Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stare, piękne czasy

Paweł Głowacki
Anna Dymna i Magda Waligórska
Anna Dymna i Magda Waligórska fot. Wacław Klag
Salony. Trochę żal... Z ostatniego Salonu Poezji wyjmijmy cokolwiek, na przykład początek wiersza Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego „Do Anusie”.

„Moja nadobna dzieweczko, moje kochanie,/ kiedy wżdy nam tak szczęśliwy on dzień nastanie,/ w którym skutku swego dojdą twe obietnice,/ a moje serce pozbędzie srogiej tęsknice?”. Tak starzy Polacy mówili o miłości. Jeśli nawet niedokładnie tak mówili na co dzień, to tak o miłości pisali, nie czując najmniejszego lęku, że aptekarzowa, szlachcic bądź ksiądz proboszcz nie zrozumie. Gdyby chcieć frazę Sępa-Szarzyńskiego na nasz język dzisiejszy przełożyć, trzeba by haiku ulepić. „Anka! Kiedy dosz d...?” Tak właśnie – „dosz”, nie „dasz”. Żal, że w tę stronę poszły słowa...

Żal? Owszem, ale też z żalem tym nie należy przesadzać i zarechotać trzeba nad miłościwie nam panującą socjologiczną łatwizną, głoszącą, że w czasach internetowych Polak to skretyniały półanalfabeta jest, który pojmuje jedynie kwadratowy bełkot innego skretyniałego półanalfabety, amen. Pisz więc, człowieku piszący, wyłącznie kwadratowy łój, bo w przeciwnym razie – przemiał! Tak, trzeba zarechotać gromko, gdyż oto na Salonie niedzielnym Anna Dymna, Magdalena Waligórska, Grzegorz Daukszewicz i Jerzy Trela staropolskie wiersze miłosne czytali z okazji walentynek – i nikt na widowni nie omdlał z niezrozumienia. Żadne ucho nie zwiędło. Żaden mózg nie poczuł się upokorzony językiem z innej planety.

Rzecz jasna, znaczenia niektóre, jak sądzę, umykały, choćby sens słówka „szyldwacht” lub „nierach-manny”, ale zaraz brzęczało słowo, dajmy na to, „dzieweczka” – i wracał spokój utracony na chwilę. „Spójrz, pchła: ten widok opór twój pokona-/ To, czego pragnę, małe jest jak ona”. Albo: „Nie wiem, czego się w tym twoim Lewusiu/ Tak bardzo kochasz, ma droga Anusiu”. I jeszcze: „Całowałem cię gwałtem, me wdzięczne kochanie,/ i cukrem mi się zdało ono całowanie”. Tych i tysiąca innych słownych cacek ludzie przez godzinę słuchali – i fascynujący był widok ich twarzy.

Brak potu na czołach, brak paniki w oczach, brak chowania głowy między kolanami, brak tępawego gapienia się w sufit, brak bladości. Nic, tylko – normalność. Tak wyglądał ten salon. Był dawną epoką starych Polaków – w pigułce. Po prostu, starzy lirycy nie lękali się niezrozumienia, albowiem – zupełnie inaczej niż w naszej epoce – za czytanie brali się tylko ci, co czytać umieli. Czytać nie umiejący zaś – parali się czymś innym. Cóż za ulga! Piękne to były czasy!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski