Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprzątaczka

Leszek Mazan
Felieton. Najłatwiejszy start po przepustkę do Historii mają uczniowie i absolwenci krakowskiego II Liceum im. Sobieskiego. Dowód: w ciągu ostatniego półrocza jeden z ich kolegów (no, prawie) przeniósł się do Pałacu Prezydenckiego przy Krakowskim (ale w Warszawie) Przedmieściu.

Zapraszany na spotkania autorskie do „Sobka”, zawsze pamiętam, że w którymś z rzędów może siedzieć przyszła głowa państwa. Albo że ten, co teraz rozmawia, zamiast słuchać, co gada Czuma (zapraszają nas we dwójkę), to przyszły premier albo minister. Jak nie włączyć systemu bezpieczeństwa?

Z zacnego grona dostojników państwowych pamiętam pana prezydenta Lecha Wałęsę, który - jeszcze in spe - zaraz po powrocie z Dalekiego Wschodu, nie dopuszczając do głosu Andrzeja Gwiazdy, opowiadał mi o swojej wizji „Drugiej Japonii” (Polski) i o tym jak przekonał obywateli Kraju Kwitnącej Wiśni do potrzeby zrobienia u siebie porządku. Z prezydentem eks, gen. Wojciechem Jaruzelskim rozmawiałem w nieistniejącej już księgarni na A-B po promocji jego książki „Stan wojenny: dlaczego”. Pytałem o szczegóły przygotowań do operacji „Karkonosze”, kiedy to 4 grudnia 1980 miała do nas wkroczyć w dwu kolumnach 47-tysięczna armia czechosłowacka. Generał zbyt wielu faktów nie ujawnił, ale i tak to, co powiedział, było arcyciekawe. Podobnie jak to, że z operacji „Karkonosze” Czesi rozliczyli się potem w komisjach sejmowych „do spodu”, a u nas „mieli wejść, nie weszli” w wykonaniu południowych sąsiadów budziło zainteresowanie nader skromne.

W rewanżu za informację, że pani prezydentowa Jolanta Kwaśniewska uznana została za najsympatyczniejszą damę w dziejach praskiej restauracji „Pod Kielichem”, jej małżonek opowiedział mi kiedyś na Wawelu o swej ucieczce z innej praskiej „hospudki”. Trafił do niej, incognito, wyluzowany i spokojny, za namową pana prezydenta Vaclava Havla. - Szybko wszedłem i jeszcze szybciej uciekłem - opowiadał, ocierając na samo wspomnienie pot z czoła. - Kelnerki były topless!

Z panem prezydentem Bronisławem Komorow-skim rozmawiałem dwa razy po piętnaście sekund, witając się protokolarnie przed kolacjami z prezydentami czeskimi. Bogiem a prawdą, były to raczej monologi: gospodarz Pałacu wyrażał przekonanie, że „jak ja tu jestem, to na pewno będzie coś o Szwejku”. Jak wiadomo, z lektury przygód Dobrego Wojaka czerpał pomysły na walkę z dziczą ryczącą na spotkaniach, wiecach etc. Proponował ryczącym dobrą na wszystko lewatywę.

W czasach środkowego Gierka mój „Przekrojowy” naczelny, Mieczysław Czuma wysłał mnie do Belwederu, bym opisał „jeden dzień pracy głowy państwa”. Głowa (stary PPS-iak prof.Henryk Jabłoński) była miła, nawet serdeczna, pozwoliła towarzyszyć sobie przez kilka godzin, załatwiając oczywiście głównie sprawy protokolarne. Pod koniec dnia siedliśmy razem przy stoliku, profesor kazał podać koniak i wręczył mi numer telefonu. - To mój prywatny. Bo mam wielką prośbę... Widzicie, jaki tu burdel. Ambasador za ambasadorem, nie wycierają dobrze nóg, wszyscy palą, a popielniczek nie ma kto opróżnić. O dywanach już nawet nie wspomnę. Za pieniądze, które mogę zaproponować, nie można znaleźć chętnych do sprzątania... Więc jakby się coś znalazło, proszę koniecznie - będę bardzo wdzięczny - natychmiast dać znać...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski