MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Statek do Libii

Redakcja
Sytuacja się ustabilizowała. Kaddafi trwa i wykrzykuje coś w telewizji. Jego zwolennicy deklarują, że bez namysłu oddadzą życie za wodza. Przeciwnicy też są chętni, tylko w innej sprawie. Mogą zginąć, byle pułkownika obalić. Samoloty NATO mają świetne ćwiczenia ze strzelaniem z ostrej amunicji. Kilka państw NATO, głównie Amerykanie, zyskało okazję odświeżenia swoich arsenałów.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Rakiety, podobnie jak jogurt i pulpety w słoiku, mają swoją przydatność do użycia. Te starsze trzeba utylizować, co jest kosztowne. Lepiej wystrzelić "tomahawki” na Libię niż rozkręcać je po śrubce.

Najgorzej mają zwykli ludzie. Przemieszczają się w panice z miejsca na miejsce, giną od pocisków tych, którzy ich atakują i od rakiet obrońców. Brakuje żywności, wody, koców, namiotów, lekarstw. Właściwie wszystkiego. Ci ludzie nie mają broni ani władzy. Mają natomiast pamięć i chcą żyć. Kiedyś, kiedy opadną dymy i kurz wybuchów, będą długo nienawidzić tych, którzy ich zabijali i ciepło wspominać innych, spieszących z pomocą.

W Libii nie latają polskie F-16. Na Morzu Śródziemnym kręci się jeden okręt pod naszą banderą z niespecjalnie bojowymi zadaniami. Można śmiało uznać, że nas tam nie ma. Jest jednak czas, żeby pomyśleć. Nad tym, jak moglibyśmy zaistnieć w Libii i co czynić w przyszłości. Okazji na pewno nie zabraknie. Wojna światowa, na szczęście, nie grozi, ale wojen lokalnych jest mnóstwo. W niektóre politycznie angażuje się ONZ. W inne bezpośrednio wkracza Ameryka z sojusznikami ad hoc (jak w Iraku) lub NATO.

Wszędzie powinna uczestniczyć Polska. Jako kraj ogromnie doświadczony w trudnym życiu podczas wojen i zniszczeń, sprawny w powojennym usuwaniu gruzów. Takie działania powinny stać się naszą narodową specjalnością.

Kiedyś międzynarodową pozycję wojskową zbudowała sobie Finlandia. W podzielonym na dwa bloki świecie Finowie byli wszędzie tam, gdzie trzeba było rozdzielać walczące strony i w błękitnych hełmach ze znakiem ONZ stwarzać przynajmniej pozory normalności. Na Finlandię w takiej roli zgadzali się i Amerykanie, i Rosjanie, co dowodziło mistrzowskiej dyplomacji Helsinek.

Myśmy też mieli jakieś ziarenko międzynarodowego uznania. Podczas wojny wietnamskiej działała w Indochinach Międzynarodowa Komisja Kontroli i Nadzoru. Obóz sowiecki reprezentowała w niej Polska, amerykański – Kanada, a neutralnym jej szefem były Indie. Komisja udawała, że pracuje. Prawdziwe były płynące z ONZ pieniądze i szkocka whisky, dostarczana transportem dyplomatycznym.

Teraz jednak możemy zaistnieć naprawdę. Okazja była już przy inwazji Iraku. Rozmawiałem z kilkoma polskimi politykami, żeby przygotować operację pomocy humanitarnej, bo wojskowo tam specjalnie nie zabłyśniemy. Zbywano mnie pogardliwie, że sugeruję handel mlekiem w proszku, kocami i najprostszymi lekami. Nic nie zrobiliśmy. Najazd na Irak skończył się katastrofą dla ludności cywilnej.

Teraz do Libii powinniśmy wysłać statek wyładowany wszelkim towarem niezbędnym do życia ludziom pozbawionym wszystkiego. Dla ludzi w obozach dla uchodźców trzeba błyskawicznie dostarczyć najprostsze rzeczy. Ci, którzy to zrobią, będą przyjaciółmi Libijczyków. Wszystkich Libijczyków, tych ze wschodu i zachodu kraju, od Kaddafiego i jego przeciwników. Bardzo przyjemna to pozycja. Nie mówiąc już o tym, że w przyszłości może być bardzo korzystna.

Polska powinna wykorzystać swoje historyczne doświadczenia i wspaniałą ideę solidarności ludzi. My o niej już zapomnieliśmy, okładając się inwektywami, ale świat może jeszcze o niej pamiętać. Mamy tytuł do tego, żeby zaproponować naszą specjalizację narodową: pomoc ludziom dotkniętym paraliżującym nieszczęściem. Przede wszystkim spowodowanym wojną, ale także kataklizmami naturalnymi, trzęsieniami ziemi, tsunami, powodziami, wybuchami wulkanów.

Nie zaimponujemy światu siłą militarną, możemy zaimponować siłą doświadczenia, zrozumieniem cierpienia, skuteczną pomocą. Potrzebny jest państwowy wariant Czerwonego Krzyża, wpisany w struktury międzynarodowe i zdolny do łagodzenia nieszczęść współczesnego, brutalnego świata.

Nie chodzi o fundowanie pomocy, tylko o jej dostarczanie. Za pieniądze i z poparciem innych. Chciałbym, żeby na dźwięk słowa "Poland” uśmiechało sięgdzieś głodne dziecko i czekająca na lekarstwo jego matka. Żebyśmy to my mówili światu, co trzeba zrobić, by ograniczyć okrucieństwo i cierpienia.

Wtedy staniemy się ważni. Będziemy mocarstwem pomocy i solidarności. Szanowanym, popularnym, lubianym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski