Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spektakl

Redakcja
Nie wiem jak państwo, ale jeśli idzie o mnie, na długo przed obejrzeniem filmów w rodzaju "Matrix” miałem wrażenie, że całe życie gram w jakimś spektaklu. Być może ktoś kiedyś żył w nieciekawych czasach, moje, od chwili kiedy sięgnę pamięcią, zawsze były ciekawe.

Marcin Wolski: SPRAWKI Z WARSZAWKI

Niekiedy przypominały do złudzenia scenariusze filmowe – w warstwie obyczajowej ocierały się o południowoamerykańską telenowelę, bywały kameralnym dramatem rodzinnym, to znów wielkim freskiem historycznym.

Kiedy miałem 20 lat, wydawało mi się, że filmy wojenne czy sensacyjne kino akcji nas nie dotyczą. Jednak już rok później wydarzenia marcowe przypomniały scenariusz pisany przez Orwella, a interwencja w Czechosłowacji wypisz wymaluje demaskatorskie kino rewolucyjne. A potem?

Niczego nie da się porównać z serialem religijnym "JP II”, przewyższającym rozmachem i udziałem milionów statystów, jakąkolwiek superprodukcje Hollywoodu czy Bollywoodu. Przydarzyła się nam też "Solidarność”, kiedy wręcz czuło się po drugiej stronie kamery obecność jakiegoś Eisensteina czy Griffitha, i stan wojenny, z ludzkimi dramatami, jakich nie powstydził by się Orson Welles.

Bywały chwile, kiedy wyglądało, że do joysticka sterującego losami świata dorwał się szatan – np. wtedy, gdy pasażerskie samoloty wbijały się w wieże World Trade Center, anioł – kiedy, jak w optymistycznej opowiastce Dobro wgrywało w kolejnych "Demoludach” (Jedynie w odcinku rumuńskim zatriumfował czarny humor!). A może, myślałem, wielcy scenarzyści po śmierci dołączają do grona konsultantów Geniusza Dziejów?

Podobnie wyglądało, że nawiedzające świat tsunami, wybuchy wulkanów czy trzęsienia ziemi skutecznie ścigają się z filmami katastroficznymi. Równocześnie spiski i kontrspiski, agentury i mroczne siły co i rusz wyłaziły na radosną gębę świata, niczym majaki Ludlumów, Forsythów czy Grishamów. I to mimo oficjalnych przekonywań, że nic takiego nie istnieję na tym najlepszym z możliwych światów.

Przeżyliśmy niezliczona ilość zwrotów akcji, nagłych przerw z napisem – "tu be continued”. Co chwila doskonale ustawione dekoracje waliły się jak kostki domina – afrykańskie kolonie w latach sześćdziesiątych, sojusznicy Zachodu w latach siedemdziesiątych, sowieccy lennicy Jesienią Ludów, czy reżimy arabskie obecnie...

Najgorsze, że w owym niekończącym się cinema verite nigdy nie wiadomo, czy mamy do czynienia z tragedią czy komedią. I kiedy już cieszymy się happy endem, okazuje się, że scenarzystą był jednak Hitchcock.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski