„Francis Veber, autor sztuki, nakręcił według „Kolacji dla głupca” film, który dostał Oskara, a we Francji pobił rekordy oglądalności. W Polsce zapowiada się także teatralny rekord. „Już dziś w warszawskim Teatrze Ateneum trudno zdobyć bilety” - pisał po premierze „Twój Styl”. I choć pomylił się w kwestii Oskara (były trzy Cezary), sukces przewidział trafnie. Sztuka od maja 2001 r. została zagrana osiemset kilkadziesiąt razy i pewnie będzie grana do końca świata, a nawet jeden dzień dłużej. Wcielający się w postać Francoisa Pignona Krzysztof Tyniec przewiduje, że za ileś lat do każdego anonsu, w którym przed spektaklem pojawia się prośba o wyłączenie telefonów komórkowych, będzie dodawany komunikat: „Chodzik dla Piotra Fronczewskiego ufundowała firma X. Aparat słuchowy dla Krzysztofa Tyńca - firma Y”.
Szczęśliwie na razie takie dodatkowe rekwizyty mogą być jedynie elementem żartu, bowiem i Tyniec, i Fronczewski jako Pierre Brochant w formie są znakomitej. Grają koncertowo, a zarazem bez zbędnych szarż. Sam tekst zawiera tyle puent, bon motów, zwrotów akcji i komicznych sytuacji, że niczego dodawać nie trzeba. Wystarczy talent obu aktorów. To oni przez dwie godziny nie schodzą ze sceny, jeden jako szyderca i cynik, drugi - wyznaczony do roli tytułowego głupca, mającego służyć do zabawy innym. Krzysztof Tyniec (nam, spoza Warszawy, znany choćby z kabaretu Olgi Lipińskiej czy sitcomu „Daleko od noszy”) wznosi się w tej roli na szczyty aktorstwa. Jest w jego grze umiar, styl, ale też niejednoznaczność, która przyciąga uwagę od pierwszego wejścia na scenę. Oto szary urzędnik, zamęczający wszystkich opowieściami o swej pasji - budowaniu z zapałek miniatur słynnych budowli, nieświadom ani swego gadulstwa, ani męczącej chęci niesienia pomocy i związanych z tym niezręczności, z którego śmiejemy się, by z czasem poczuć do niego sympatię. Oto farsa, która szlachetnością gry wznosi się na wyższy poziom.
Wieczór w krakowskiej PWST (że też przez 15 lat nikt tego spektaklu do Krakowa nie zaprosił, tym większa chwała dla ŚOK - organizatora KMT) był też sposobnością, by uhonorować Fronczewskiego, który w czerwcu skończył 70 lat, a i obchodzi w tym roku trzy inne jubileusze: 60 lat temu pojawił się pierwszy raz na scenie Teatru Syrena, gdzie pracował jego ojciec, od ćwierćwiecza jest aktorem Ateneum, no i od 15 lat wciela się w owego cynika Brochanta. Był zatem tort (od cukierni Róża) i to w kształcie motoru, jako że to jedna z pasji aktora.
To był cudownie radosny wieczór. Na przekór światu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?