Zrobili to sprawcy porwania lub współpracujące z nimi osoby. Co zabrali – tego pewnie nie dowiemy się nigdy, wiadomo jednak, że wizyta miała jeszcze jeden istotny cel: podrzucenie dokumentów i notesu Ziętary. Zabierał on je ze sobą, wychodząc z domu. Tymczasem Beata znalazła je w mieszkaniu i to – co niezwykle ważne – w innych miejscach, niż Jarek zwykł je przechowywać. Podrzucenie dokumentów i notesów miało prawdopodobnie na celu wprowadzenie zamieszania w wyjaśnianiu tego, co stało się z dziennikarzem. Mogło sugerować, że wcale nie wyszedł do pracy, bo przecież nie wziął ze sobą tego, co zabierał zawsze.

Mieszkanie przy ul. Kolejowej 49 przeszukano po raz drugi po tygodniu od zniknięcia. Pretekstem było pobranie z niego... odcisków palców. Wykonanie takiej czynności było pozbawione racjonalnych podstaw. Ziętara nie był bowiem wówczas traktowany jako ofiara przestępstwa, tylko jako osoba zaginiona, a badanie odcisków palców nie należy do czynności wykonywanych podczas poszukiwań. Tym bardziej, że badania daktyloskopijne przeprowadzono pod nieobecność Beaty, a od niej samej odcisków nie pobrano, mimo iż daktyloskopowanie domowników to standard w takich sytuacjach, wynikający z konieczności eliminacji najczęściej występujących w danym miejscu śladów.

O tym, że pobranie odcisków z mieszkania było tylko pretekstem, świadczą dwie ważne okoliczności. W aktach nie ma śladu informacji o tym, kto zlecił przeprowadzenie badań, a bez tego takie czynności nie zostałyby wykonane. Na dodatek z wyników daktyloskopijnych nie zrobiono żadnego użytku – nie zlecono sprawdzania odcisków w kartotekach. Prawdopodobnie wraz z technikami policyjnymi do mieszkania weszły osoby, które miały do zrealizowania określoną misję. Kto był inicjatorem tego przeszukania, także nie wiadomo. Równie dobrze mogło chodzić o Urząd Ochrony Państwa, jak i o osoby zamieszane w zbrodnię na dziennikarzu. Jedni i drudzy mogli mieć wpływ na działania policji.

Mam pełną świadomość, że dwa pierwsze przeszukania trudno udowodnić. Przekonanie, że je przeprowadzono, opiera się wyłącznie na poszlakach wspartych dedukcją. Nie ma natomiast żadnych wątpliwości co do trzeciego przeszukania — przeprowadzono je bowiem w redakcji „Gazety Poznańskiej”, i to w obecności pracujących tam osób. Jego celem było biurko Jarka stojące na dużej hali, między kilkunastoma innymi.

Do dzisiaj zastanawiam się, co takiego kryło, że zdecydowano się na tak ryzykowny krok. Może wynik przeszukań w mieszkaniu był niezadowalający, a może uznano, że lepiej dmuchać na zimne i pozbyć się wszelkich śladów. Generalnie wiem, co znajdowało się w szufladach biurka Ziętary. W pierwszych dniach po jego zniknięciu zajrzałem do nich wraz z redakcyjnymi kolegami. Zobaczyłem kilkanaście kaset magnetofonowych, które były wtedy używane do nagrywania w dyktafonach. Prócz nich były dyskietki służące wówczas do zapisywania artykułów (pierwsze komputery w „GP” nie miały twardych dysków, a popularny nośnik danych, czyli pendrive na USB, nie został jeszcze wynaleziony) oraz jakieś papiery ułożone w stos.

Żałuję, że nie sprawdziliśmy, co jest nagrane na kasetach i dyskietkach, ani nie zajrzeliśmy do dokumentów. Nie było jednak ku temu powodów, to był jeszcze czas, w którym liczyliśmy, że może sprawa zniknięcia Jarka skończy się happy endem. Kasety i dyskietki, a być może także jakieś dokumenty, zabrało kilku mężczyzn, którzy przyszli do redakcji, przedstawiając się jako policjanci. Nikt ich nie legitymował. Początkowo ufaliśmy poznańskiej policji. Ja ufałem jej chyba nawet bardziej niż koleżanki i koledzy z dziennikarskiej grupy śledczej.

Zajmowałem się bowiem w „Poznańskiej” sprawami dotyczącymi przestępczości i znałem z dobrej strony wielu funkcjonariuszy, co było podstawą do zaufania. Uznawałem wtedy policję, podobnie zresztą jak UOP, za sojusznika w staraniach o wyjaśnienie tego, co stało się z naszym kolegą. Dlatego kiedy tamtego dnia podający się za funkcjonariuszy policji mężczyźni zabierali kasety i dyskietki, nikt nie zażądał od nich wylegitymowania się, sporządzenia protokołu czy choćby zostawienia pokwitowania rekwirowanych rzeczy.

Kto zabrał tamte materiały? Pewne jest tylko, że nie zrobili tego policjanci. Po ujawnieniu przeze mnie w jednym z artykułów, że osoby podające się za policjantów zabrały rzeczy Jarka, w Komendzie Wojewódzkiej podjęto starania, by to wyjaśnić. Przesłuchano wówczas wszystkich policjantów z komendy na Grunwaldzie, którzy zajmowali się poszukiwaniami Ziętary (znaliśmy ich z widzenia, więc od początku wiedzieliśmy, że to nie oni ogołocili biurko).

O konkluzjach z tych wyjaśnień powiadomił redakcję ówczesny zastępca komendanta wojewódzkiego Krzysztof Krzyżański. „Wiedzę na ten temat posiada redaktor Jerzy Nowakowski” — napisał o kasetach i dyskietkach zabranych z biurka w przesłanej faksem do „GP” odpowiedzi na mój artykuł. Nie została ona nigdy opublikowana. Jerzy Nowakowski w czasie porwania Jarka, i przez wiele kolejnych lat, był zastępcą redaktora naczelnego. Pytany przeze mnie o stanowisko policji na ten temat, wielokrotnie zaprzeczał, że wie, kim byli osobnicy przeszukujący biurko Ziętary.

Nie byli to policjanci, więc kto? Przez wiele lat byłem przekonany o tym, że akcję tę przeprowadzili funkcjonariusze Urzędu Ochrony Państwa. Może obawiali się, że Jarek nagrał rozmowę dotyczącą próby zatrudnienia lub werbunku albo spotkanie z jakimś swoim informatorem ze specsłużb?

Za takim scenariuszem przemawiała wtedy logika. Coraz częściej jednak myślę o tym, że policjantów mogły udawać osoby wysłane w celu „posprzątania” tropów wiodących do osoby czy osób, którym zależało na zamknięciu na zawsze ust dziennikarzowi „Gazety Poznańskiej”. Bez względu na to, kim byli zagadkowi mężczyźni i dla kogo pracowali – oni lub ich zleceniodawcy musieli być zdesperowani, skoro odważyli się w biały dzień wejść do redakcji i na oczach pracowników zabrać materiały z biurka Jarka.

***

Sprawa Ziętary. Zbrodnia i klęska państwa

Krzysztof M. Kaźmierczak, Piotr Talaga

Wydawnictwo Zysk i s-ka

„Sprawa Ziętary. Zbrodnia i klęska państwa” przedstawia nieznane fakty

dotyczące destrukcyjnego, przestępczego wpływu tajnych służb na wyjaśnianie zbrodni.

Pokazuje bulwersujące tajniki wcześniejszych nieudanych śledztw

i kulisy podjętego w 2011 roku postępowania prokuratorskiego.

Mówi o zacieraniu śladów i zagadkowych zgonach podejrzanych.

Dowodzi, że polskie państwo poniosło klęskę, wykazując swoją bezsilność

wobec sprawców i zleceniodawców zbrodni uderzającej w podstawy demokracji.

Obarcza państwo współodpowiedzialnością za tę zbrodnię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski