Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stajnia

Zbigniew Bartuś
W miasteczku założonym setki lat temu pod Lwowem, przez wojewodę krakowskiego, koło bazaru wisi portret zamordowanego na Majdanie miejscowego gieroja. Latem kupowaliśmy tam owoce.

Na widok Polaków kramarki zachwalały „swojskie niepryskane”. Akurat nadeszła żona mera. Było ciepło, a ona w norkach, wybrała na kilku straganach co ładniejsze frukty, wrzuciła do toreb taszczonych przez obstawę i odjechała terenowym bmw, nie płacąc za nic. – Jakże to tak? – zapytałem oburzony babuleńkę ogołoconą przed chwilą z trzech kilogramów pomarańczy. – A tak to! – odparła. – Ona u nas pani. Przychodzi i bierze.

Merowa prowadziła z synami firmę. Do tego stopnia rodzinną, że wszystkie interesy robiła z merem. Oczywiście – odkąd został nim jej mąż; wcześniej na biznes z władzą nie było szans, bo – jak tłumaczyła – „poprzedni mer był oszust, złodziej i przekupiec”.

Teraz biznes kwitł: w trzy lata pobudowali dom – skrzyżowanie kresowego dworu i złoconego pałacu z tysiąca i jednej nocy. Mąż, były szef milicji i kagiebista, jako mer zarabiał oficjalnie 4,5 tys. hrywien, czyli półtora tysiąca złotych. Nikt go jednak nie pytał, skąd ma nowiutkiego mercedesa S-klasy, zaparkowanego w przerobionej stajni.

Nikt miejscowy nie zastanawiał się też, skąd w składziku koło gabinetu włodarza wzięły się setki (tysiące?) butelek koniaku, wódki, whisky. Od interesantów, czyli miejscowych – rzecz jasna – z których każdy jest wart tyle, ile jego składzik/stajnia „na boku”.

Powodzenia, Ukraino, w sprzątaniu stajni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski