Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spal żółte kalendarze?

Redakcja
Co roku pojawiał się w listopadzie, najpóźniej w grudniu. Czekało się na niego z pewną dozą niecierpliwości, bo w domu widywano go rzadko, a zawsze budził sympatię.

Barbara Rotter-Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW

Jakżeby nie, skoro przynosił szczęście. Mówię oczywiście o kominiarzu, który pod koniec roku – oprócz wyżej wymienionego szczęścia – przynosił również kalendarz. Nie było to zbyt wysmakowane dzieło sztuki poligraficznej – ot, kartka papieru nieco grubszego niż gazetowy, w środku narysowana sylwetka uśmiechniętego kominiarza i wypisany rok, a na górze i na dole – miesiące, tygodnie, dni z zaznaczonymi imieninami i świętami. Kominiarz dostawał w zamian parę groszy, życzył "do siego roku” i szedł do następnego mieszkania. Zostawał kalendarz, czasem też okruszek szczęścia albo przynajmniej nadziei na nie.

Gdy nadchodził nowy rok, mama wkładała ten tradycyjny podarunek od kominiarza za szybkę w kuchennym kredensie i tak służył nam wiernie przez dwanaście miesięcy. Znaczyło się na nim daty rodzinnych uroczystości i różne inne ważne terminy. Inna rzecz, że niekiedy nie było wiadomo, o czym i komu ma przypominać wielkakropka albo "ptaszek”… W każdym razie kalendarz w domu był jeden… Nie trzeba było z niego zrywać kartek i zawsze było wiadomo, gdzie jest. Ale konkurencja nie spała… Najpoważniejszą stwarzała prasa, bo wiele gazet zaczęło drukować kalendarze w świątecznych wydaniach. Były równie przaśne jak te od pana kominiarza.

Dziś trudno to już sobie nawet wyobrazić, bo przeżywamy zalew wydawnictw tego rodzaju. Prawie każda firma za punkt honoru uważa wydanie własnego kalendarza, który ma być jednocześnie jej promocją. Pojawiają się więc ścienne dzieła sztuki z reklamami oczyszczalni ścieków, leku przeciw biegunce (albo odwrotnie), widokami cmentarzy itp. Dla każdego coś miłego… Pomysłów nie brakuje. W tym kontekście banałem są oczywiście rozebrane panienki czy muskularni panowie eksponujący swe wdzięki.

Ale w tej masie trafiają się prawdziwe perełki – kalendarze z pięknymi fotografiami przyrody, miast, reprodukcjami obrazów, portretami ludzi, ciekawymi grafikami na naprawdę dobrym poziomie. Takiego dzieła sztuki żal się pozbywać, toteż ląduje w przepastnej komodzie w oczekiwaniu na nadejście roku o takim samym układzie dat, albo po prostu na pamiątkę. Apel Piotra Szczepanika sprzed lat "Spal żółte kalendarze” najwidoczniej nie zawsze zostaje wysłuchany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski