MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sprawy rodzinne - wyzwania publiczne

Redakcja
Statystyczne powody do troski

ALEKSANDER SURDEJ\*

Kondycja rodziny odzwierciedla stan społeczeństwa. Tak w polskim społeczeństwie, jak i w rodzinie obserwujemy szybkie zmiany, stwierdzamy rosnące zróżnicowanie zamożności oraz znaczną niepewność oczekiwań co do przyszłości. Jaki jest obecny stan polskiej rodziny? Dlaczego jej problemy powinny budzić publiczne zatroskanie? Jak można jej pomóc i kto powinien się tym zajmować? Spróbujmy zarysować odpowiedzi na te właśnie pytania.
Dwa wskaźniki wydają się najlepiej opisywać stan polskiej rodziny. Pierwszym jest wskaźnik dzietności, gdyż gotowość do przyjęcia i wychowania dzieci jest dowodem ufności wobec przyszłości, siły wzajemnego zobowiązania małżonków oraz poczucia bezpieczeństwa i oparcia we własnym społeczeństwie. Jeśli więc polskie kobiety rodzą przeciętnie 1,22 dziecka, a jest to jeden z najniższych wskaźników w Unii Europejskiej - znacznie niższy niż wskaźnik we Francji (1,95), Irlandii (1,9) czy państwach skandynawskich (1,85), a także wskaźnik znacznie niższy niż próg prostego odtwarzania ludności (2,3), to jest to sygnał niepokojący. Sygnał czego? Czy tego, że w Polsce, jak chcieliby niektórzy, mają miejsce przemiany kulturowe, dzięki którym kobiety odrzucą "brzemię macierzyństwa" i "wyzwolą się" z roli narzuconej im przez patriarchalne społeczeństwo? Wydaje się, że nie, gdyż znaczna większość pytanych kobiet odpowiada, że chce zarówno (więcej) dzieci, jak i chce założenia trwałej rodziny (dodaje także, że chce również, aby wzrosła rola mężczyzn w wychowywaniu dzieci i aby obowiązki domowe były dzielone w sposób bardziej równy). Drugim wskaźnikiem stanu polskiej rodziny jest wskaźnik trwałości małżeństw. Liczba rozwodów w Polsce jest niższa niż w głównych państwach Europy Zachodniej, rośnie jednak szybko (obecnie rozwodzi się prawie jedna trzecia małżeństw), choć wcale nie powinna być uznawana za niezbędny element kulturowej modernizacji.
Niska dzietność polskich rodzin oraz rosnąca niestabilność małżeństw są zjawiskami wzajemnie powiązanymi i - traktowane łącznie lub z osobna - budzić muszą zaniepokojenie. Największą uwagę przyciągają przewidywane i wysoce prawdopodobne konsekwencje demograficzne i ekonomiczne zmian polskiej rodziny. Demografowie przepowiadają zmniejszenie ludności Polski oraz pogorszenie jej struktury demograficznej (prognozy te są jeszcze czarniejsze, gdy dużą część migracji zarobkowej traktuje się jako "wyjazd na stałe"). Chociaż nie istnieje żaden wzór pozwalający określić optymalną liczbę ludności kraju, to prawdopodobne znaczne zwiększenie liczby ludności w wieku 65 lat i więcej w stosunku do liczby ludności pracującej spowoduje niedobory podaży usług i napięcia na rynku pracy. Odczujemy to dotkliwie już około 2020 roku. Starzenie się społeczeństwa podroży koszty funkcjonowania publicznego systemu emerytalnego i sprawi, że wysokość państwowej emerytury będzie mniejsza niż potrzeby życiowe wielu emerytów. Jeśli do tego rachunku dodamy rosnące koszty państwowego systemu ochrony zdrowia (osoby starsze są najczęstszymi konsumentami usług medycznych), to w pełni dostrzeżemy skalę nadchodzących napięć społecznych i ekonomicznych.

Kalkulacje i postawy

Problemów rodzin nie da się w pełni ukazać przy pomocy wskaźników ilościowych. Równie ważne jest bowiem to, co nie jest w pełni uchwytne przy ich pomocy, a mianowicie "jakość" dzieci oraz więzi małżeńskich. Zdrowie, wykształcenie i szanse życiowe dzieci są podstawową troską odpowiedzialnych rodziców. Niepokój o to, czy w Polsce istnieją lub będą istnieć warunki umożliwiające zapewnienie dzieciom dobrego (co coraz częściej oznacza nie gorszego niż dostępne zagranicznym rówieśnikom) wykształcenia i opieki zdrowotnej, a w rezultacie "międzynarodowej konkurencyjności" własnego potomstwa (porównywalnych do państw "starej Unii" szans życiowych) sprawia, że decyzje prokreacyjne są zawieszane lub opóźniane czasami na tak późno, że na macierzyństwo staje się za późno.
Nie należy się dziwić trosce rodziców o losy dzieci, nie należy także odrzucać zmian równoważących odpowiedzialność rodzicielską męża i żony. Chociaż w krótkim okresie aspiracje zawodowe kobiet negatywnie wpływają na liczbę posiadanych dzieci, to w dłuższym okresie taki efekt pracy zawodowej kobiety zanika, dzięki między innemu dostosowywaniu się mężczyzn do nowego podziału obowiązków domowych.
Zarówno liczebność, jak i trwałość rodziny znajdują się pod silnym wpływem czynników kulturowych, wartości, postaw oraz stylów życia. Przeciwko rodzinie działają: nieposkromiony indywidualizm w pogoni za doznaniami, praktyczny materializm i hedonizm. Termin "czynniki kulturowe" wskazuje, że zachowania ludzi nie są w pełni wynikiem świadomego wyboru, a przynajmniej nie są wynikiem wyboru biorącego pod uwagę całkowite, jednostkowe i zbiorowe skutki praktykowanych wartości i stylów życia. Wszak może dochodzić do rozpowszechniania się postaw i stylów życia, które z czasem ujawniają swoje niszczycielskie skutki, których jednak jednostki nie biorą pod uwagę, a czasem nie są w stanie nawet przewidzieć. Ludzie mogą, na przykład, być indywidualnie nagradzani za agresywnie indywidualistyczne postawy, nawet jeśli ich społecznym skutkiem jest uciążliwa samotność i przysłowiowa już "samotna gra w kręgle".
Anglicy obliczyli, że wychowanie dziecka od urodzenia do ekonomicznego usamodzielnienia kosztuje przeciętnie 160 tysięcy funtów (suma ta obejmuje zarówno bezpośrednie wydatki, jak i utracone dochody). Chociaż nie istnieją podobne obliczenia dla Polski, to przypuszczać można, że w Polsce koszty te są nie mniejsze od ceny nowego samochodu średniej klasy. Takie wyliczenia nie powinny nas oburzać; nie chodzi tu o zrównanie użyteczności dziecka z użytecznością samochodu, lecz o wskazanie, że z indywidualnego punktu widzenia wychowywanie dziecka wiąże się z obniżeniem dochodu dostępnego na inne cele życiowe. Przy czym, o ile dla rodziców posiadanie dzieci (do czasu ich usamodzielnienia) nieuchronnie wiąże się z materialnym wyrzeczeniem, o tyle dla społeczeństwa jako całości dzieci (ich ilość i "jakość") to wartość wyłącznie pozytywna; to zasób, bez którego zagrożony byłby jego dobrobyt i funkcjonowanie w przyszłości. Zbiorowości i jej politycznej organizacji, czyli państwu, powinno więc zależeć na zapewnieniu odpowiednio wysokiej dzietności polskich rodzin.

Polityka prorodzinna, czyli jaka?

Czy polskie państwo troszczy się o ilość dzieci oraz jakość życia rodzin? Wydawać by się mogło, że problemy rodzin nie są obojętne polskim politykom, gdyż zawsze w przededniu wyborów pojawiają się deklaracje oraz zarysy programów mających pomóc polskiej rodzinie. Nie ironizujmy jednak ponad potrzebę. Należy bowiem odnotować, że, choć późno (pierwsze symptomy kryzysu pojawiły się bowiem już w latach 80.), to jednak sprawy rodziny wróciły do debaty publicznej jako jeden z głównych celów, a na pewno ważny wymiar, wielu podejmowanych reform.
Chociaż nie została jeszcze udowodniona zależność przyczynowo-skutkowa pomiędzy pojawieniem się "becikowego" a liczbą urodzeń, to niewątpliwą zasługą partii byłego wicepremiera jest podjęcie próby zmniejszenia kosztów wychowania dzieci dla rodzin. Niedługo po jednorazowych "becikowych" pojawiła się "wielka" ulga podatkowa dla wychowujących dzieci, która pozwala rodzinie zatrzymać około tysiąc złotych na jedno dziecko z sumy naliczonych podatków. To prawda, że ta ulga zmniejszy prawie do zera obciążenie podatkowe wielu polskich rodzin, lecz prawdą jest również to, że jest to bardziej skutkiem niskich dochodów niż jej nadzwyczajnej hojności. Zauważmy bowiem, że od wielu lat istnieje w Polsce wspólne opodatkowanie małżonków, niezależnie od posiadania dzieci, które najbogatszym przynosi znacznie większe oszczędności podatkowe, a nie jest przez nikogo kwestionowane. O ile bowiem ulga podatkowa "na dzieci" rekompensuje rzeczywiste wydatki na dzieci i oddaje rodzicom część przyszłych społecznych korzyści, to wspólne opodatkowanie małżonków pozwala przenieść część wysokich dochodów na niepracującego lub mało zarabiającego współmałżonka bez silnego społecznego uzasadnienia.
Można jednak obawiać się, że prorodzinny kierunek wprowadzonych zmian podatkowych jest raczej wynikiem zbiegu okoliczności, w tym przedwyborczego chaosu, niż utrwaloną prorodzinną opcją w polskiej polityce. Okazuje się bowiem, że, to co rządy dają (a raczej oddają) rodzinom, drugą ręką próbują zabrać. I tak, rodzinom korzystającym z pomocy socjalnej nakazuje się zaliczyć oszczędności podatkowe do dochodów, co może zmniejszyć wysokość otrzymywanej pomocy. Wszystkie zaś rodziny z dziećmi dotknie wzrost cen obuwia dziecięcego, gdyż rząd przygotuje zmiany zwiększające stawkę podatku VAT na te produkty (podobno pod wpływem zobowiązań przyjętych w traktacie akcesyjnym do UE, choć konia z rzędem każdemu, kto udowodni, że wysokość VAT na buciki dziecięce w Polsce istotnie zniekształca funkcjonowanie rynku europejskiego!).
Jakość wychowania dzieci i życia rodzin nie zależy oczywiście wyłącznie od rozwiązań podatkowych. O wiele ważniejsze jest to, co dzieje się z systemem opieki zdrowia (wydatki na opiekę zdrowotną są najwyższe na obu krańcach trajektorii ludzkiego życia) czy z systemem edukacji (szczególnie na poziomie podstawowym i średnim). Funkcjonowanie Polski w Unii Europejskiej jest dla Polaków zarówno szansą na lepsze życie, o ile wyróżniać się będą wiedzą, umiejętnościami i przedsiębiorczością, jak i zagrożeniem względną, a może i absolutną degradacją, o ile w przeważającej mierze będą wypełniać nisze pracy niewykwalifikowanej i relatywnie nisko płatnej.
Poprawa systemu ochrony zdrowia jest zadaniem złożonym, wieloetapowym, choć wcale nie tak heroicznym, jak przedstawiane jest to przez kolejnych ministrów zdrowia. Z punktu widzenia ochrony rodzin istotne jest w niej to, aby ochrona zdrowia dzieci była rzeczywiście bezpłatna. Należy więc domagać się, aby wszystkie komponenty opieki zdrowotnej nad dziećmi w przedziale wieku od 0 do 14 (zarówno wizyty lekarskie, koszty hospitalizacji, jak i leki) były rzeczywiście bezpłatne. Tak jest w wielu krajach (w tym we Włoszech), a koszty takiego rozwiązania nie załamują publicznego budżetu.
System publicznej edukacji w Polsce jest w stanie permanentnych reform. Odnieść można wrażenie, że trwają poszukiwania jednolitego rozwiązania, które wprowadzone przez władze centralne zaowocuje radykalną poprawą jakości polskiej szkoły. Wydaje się jednak, że rzecz nie w kolejnej odgórnej reorganizacji, lecz w umożliwieniu władzom lokalnym i grupom środowiskowym skorzystania ze środków publicznych w celu wzmocnienia lokalnych instytucji oświatowych. Rolą rządu centralnego jest troska o minimalny poziom szkolnictwa, lecz sposób realizacji tego celu nie powinien blokować inicjatyw edukacyjnych, które chociaż różnicują rozwiązania organizacyjne i poziom szkół, to równocześnie podnoszą przeciętny poziom nauczania. W przypadku edukacji, jak w żadnym innym, widać, jak silny jest związek pomiędzy stanem środowiska wychowawczego (rodziny, społeczności lokalnej) a wynikami pracy szkoły.

Przypomnienie, nie petycja

Przedstawione wyżej problemy nie powinny być traktowane jako składniki roszczeniowej petycji do rządu. Chociaż niektóre czynniki (jak choćby rozwiązania podatkowe) zależą od rządu, to wiele, a może nawet więcej, zależy od procesów w skali mikro, w tym od sumy lokalnych i jednostkowych zaangażowań. Wiele z deficytów centralnej polityki może zostać zrekompensowane przez decyzje i działania lokalne. Rząd nie nakaże, ani tym bardziej nie zabroni, takiego kształtowania lokalnych wydatków, aby w ich wyniku lepiej wyposażone były i lepiej funkcjonowały lokalne szkoły. Prezydenci i rady miast, burmistrzowie, lokalne stowarzyszenia oraz szeregowi rodzice nie uczestniczą w telewizyjnym konkursie politycznych piękności, który skłania do szukania łatwego i natychmiastowego poklasku; mogą cierpliwie wykładać swoje racje i szukać wsparcia dla rozwiązań, które budują podstawy długofalowego dobrobytu polskich rodzin i polskiego społeczeństwa.

\*Autor jest socjologiem i ekonomistą, dr. hab. w Katedrze Studiów Europejskich Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, redaktorem naczelnym periodyku "Państwo i Rynek" (www. pir. org. pl), uczestnikiem Obserwatorium Polityki Polskiej pod patronatem Centrum Informacji Obywatelskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski