Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strat poniesionych przez pandemię nie da się odrobić

Maciej Hołuj
Maciej Leśniak
Maciej Leśniak Fot. Archiwum prywatne
Maciej Leśniak, właściciel jednego z myślenickich salonów fryzjerskich mówi o tym, jak branża fryzjerska wraca do życia.

FLESZ - Komu rząd dopłaci do wakacji?

od 16 lat

Wśród zniesionych niedawno przez polski rząd restrykcji związanych z pandemią koronawirusa znalazło się przywrócenie możliwości korzystania z salonów fryzjerskich. Jak długo zamknięty był salon prowadzony przez Pana?
Nie pracowaliśmy od 1 kwietnia do 18 maja.

To prawie dwa miesiące. Czym zajmował się Pan przez ten czas?
Jak większość ludzi, przebywałem w domu. Mam dwoje małych dzieci, zajmowałem się więc nimi.

To zapewne miłe zajęcie, ale dalekie od tego czym powinien zajmować się na co dzień fryzjer. Zamknięty salon oznaczał straty ekonomiczne?
To naturalne.

Czy nie będzie tajemnicą kwota jaką stracił Pan przez pandemię?
To mniej więcej 10 tysięcy złotych.

Podobno nie wszyscy Pańscy koledzy i koleżanki zarzucili w tym trudnym okresie czasu swoją pracę?
Podobno. Czytałem w mediach społecznościowych że niektórzy fryzjerzy zaproponowali klientom wizyty w ich domach. Wiem, że takie praktyki były stosowane.

Czy poniesione przez pandemię straty są do odrobienia?
Moim zdaniem tylko w 50 procentach.

Czy skorzystał Pan z tarczy ochronnej proponowanej przez rząd?
Tak. Na okres trzech miesięcy zostaliśmy zwolnieni z opłat do ZUS-u, poza tym czekam na przyznanie bezzwrotnej pożyczki, która, mam nadzieję, pokryje połowę poniesionych przeze mnie strat.

Jak w takim razie pracuje dzisiaj Pana salon, jakie musi spełnić warunki, aby klienci i personel czuli się w nim bezpiecznie?
Przede wszystkim zmienił się harmonogram przyjęć. W salonie w danym momencie może przebywać tylko jedna osoba plus obsługujący ją pracownik. Dopiero kiedy opuści ona salon, przyjmujemy kolejną osobę. Umawiamy wizyty tylko przez telefon lub za pośrednictwem sieci internetowej. Po wyjściu klienta bardzo dokładnie dezynfekujemy narzędzia fryzjerskie, fotel, lustra. Osoba wchodząca musi mieć na twarzy maseczkę ochronną, rękawiczki, mierzymy jej także przed wejściem temperaturę ciała, klient wypełnia mini ankietę, w której deklaruje, że nie miał kontaktu z osobą zarażoną wirusem i że nie wrócił właśnie zza granicy. W salonie nie ma kolorowych czasopism umilających oczekiwanie na przyjęcie, nie możemy poczęstować klientów kawą czy herbatą, nie wolno także w salonie używać telefonu komórkowego, jeśli ktoś chce zadzwonić musi wyjść na zewnątrz.

A sam personel? Jak chroni się przed ewentualnym zakażeniem?
Zachowujemy między sobą dystans dwóch, trzech metrów na ile tylko jest to możliwe. Oczywiście pracujemy w maseczkach i rękawiczkach ochronnych.

Na ile obostrzenia, o których Pan wspomniał przeszkadzają w pracy?
Paradoksalnie dla mnie osobiście mają one dobry wpływ na organizację pracy. Nie musimy się tak spieszyć, możemy skoncentrować swoją uwagę na jednym kliencie i obsłużyć go bardzo dokładnie. Możemy z klientem porozmawiać, zdarza się, że nie tylko na temat fryzury, wysłuchać go, doradzić.

Ma to jednak także swoje gorsze strony?
Tak, nie jesteśmy w stanie przyjąć takiej liczby klientów, jak normalnie, a to bezpośrednio przekłada się na nasze zarobki.

Czy mimo stosowania się do tych wszystkich zaleceń praca nie jest w tych warunkach stresująca?
Na pewno jest, ale przecież nie istnieje żadne inne rozwiązanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski