Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spojrzenie za zegarek

Redakcja
W PRL powstało zdjęcie, które zdobyło wszelkie możliwe nagrody.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Pierwszy sekretarz Edward Gierek i premier Piotr Jaroszewicz spoglądali z poważnymi minami na zegarki. Podpis "Przyspieszajmy, obywatele” zachęcał do pilnej pracy i szybszego budowania socjalizmu. Nawiasem mówiąc autor, świetny fotografik Bogdan Łopieński, zrobił jeszcze jedno słynne ujęcie. Na Dworcu Centralnym Breżniew z lubieżnie przymkniętymi oczyma całował Gierka: usta w usta. Cenzura zamknęła je w najgłębszym sejfie, ale i tak wyciekło, ciesząc szyderców.

Czasy są inne i zegarki też. Marzę, żeby ktoś zrobił takie ujęcie jak największej grupie polityków, spoglądających na swoje roleksy, breitlingi i vacheronconstantin. Tylko podpis powinien brzmieć inaczej: "przyspieszajcie do cholery”. Inaczej niż w PRL, to nie my dzisiaj powinniśmy przyspieszyć, tylko oni.

Muszę sprawdzić swój komputer, czy nie ma tam dodatkowego kabelka. Ledwie wystukałem jadowity komentarz o niedopuszczalnym opóźnieniu w powoływaniu nowego rządu, a już nastąpiło przyspieszenie. Zamiast w styczniu przyszłego roku, gabinet zostanie zaprezentowany w końcu listopada. Okres chaosu i przepychanek skrócony zostanie o dwa miesiące. To dobra wiadomość. Zła jest taka, że przez prawie dwa miesiące Polską pokieruje gabinet tymczasowy. Nikt nie będzie się w nim wysilać w żadnej sprawie. Młyny intryg i plotek rozkręcą się pełną parą. Tak czy inaczej, praca naprawdę zacznie się w końcu stycznia. W grudniu wszyscy zajmą się opłatkami, a później – odpoczynkiem. Nikt nie będzie spoglądać na zegarek, bo nie będzie potrzeby. Później zaś zabraknie na to czasu.

Tymczasem w interesie własnym i Polski politycy nie mogą odrywać oczu od cyferblatu oraz kalendarza. Na początku kampanii Donald Tusk, nieformalnie zresztą, powiedział "nie ma z kim przegrać”. Rzeczywiście, nie przegrał. Po wygranych wyborach można jednak łatwo popłynąć. Wystarczy zacząć dryfować na początku. Później pójdzie już łatwo. I szybciej niż komukolwiek się zdaje.

Jeszcze nie minął tydzień od wyborów, a już wszystko powróciło do marnej codzienności. Politycy nie wychodzą z telewizji, gdzie zajmują się, jak zwykle, sobą. Jakaś klątwa wisi nad naszym życiem publicznym. Przed wyborami chodzi o to, żeby wygrać. Po wyborach zaś chodzi… No właśnie, o co? O posady, to oczywiste. Jak już jednak je zajmą, umoszczą się w gabinetach, załatwią robotę swoim, co będą zwycięzcy robić dalej? Nie wystarczy kilka wypraw służbową limuzyną do studiów telewizyjnych i radiowych. Trzeba zacząć robić jak najwięcej i jak najszybciej.

Polskę czeka wielka praca. Straciliśmy wiele pustych lat. Nieźle szło, więc nikt się nie wysilał. Płynęły pieniądze z Unii, przysyłali je harujący za granicą rodacy. Państwo w międzyczasie puchło, armia urzędników rosła. Wskutek nieudolnego zarządzania budujemy najdroższe autostrady i stadiony świata. Na metr mieszkania pracuje się u nas trzy miesiące – w założeniu, że chętny nic nie je, nie pije, nie korzysta z niczego i chodzi w osobiście wykonanej przepasce na biodra.

Nie ma żadnego wielkiego projektu dla Polski, ani krajowego ani międzynarodowego. Strategia gospodarcza nie istnieje, społeczna też. Jeśli tempo emigracji utrzyma się, szybko skurczymy się z mitycznych 40 milionów Polaków do 30. Najlepsze lata w naszej historii zakończymy gorzką refleksją, że zmarnowaliśmy wielką szansę.

Nie mam żadnej recepty, jak potrząsnąć tym bezbarwnym tłumem ludzi, udających polityków. Najskuteczniej działa na nich strach, ale ten już minął. Wszystko się ułożyło. Rządzący wiedzą, że mają pewne cztery lata w gabinetach. Opozycja też z głodu nie zginie. Szczególnie agent Tomek, który do diety poselskiej co miesiąc dołoży kilka tysięcy policyjnej emerytury.

Po uruchomieniu kolejnego odcinka autostrady przez starego ministra infrastruktury (zapowiedział, że więcej otwierać nie będzie) w części artystycznej piękne kobiety wykonały taniec z taczkami. Pustymitaczkami. Uderzyła mnie ta niezamierzona alegoria działania naszego państwa. Jak w PRL, wszyscy biegają z pustymi taczkami. Są tak zajęci sobą i występami w telewizji, że nie mają czasu ich załadować.

Odnoszę wrażenie, że politycy ani nie wiedzą, co oznacza rządzenie państwem, ani nie mają ochoty się tego nauczyć. Kochają celebrę, nadymają się własną ważnością, lawirują i intrygują. Są samowystarczalni, świat zewnętrzny ich nudzi i chyba trochę onieśmiela, więc go unikają.

Mają drogie zegarki, ale nieczęsto na nie spoglądają. Może zacząć wysyłać budziki do rządu, parlamentu i polityków opozycyjnych? Tania sprawa, jasny przekaz, choć BOR ich pewnie nie przepuści. Pod pretekstem bezpieczeństwa, ale naprawdę po to, żeby tykaniem nie zakłócały spokoju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski