MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Stare, Złote, Diamentowe

Redakcja
do Johna Kennedy'ego W połowie grudnia nawet największe firmy zawieszają działalność na najbliższe dwa tygodnie. Przed samym Bożym Narodzeniem miasto Meksyk pustoszeje, a autostradą - łączącą je z wybrzeżem Pacyfiku - suną kawalkady samochodów.

Na święta do Acapulco

do Johna Kennedy'ego

W połowie grudnia nawet największe firmy zawieszają działalność na najbliższe dwa tygodnie. Przed samym Bożym Narodzeniem miasto Meksyk pustoszeje, a autostradą - łączącą je z wybrzeżem Pacyfiku - suną kawalkady samochodów.

Każdego roku o tej samej porze rozpoczyna się eksodus z położonej powyżej 2000 m n.p.m. stolicy do cieplejszych, niżej usytuowanych miejscowości wypoczynkowych, gdzie kwiaty nie przestają kwitnąć, a parny klimat podzwrotnikowy zimą staje się lżejszy do zniesienia.
Świątecznym wyjazdom sprzyja okres wakacji szkolnych przypadających na grudzień i styczeń, miesiące w stolicy najchłodniejsze, niepozbawione nocnych przymrozków. W podróż nad morze wybierają się nie tylko zamożni. Ciułali na nią cały rok, a po świętach mocniej zacisną pasa. Do dobrego wszak tonu należy pobyć, choćby krótko, w światowej sławy kurorcie.
Bo jeśli jechać, to tylko do Acapulco. Renoma oddalonego 400 km od stolicy kąpieliska od dziesięcioleci przyciąga sławy tego świata, rozbudza marzenia zwykłych ludzi, chcących przez kilka dni poczuć się krezusami. W szczycie sezonu na plażach robi się zatem tłoczno i na bożonarodzeniowy termin hotele rezerwowane są z wielotygodniowym wyprzedzeniem. Czy można się dziwić?
Bodaj żadne miejsce na ziemi nie było opiewane w tylu piosenkach, nie pojawiło się w tak wielu filmach, nie gościło tyle gwiazd ekranu, sław piosenki, znanych polityków i przedstawicieli światowej finansjery.
Natura wyposażyła półkolistą zatokę Acapulco w przymioty krajobrazu tak szczodrze, że niewiele miejsc może jej dorównać. Oślepiająca biel piasku, rdzawe skały, tropikalna zieleń, jaskrawo kwitnące krzewy i nieprawdopodobny szmaragd morza pospołu stworzyły w niej pejzaż intensywnych kolorów. Wprawdzie ściana gór i wąski pas płaskiego brzegu nie dawały budowniczym wielu możliwości, ale znaleziono wyjście, lokując miasto po części na stromych skałach.
W języku Indian, mieszkańców wybrzeża Pacyfiku, nazwa Acapulco oznaczała miejsce, gdzie rosły wysokie trzciny. Kiedy na początku XVI wieku hiszpańscy konkwistadorzy wpłynęli na wody zatoki, dostrzegli w niej dogodne warunki dla kotwiczenia statków. Założona przez nich osada była jedynym portem Meksyku, głównym miejscem przeładunkowym, gdzie cumowały galeony wiozące z Filipin niewolników, zaś z Indii, Chin i Japonii towary. Zanim Acapulco obrosło w splendor światowego kąpieliska, przez cztery wieki było takim portem. A choć znaczącym, to prezentującym się ubogo. Zyski płynęły do rąk obrotnych ludzi, nierzadko cudzoziemców, podczas gdy zepchnięta na margines ludność tubylcza żyła nędznie i zabudowę wioski stanowiły chatki lepione z gliny oraz gałęzi, a chude rude wieprzki tarzały się w kurzu niebrukowanych ulic.
Zalety Acapulco w latach trzydziestych XX w. odkrył prezydent Miquel Aleman, inwestując w jego rozbudowę i przemieniając zapyziałą mieścinę w miejscowość wypoczynkową. O hotelach i wszelakich luksusach jeszcze się nie śniło i zadowalano się egzotyką skromnych moteli, a przede wszystkim niezrównanym krajobrazem. Turystami byli głównie sąsiedzi zza północnej granicy, a wśród nich gwiazdy Hollywood, szukające ustronia i prywatności. Na listę słynnych gości wpisali się wtedy John Wayne, Errol Flynn, Liz Taylor. Do popularyzacji nowego ośrodka żywo przyczyniała się amerykańska prasa, nadając każdemu takiemu wydarzeniu rozgłos. Na zachodnim ramieniu zatoki zaczęto budować hotele i prywatne domy.
Jednym z pierwszych był hotel "Caleta", w którym zamieszkał Elvis Presley, pracując nad filmem "Acapulco". Ze złotych lat Hollywood pochodzi też rezydencja właścicieli gazety "Heraldo de Mexico": wyposażona w dwadzieścia pięć pokoi i tyleż łazienek, ma parking na dziesięć samochodów i największy w mieście basen.
Acapulco wcześnie zaczęło przyciągać blichtrem bogactwa i sławy. Inwazja na nie zaczęła się więc szybko, gdyż kto miał pieniądze i chciał być dobrze widziany, zabiegał w nim o własną posiadłość. Także lista bawiących w nim osobistości zdaje się nie mieć końca. Koncertował tu wielki Pablo Casals, hotel "Pierre Marquez" okazał się wystarczająco dobry dla prezydenta Eisenhowera, z odległego Iranu na wypoczynek do Acapulco zjeżdżał Reza Pahlavi, widywano w nim Georga Busha. Gala grudniowego przeglądu filmów nagrodzonych na wszystkich festiwalach świata nie ustępowała uroczystościom wręczania amerykańskich Oscarów czy festiwalom filmowym w Cannes, zaś pompa towarzysząca wtedy największym gwiazdom ekranu, rewia wymyślnych toalet i najdroższych samochodów przyciągały snobów każdej szerokości geograficznej.
Miasto wraz z zaniedbanymi przysiółkami przekroczyło milion mieszkańców. Jego zasadnicza część to połączenie pierwszej zabudowy (Acapulco Stare) z główną i najciekawszą częścią turystyczną (Acapulco Złote) oraz powstałą w ostatnich latach strefą odpowiednio drogich hoteli (Acapulco Diamentowe). Te ostatnie mają po kilka gwiazdek, kultywowane ogrody i wyrafinowane udogodnienia (baseny z pływającymi barami, sztucznymi falami...). Zabiegając o klienta, prześcigają się w nowatorskich pomysłach, np. hotel "Las Brisas", w którym mieszkał m.in. Ringo Starr, oferuje nowożeńcom 225 małych domków, z których każdy ma własny basen, a obsługa co rano wrzuca do nich świeże kwiaty.
Na długiej, jedenastokilometrowej plaży, powstałej z dwudziestu niegdyś odrębnych plaż, spotka się światowy high life. Przez wzgląd na zdradliwie niebezpieczną falę powrotną z morskich kąpieli mało kto korzysta i na pasie wąskiego piasku robi się ciasno. Wieczorem plaże są zamykane, wywiesza się ostrzeżenia o zakazie wchodzenia do wody, a policja na koniach patroluje brzegi. Rozpoczyna się szturm na restauracje, kluby i dyskoteki, wśród których prym popularności u młodej publiczności wiedzie "Palladium". Zrozumiałe zaciekawienie budzi restauracja "Planet Hollywood" prowadzona przez Sylvestra Stallone, Bruce'a Willisa i Arnolda Schwarzeneggera, o których złośliwi mówią, iż nie potrzebują zatrudniać ochroniarzy.
Acapulco ma swoje Beverly Hills. To część, gdzie stoją domy najbogatszych, bądź najsławniejszych. Nie ma tu plaż, bo skały schodzą wprost do wody, a z dala od zabaw i zgiełku miasta panuje kojący spokój. Jednak wbrew wyobrażeniom jest to najbrzydszy fragment miasta. Nie dość, że najściślej zasiedlony, to zeszpecony przez przypadkową zabudowę. Domy, każdy inny, całkiem małe, większe i ogromne walczą o prawo do słońca i jako takiego widoku. Uczepione skał, stłoczone stoją niemal ściana w ścianę. Żadnej prywatności, ani krzty poczucia odosobnienia. Co zatem sprawia, iż chętnych nie brakuje, by za 1 m kw. działki płacić zawrotną sumę 8 000 pesos? No cóż, mieszkać obok Placida Domingo, Ricky Martina czy Julio Iglasiasa znaczy być kimś! A prócz nich własny dom (przypomina hamburger) ma Michael Jackson, zaś budowla wyglądająca jak betonowy bunkier należy do Sylvestra Stallone. Typowo meksykański dom przed laty zajmowała Dolores del Rio, w domu nisko nad wodą mieszkał John Kennedy, ten ze stopniami schodzącymi do zatoki należał do Johna Wayne'a, a domostwo z łukami jest własnością szacha Iranu... Wyliczać można by dłużej.
Magia miejsca robi swoje i nikogo w Meksyku nie dziwi, że w Acapulco chcą bywać zwykli ludzie. Nawet za cenę wielu wyrzeczeń i wynoszenia dobytku do lombardów.
KRYSTYNA SŁOMKA
Fot. autorka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski