MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Spór o dopłaty i euroarmię

Redakcja
Jarosław Kaczyński, kandydat na prezydenta Polski, prezes PiS, spotkał się wczoraj z premierem Wielkiej Brytanii Davidem Cameronem na Downing Street 10 w Londynie Fot. Jemimah Kuhfeld (PAP/ECR)
Jarosław Kaczyński, kandydat na prezydenta Polski, prezes PiS, spotkał się wczoraj z premierem Wielkiej Brytanii Davidem Cameronem na Downing Street 10 w Londynie Fot. Jemimah Kuhfeld (PAP/ECR)
Bronisław Komorowski domaga się, by jego rywal w zmaganiach o prezydenturę jednoznacznie odciął się od wypowiedzi sprzed niemal 4 lat, w których - jak twierdzi kandydat PO, powołując się na depeszę PAP relacjonującą publikację "European Voice" z sierpnia 2006 r. - Jarosław Kaczyński, ówczesny szef rządu, miał powiedzieć, że "należy zrestrukturyzować budżet UE i odejść od rolnych dotacji".

Jarosław Kaczyński, kandydat na prezydenta Polski, prezes PiS, spotkał się wczoraj z premierem Wielkiej Brytanii Davidem Cameronem na Downing Street 10 w Londynie Fot. Jemimah Kuhfeld (PAP/ECR)

WYBORY. Absolutna większość Polaków nie miała pojęcia, o co chodziło w sporze, do którego doszło w czasie niedzielnej debaty

Kandydat PiS zapewnia, że nigdy nie mówił o odbieraniu pieniędzy polskim rolnikom. Jego zdaniem zarzucanie mu takiego poglądu to "ciągnące się od wielu lat oszustwo". Joanna Kluzik-Rostkowska, szefowa sztabu kandydata PiS, oczekuje, że Komorowski i jego sztab wycofają się z tego rodzaju - jej zdaniem - insynuacji.

Sprawa dopłat pojawiła się podczas niedzielnej debaty telewizyjnej Komorowskiego z Kaczyńskim. Pod jej koniec marszałek Sejmu wyjął kartkę papieru - wydruk PAP-owskiej depeszy - i zaapelował, by polityk PiS nie głosił więcej takich poglądów.

- To kłamstwo - stwierdził w niedzielny wieczór Kaczyński. Jednak Komorowski na oczach kilku milionów widzów wywijał kartką z depeszą i podkreślał, że Kaczyński nigdy od tej informacji nie odciął się. Dopiero wczoraj Kluzik-Rostkowska ripostowała: - Nie jest prawdą, że Jarosław Kaczyński nie dementował słów, które zostały wydrukowane w "European Voice". Przytoczyła przy tym wypowiedź Kaczyńskiego w Polskim Radiu, gdzie ówczesny premier zapewniał, że nie chce odejścia od dopłat dla rolników.

W październiku 2006 r. Kaczyński tak mówił w publicznym radiu: "Ci, którzy sugerują, że chcemy odejść od dopłat, mówią nieprawdę. Będziemy dopłat bronić. Obowiązkiem polskich władz, każdego polskiego rządu jest obrona europejskiej polityki rolnej" - podkreślał obecny kandydat PiS. Jednocześnie Joanna Kluzik- -Rostkowska stwierdziła, że Kaczyński nie pozwie w trybie wyborczym Komorowskiego za słowa, które wypowiedział najpierw podczas niedzielnej debaty i powtarzał wczoraj. Takie samo stanowisko przedstawił wczoraj w Londynie Jarosław Kaczyński. Uzasadnił to tak: - My jesteśmy pewnymi orzeczeniami sądu, których nie kwestionujemy, tak zdziwieni, że z pozwami to my musimy bardzo ostrożnie.

Absolutna większość rodaków nie miała pojęcia, o co chodziło w sporze, do którego doszło w czasie niedzielnej debaty, a który trwa do teraz i może przeciągnąć się do końca walki o prezydenturę. Rzecz w tym, że Komorowski nawiązał do spotu PSL z kampanii przed wyborami w 2007 r., w którym padła informacja: "Niedawno premier Jarosław Kaczyński w Brukseli zaproponował likwidację dopłat bezpośrednich i wszelkiego wsparcia dla rolnictwa". PSL powoływało się na wywiad Kaczyńskiego dla "European Voice". Rzecznik ówczesnego rządu Jan Dziedziczak tłumaczył wtedy, że wypowiedź premiera Kaczyńskiego dotyczyła "wizji dalekiej przyszłości"; zapewniał przy tym, że jego szef zdecydowanie opowiada się za dopłatami dla rolników.

W konsekwencji doszło do procesu w trybie wyborczym. Warszawski Sąd Okręgowy orzekł wówczas, że PSL musi wycofać swój spot. Sąd nakazał wycofanie "nieprawdziwej informacji" ze strony internetowej PSL oraz jej sprostowanie w telewizji. Również apelacja PSL została odrzucona przez sąd wyższej instancji, z tym, że sąd uznał, że zażalenie PSL było "w części uzasadnione". Sąd Apelacyjny ocenił, że Jarosław Kaczyński zaproponował likwidację dopłat bezpośrednich.
W sukurs Komorowskiemu przyszedł wczoraj szef resortu finansów Jacek Rostowski, który przekonywał, że chce dowiedzieć się, dlaczego posłowie PiS w Parlamencie Europejskiej są w jednej frakcji z brytyjskimi torysami? Ci zaś - co podkreślał Rostowski - opowiadają się za likwidacją wspólnej polityki rolnej.

Paweł Kowal, poseł do parlamentu Europejskiego z listy PiS, jeden z kluczowych strategów tego stronnictwa, oraz dr hab. Krzysztof Szczerski, politolog z UJ, podkreślają, że w żadnym dokumencie programowym PiS nie ma ani słowa o zaprzestaniu dopłat unijnych do polskich rolników.

- Moim zdaniem, Komorowski i jego sztabowcy postępują nie fair. Wiedzą bowiem doskonale, że Kaczyński i PiS wręcz domagają się wyższych dopłat unijnych dla polskich rolników - tłumaczy dr hab. Szczerski. Kowal twierdzi nawet: - Konia z rzędem funduję każdemu, kto wskaże mi oficjalny dokument PiS, w którym mowa będzie o odstąpieniu dopłat dla naszych rolników. I dodaje: - Nie boję, że ten zakład przegram, ponieważ wiem, że dla nas, a zwłaszcza dla Jarosława Kaczyńskiego, dbanie o polskich rolników jest sprawą o fundamentalnym znaczeniu.

Bronisław Komorowski zarzucił Jarosławowi Kaczyńskiemu także to, że co innego mówi w Polsce i poza nią. Powołał się na pomysł tzw. euroarmii, który w 2006 r. ówczesny premier Kaczyński miał - według kandydata PO - omawiać z Angelą Merkel, kanclerzem Niemiec.

Jesienią 2006 r. dziennikarze "Gazety Wyborczej" napisali, że Kaczyński powiedział Merkel, iż europejska armia powinna liczyć 100 tysięcy żołnierzy, podlegać przewodniczącemu Komisji Europejskiej, a operacyjnie dowództwu NATO.

"Ta wizja przedstawiona kanclerz Angeli Merkel przez premiera Jarosława Kaczyńskiego wprawiła Niemców w zdumienie, ponieważ Niemcy, a także wiele innych państw odrzucają pomysł podporządkowania unijnej armii NATO, czyli w praktyce Amerykanom" - pisała "Wyborcza". Wówczas całą sprawę zdementował rzecznik polskiego rządu Jan Dziedziczak. Zaprzeczył, by w Berlinie w ogóle rozmawiano o euroarmii. Przypomnijmy, że w roku 1999 na szczycie UE w Helsinkach zdecydowano o powołaniu Europejskich Sił Szybkiego Reagowania. Liczące 60 tys. żołnierzy jednostki można by w ciągu kilkudziesięciu dni przerzucić w rejon konfliktu, gdzie mogłyby pozostawać przez co najmniej rok.

Wczoraj prezes PiS odpowiedział, że tylko ktoś, kto jest "całkowitym analfabetą politycznym" może myśleć, że projekt europejskiej armii można tworzyć z Wielką Brytanią, czyli krajem dalekim od tworzenia kontynentalnych sił zbrojnych.

Dr hab. Krzysztof Szczerski twierdzi, że armia Unii Europejskiej jest po prostu potrzebna, jeśli Unia chce być liczącym się podmiotem na scenie międzynarodowej. - Nie chodzi o to, by wspólna armia europejska rywalizowała ze strukturami NATO, ale rzecz w tym, żeby mogła skutecznie reagować, gdy bieżąca sytuacja będzie tego wymagała. Dr Szczerski przypomina, że dotychczas potężna ekonomicznie UE była bezradna pod względem militarnym nawet wtedy, gdy chodziło o terytorium europejskie. Przykładem może być sytuacja na Bałkanach w latach 90., gdy Europa stała w cieniu Stanów Zjednoczonych. - Nie ma zatem nic złego, by armia UE powstała. Chodzi o to, by były to siły harmonijnie współdziałające z NATO - podkreśla Paweł Kowal.

WŁODZIMIERZ KNAP

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski