Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć pod kasztanem

Paweł Głowacki
Tym razem czytano wiersze Szymborskiej, Barańczaka, Herberta...
Tym razem czytano wiersze Szymborskiej, Barańczaka, Herberta... fot. Wacław Klag
Salony. Czy przytrafił się kiedyś dzień bez śmierci? Czy zdarzył się dzień, w którym ktoś nie poczuł nagle bólu po stracie kogoś, bólu na widok pustego krzesła, samotności opuszczonych rzeczy w szafie i lustra, co już nie powtarza twarzy, którą powtarzało?

Ostatni Salon Poezji był Salonem Zaduszkowym. Był godziną niedzielną tydzień przed 1 listopada. Za wcześnie? W sam raz. Ta niedziela 25 października - dzień dla pamięci o zmarłych dobry jak każdy dzień, od zawsze. Halina Jarczyk na skrzypcach i Konrad Mastyło na fortepianie grali drobiny melancholijnych muzycznych opowieści Wojciecha Kilara.

Natalia Strzelecka, Anna Tomaszewska, Maciej Jackowski i Tomasz Międzik czytali wiersze Szymborskiej, Barańczaka, Herberta, Miłosza i Różewicza. Czytali słowa o posmaku elegijnym, słowa tych, co już ich nie ma, co odeszli dawno temu lub dopiero co. Za oknami - cudowne słońce świeciło. Miłe ciepło wszędzie, takie ciepło i zachwycające kolory. Niedziela doskonała. Żyć się chciało.

Z reguły inaczej bywało. Zaduszkowe Salony wybrzmiewały zawsze nocą przed 1 listopada i były dostojeństwem. Przygaszone światła, zapach świec, zapalanych dla zmarłych, słowa podawane dyskretnie, szarą, płaską intonacją. Nie mówię, że żyć się odechciewało, ani nie oceniam, co lepsze, a co gorsze. Nie. Mówię tylko, że tym razem było słonecznie, ciepło i barwnie.

Przypomniał się Eliot, nauczający, że świat kończy się skomleniem, nie patosem. A także wyznanie Białoszewskiego, iż tyle śmierci wokół - że odechciewa się pychy umierania. Tak, potężnie w niedzielę zabrzmiał Miłosza wiersz o podszewce świata, co ją poznamy po naszym końcu. Zwłaszcza to Miłosza nieuchronne pytanie: a co, jeśli świat nie ma drugiej strony, jeśli nie ma tam żadnych odpowiedzi i okaże się, że drozd na gałęzi to tylko drozd na gałęzi?

Gdy w środku niedzieli zwyczajnej jak inne dni padło na Salonie to pytanie, zamarzyłem o Salonie cudownych napisanych śmierci. Cudownych, bo nie patetycznych, nie patriotycznych, nie idących z pokoleń w pokolenia. Jak sto fenomenalnych śmierci w „Stu latach samotności” zmarłego chwilę temu Marqueza.

Choćby śmierć Pułkownika Aureliana Buendi, postaci naczelnej. Pewnego dnia swojej starości poczuł, że musi oddać mocz pod kasztanem na patio, lecz nie poszedł tam od razu. Stanął w drzwiach domu, by zobaczyć maszerujących cyrkowych kuglarzy i spojrzeć w twarz swojej żałosnej samotności. Dopiero wtedy ruszył pod kasztan. Wciąż myślał o cyrku. „I siusiając próbował dalej myśleć o cyrku, ale już nie odnalazł wspomnienia. Wtulił głowę w ramiona, jak kurczak, i znieruchomiał z czołem opartym o pień kasztana”.

To wszystko. On, narodowy bohater, który zorganizował trzydzieści dwa zbrojne powstania, skończył sikając na drzewo gdzieś na tyłach świata, który jego trupa odkrył przez przypadek. Marquez jest mistrzem spokojnych finałów. „Rodzina nie wiedziała o niczym do następnego dnia, do jedenastej rano, kiedy Santa Sofia de la Piedad poszła wyrzucić śmieci na koniec podwórza i uwagę jej zwróciły kołujące sępy”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski