18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Smakować życie

Redakcja
Ania Starmach i szef szkoły Le Cordon Bleu Fot. archiwum A. Starmach
Ania Starmach i szef szkoły Le Cordon Bleu Fot. archiwum A. Starmach
Ma zaledwie 23 lata, mnóstwo wdzięku, piękny uśmiech, roziskrzone oczy i radość życia. Studiuje historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wulkan energii.

Ania Starmach i szef szkoły Le Cordon Bleu Fot. archiwum A. Starmach

Wiele z tych cech odziedziczyła zapewne po swoich rodzicach - Teresie i Andrzeju Starmachach, słynnych krakowskich kolekcjonerach sztuki i właścicielach niezwykłej galerii. Na pewno też po cioci - Teresie Starmach, siostrze Andrzeja, niegdyś wiceprezydent Krakowa, która zasłynęła z brawurowych występów w Reality Shopka Szoł w Grotesce. Anna Starmach - okrzyknięta mianem polskiej wersji Nigelli Lawson, brytyjskiej gwiazdy kuchni. Tak określono młodziutką krakowiankę, która zwyciężyła w organizowanym przez TVN show "Gotuj o wszystko". Swoimi kulinarnymi arcydziełami rzucała na kolana kolejnych jurorów, wśród których nie brakowało prawdziwych znawców kuchni i smakoszy jak Maciej Nowak czy Piotr Bikont. Zna dziesiątki wybornych przepisów, a jak twierdzą znawcy jej tatar ze śledzia podany na carpaccio z troci z dodatkiem sosu chrzanowego i świeżo startej brukwi oraz zupa krem z ziemniaków podana z boczkiem i placuszkiem ziemniaczanym to prawdziwe rarytasy. Wydaje się, że nie ma dla niej w kuchni rzeczy niemożliwych, a i w życiu radzi sobie z wieloma komplikacjami. Choćby tą, że czasami na nagrania programu "Gotuj o wszystko" przylatywała z Mediolanu, gdzie właśnie odbywał stypendium Erazmusa.

Jury w składzie Andrzej Polan, Maciej Nowak i gość specjalny - aktorka Daria Widawska oceniało zmagania kulinarne finalistek "Gotuj o wszystko". Dziewczyny miały zadanie niełatwe, bo gośćmi finału były wszystkie uczestniczki programu, które również próbowały przygotowywanych dań. - To była wspaniała zabawa i przygoda - mówi Ania. - Potwornie się denerwowałam, a zwycięstwo dało mi nieprawdopodobną radość. O finał walczyłyśmy we trójkę: Małgosia Przedrzymirska, Olga Głębicka i ja. Odbył się 19 maja w warszawskiej restauracji Boathouse podczas specjalnego wydania Dzień Dobry TVN.

Nie było łatwo, było śmiesznie, a czasami nawet było płaczliwe - tak finał programu "Gotuj o wszystko" podsumował jeden z jurorów, Andrzej Polan. I on właśnie był przyczyną wielu stresów zawodniczek, gdyż zgodnie z zasadami "piekielnej kuchni" miał im utrudniać życie wyprowadzając je z równowagi zaskakującymi informacjami i stresującymi uwagami. To była prawdziwa szkoła przetrwania w trudnych warunkach.

Zadania finałowe były skomplikowane. Przede wszystkim chodziło o gotowanie i dziewczyny przygotowywały potrawy, pokazując widzom i jury swoje osobowości kulinarne. Anna Starmach okazała się kulinarną arystokratką, Małgorzata Przedrzymirska zabrała jury w kulinarną podróż po kuchniach świata, a Olga Głębicka zaprezentowała tradycyjne smaki domowej kuchni. Poza potrawami jury oceniało poczucie humoru i inteligencję uczestniczek. Panie odpowiadały też na podchwytliwe pytania: Do jakich warzyw i owoców można porównać Darię Widawską, Jolantę Pieńkowską, Macieja Nowaka i Wojtka Jasielskiego? Dowiedzieliśmy się, że Daria to ...dostojny por, Jolanta Pieńkowska to sałata karbowana, Maciej Nowak to duży bakłażan, a Wojtek Jagielski to wykwintny szparag.
Wszystkie dziewczyny wykazały się talentem kulinarnym, poczuciem humoru i inteligencją. Jednak wygrać mogła tylko jedna. To właśnie Ania zdobyła uznanie jurorów oraz sympatię widzów - osobowością, przebojowością i ujmującym uśmiechem. No i oczywiście kulinarnym talentem. A jakimi specjałami pokonała rywalki? - Przygotowałam doradą w sosie szparagowym z pierożkami szałwiowymi i chrupkami z ziemniaków. Na deser było millefeuille z ciasta kruchego z kremem waniliowym, truskawkami z dodatkiem sosu rabarbarowego i świeżej mięty - wspomina Ania.

Od początku programu Ani i innym kandydatkom do tytułu telewizyjnej Gwiazdy Kulinarnej towarzyszyły przyprawy Kamis, które zadbały nie tylko o smak konkursowych potraw, ale również o gorącą atmosferę programu i cenne nagrody. - W nagrodę za zwycięstwo otrzymałam półroczny kontrakt na prowadzenie autorskiego programu kulinarnego w TVN, wyjazd na Sycylię i praktykę w hotelu Sheraton pod okiem szefa kuchni.

A co trzeba zrobić żeby wygrać telewizyjny szoł kulinarny? - Trzeba wysłać swój popisowy przepis, zgłoszenie, zdjęcie i czekać na odpowiedź organizatorów - śmieje się Ania. - Moja mama mówiła mi w dzieciństwie, że dobrego artystę poznaje się po tym jak maluje konie, a dobrego kucharza po jakości jego sufletów. No więc wysłałam przepisy na kilka sufletów - niegdyś mitycznych dla mnie dań.

Wysłała, przeszła przez kolejne eliminacje i wygrała. Dlaczego ona, studentka historii sztuki? - W moim przekonaniu w życiu człowieka nic nie dzieje się bez powodu. Moja długa przygoda z gotowaniem zaczęła się od tego, że wyjechałam do Paryża, gdzie miałam opiekować się dziećmi. U hrabiny lat 89 i 185 cm wzrostu, pochodzącej ze słynnej arystokratycznej rodziny Bacot posiadającej piękny pałac w Burgundii. Po przyjeździe szybko się okazało, że w pałacu mieszkają jej synowie, wnuki, prawnuki, że codziennie do stołu siada nawet i dwadzieścia osób, więc potrzebna jest osoba gotująca. I szybko zaczęłam, codziennie gotowałam dla 20-30 osób. Hrabina wymagała kuchni francuskiej na najwyższym poziome. Nie ukrywam, że początkowo nie miałam o niej pojęcia. Choć o gotowaniu pojęcie miałam, bo w mojej rodzinie dużo się je, więc dużo się gotuje. Odkąd pamiętam sercem naszego domu była i jest kuchnia. Świetnie gotowała babcia - najlepsze pierogi ruskie na świecie, świetnie gotują mama, tata i ciocia. Tak więc pojęcie o gotowaniu miałam, znałam język francuski i mogłam korzystać z książek kucharskich pochodzących ze wspaniałej biblioteki hrabiny. Codziennie rano przedstawiałam hrabinie menu, była zawsze zachwycona, bo z kolei ona nie miała pojęcia o gotowaniu. Przyznam szczerze, że Francuzi byli zauroczeni tym, że jakaś młoda dziewczyna z Polski, miałam wtedy 20 lat, tak dobrze gotuje francuskie dania.

Ania zauroczyła domowników hrabiny wołowiną w czerwonym winie, sufletami na słono i słodko - typowo francuskimi daniami, natomiast kuchnią polską nie rzuciła swych stołowników na kolana. - Kiedy opowiadałam im o barszczu z buraków i o pierogach z serem i ziemniakami, a nie daj Boże o makowcu - patrzyli na mnie jak na trochę zwariowaną dziewczynę. A tak prawdę powiedziawszy ten pobyt to była ciężka praca: cały dzień w kuchni, a przy tym nie szczędzono mi uwag i krytyk. Sielanki nie było, ale byli ze mnie zadowoleni.
Po dwóch pracowitych miesiącach wakacyjnych Ania wróciła na studia. Ale szybko poczuła, że czegoś istotnego brakuje jej w życiu. Odbyła rozmowę z ojcem, że może restauracja, a nie historia sztuki... Ojciec uznał, że w porządku, ale musi najpierw poznać smak gotowania w restauracji. Wtedy rozpoczęła praktykę w Hotelu Starym poznając pasjonatów kuchni i urok pracy w świątek i piątek. Niebawem, będąc na studenckim objeździe po Paryżu, nikomu nic nie mówiąc urwała się z wycieczki i poszła na rozmowę z profesorem wykładającym w paryskiej szkole kucharskiej Le Cordon Bleu prowadzącej roczny, przyspieszony kurs gotowania dla ludzi z całego świata. - Zakochałam się w tej szkole i decyzja była jedna: urlop dziekański, wynajmowanie mieszkania i ukończenie szkoły w Paryżu. Tata wyraził zgodę zachowując zimną krew, mama była zszokowana, zgodziła się pod warunkiem, że po roku wrócę na studia. Ta szkoła to było coś fantastycznego: międzynarodowe towarzystwo, miłość pedagogów nieznudzonych życiem do przekazywania kulinarnych tajników uczniom, wspólne wieczory przy różnych kuchniach świata. W tej szkole nauczyłam się uruchamiać wyobraźnię przy zakupach i gotowaniu. Z dnia na dzień coraz lepiej wychodziło mi komponowanie smaków, zapachów, dań. To tam nauczyłam się eksperymentowania i zasady, że gotowania nie wolno się bać. Dziś jak widzę na targu produkty to od razu rodzi mi się w głowie danie.

Na zakończenie kucharskiego roku szkolnego odbyła się ceremonia wręczenia medali i dyplomów. Przyjechali rodzice i znajomi kursantów - niektórzy wystąpili na ceremonii w swoich narodowych strojach, np. Japończycy w kimonach. - Moi rodzice też przyjechali. Byli bardzo dumni, kiedy ogłoszono, że szkołę ukończyłam z wyróżnieniem. A finałowe potrawy nie były łatwe, bo należało je przygotować z konkretnych składników. Były wśród nich m.in. dorada, szparagi i obowiązkowo rabarbar. Głowiłam się jak to połączyć? W efekcie zrobiłam pierożki ravioli z koprem włoskim, parmezanem, porto i rabarbarem właśnie jako akompaniamentem do ryby, co zachwyciło jury i zebrałam wiele gratulacji. A oceniali nas wybitni szefowie kuchni. - Ania serwuje w domu różne cuda. No, cóż. Kiedyś pytano ją, czy Andrzej Starmach to jej ojciec. Dziś pytają mnie, czy Ania to moja córka. Już się pogodziłem z taką koleją rzeczy - żartuje tata, bardzo dumny ze swojej córki.

Od ukończenia paryskiej szkoły to właśnie Ania wydaje domowe wytworne przyjęcia dla przyjaciół rodziców. Wtedy ojciec, kucharz znakomity, twierdzi, że może co najwyżej u swej córki w kuchni obierać marchewkę. A co Ania serwuje dla przyjaciół rodziców? Jest fanką carpaccio - dania kuchni włoskiej. Tradycyjnie przygotowuje się je z surowego mięsa wołowego, łososia lub tuńczyka. Danie pierwszy raz podano w Wenecji w 1950 roku hrabinie Amalii Nani Mocenigo, kiedy ta poinformowała właściciela lokalu Harry's Bar, że doktor rekomendował jej jedzenie mięsa jedynie surowego. Właściciel baru - Giuseppe Cipriani - nazwał nowe danie carpaccio, ponieważ przypominało mu ono kolorystycznie obrazy renesansowego malarza weneckiego Vittore Carpaccio. Być może i Ania, historyk sztuki, polubiła to danie ze względu na jego malarską urodę? Ale wracając do przyjęć naszej mistrzyni. Podczas ostatniej kolacji podała właśnie carpaccio z jelenia z kaparkami serwowane na kruchym cieście z parmezanem, kiełkami z rzeżuchy. Następnie zajadano się chipsami ziemniaczanymi z marynowanym tuńczykiem, czerwonym pieprzem i sosem z czerwonej papryki. No i w końcu była fois gras, czyli gęsia wątróbka na ciepło z sosem cynamonowym i grzanką. To nie wszystko, ale całego menu przecież nie zdradzimy. No, może dodajmy, że Ania zrobiła też czekoladki koniakowe. Czyż osoba tak gotująca mogła nie wygrać kulinarnego szoł? A przecież nie było łatwo, bo musiała przejść kolejne eliminacje, gotować w plenerze, przejść przez "piekielną kuchnię, poddać się ocenie jury, przygotowywać kolacje dla wybitnych znawców kuchni jak Piotr Bikont oraz Barbara i Piotr Adamczewscy. Była też "taneczna" kolacja, którą oceniali jurorzy z "Tańca z gwiazdami" - Piotr Galiński i z "You can dance" - Michał Piróg i Augustin Egurolla. Zdarzały się też zaskakujące sytuacje, kiedy np. konkursowe dania przygotowano z mięsa, a w ostatniej chwili okazało się, że Michał Piróg jest wegetarianinem i szybko trzeba było przygotować "zastępcze" risotto. - Najbardziej ceniłam sobie zdanie krytyków kulinarnych. Kiedy przygotowałam carpaccio z buraka, rzepy, selera i kalarepki, a do tego podałam kurczaka marynowanego w sosie balsamicznym i tymianku od Piotra Bikonta usłyszałam, że danie jest rewelacyjne i powinno się znaleźć w menu dobrej restauracji. Byłam w siódmy niebie. Wie pani, z czego też jestem dumna? Pamiętam, jak mama mówiła znajomym, że przerwałam studia, żeby kończyć szkołę kucharską, to patrzono na nią ze współczuciem: córka kucharka. Dziś ci sami znajomi nie mogą się nadziwić, jak można w kuchni czarować takie cuda. To jest dowód na to, że wszystko, co się robi, trzeba robić z miłością. A ja kocham gotować. I kocham sztukę. Na szczęście dziś nie muszę decydować, co będzie później. Na razie nie muszę wybierać. Cieszy mnie, że tyle się w moim życiu wydarzyło, że przede mną program w telewizji, praktyka w Sheratonie, wyjazd na Sycylię. Dziś wiem, że warto w życiu buntować się przeciw utartemu porządkowi, by realizować marzenia. Kocham to, co robię, innym też to się podoba - jest pięknie. A co będzie w przyszłości? Może restauracja?

JOLANTA CIOSEK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski