MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Stworzył jedyny drapacz chmur w obrębie Plant

Małgorzata Mrowiec
Małgorzata Mrowiec
Kamila Twardowska, historyczka sztuki, za nią wieżowiec Tadaniera
Kamila Twardowska, historyczka sztuki, za nią wieżowiec Tadaniera fot. Anna Kaczmarz
Rozmowa Kroniki. Historię Fryderyka Tadaniera - krakowskiego architekta pochodzenia żydowskiego, którego brano za Francuza - prześledziła i opisała KAMILA TWARDOWSKA.

- Tadanier - jak Pani opisuje - ma na swoim koncie skandal i samowolę budowlaną...

- Chodzi o najbardziej znany budynek jego autorstwa: jedyny drapacz chmur w obrębie Plant, wzniesiony na początku lat 30. XX wieku przy placu Szczepańskim 5, który projektował wspólnie ze Stefanem Strojkiem. Był to czas zachwytu wieżowcami, Ameryką. Według zleceniodawcy projektu - Komunalnej Kasy Oszczędności Powiatu Krakowskiego - strzelający w niebo budynek miał być znakiem w przestrzeni, że instytucja jest prężna i godna zaufania. Tyle że na Starym Mieście nowoczesne budynki mogły mieć, według ówczesnych przepisów, do 22 metrów wysokości, tak by nie zakłócały panoramy, nie konkurowały z kościołem Mariackim itp. Doszło do sporu miedzy inwestorami a magistratem, w efekcie mimo braku pozwolenia budynek przerósł przepisową wysokość o 9 metrów. Co ciekawe, budynek, który powstał tak wysoki wbrew prawu, został zaakceptowany przez ówczesnych krakowian.

- Kraków można by przemierzać szlakiem gmachów autorstwa tego projektanta. Następnym jest np. siedziba Starostwa Powiatowego przy al. Słowackiego 8 czy dom czynszowy na rogu placu Inwalidów i Alej Trzech Wieszczów.

- Proszę zwrócić uwagę - pokazują to budynki przy pl. Szczepańskim i przy Słowackiego 8 - Tadanier lubił ciekawie opracowywać narożniki. Są rozrzeźbione, zaprojektowane z pomysłem. Co do kamienicy przy placu Inwalidów, warto wspomnieć o... basenach rybnych, których architekt omal nie projektował w tym budynku mieszkalnym. Był to kuriozalny pomysł inwestora, którego krewny zajmował się ichtiologią, jednak ostatecznie zarzucony.

- Kogoś, kto chciałby poznać dokonania Tadaniera, gdzie jeszcze by Pani zaprowadziła?

- Najbardziej z jego kamienic w Krakowie lubię kamienicę Pod Pszczółkami przy ul. św. Marka 8. Bardzo ciekawy budynek, z attyką, z rozbudowanym, oblicowanym kamieniem portalem, nawiązujący do motywów, które pojawiają się w krakowskiej architekturze historycznej. Zwróciłabym też uwagę na Pocztę Główną, którą Tadanier przebudował. Wcześniejszy budynek z końca XIX w. w pewnym momencie stał się za mały i anachroniczny. Tadanier m.in. dobudował dwa piętra, zadbał o to, by gmach był bardzo elegancki, dekoracyjny. Niestety, niewiele z tego zostało po kolejnej przebudowie w latach 90. Tadanier wzniósł też budynki poczty w Rabce i Krynicy. Zawsze była to architektura modernistyczna z lokalnym sznytem, dobrze wpisana w otoczenie.

- Fryderyk Tadanier to według Pani postać zapomniana?

- Zmarł w roku 1960, ale tworzył samodzielnie w zasadzie tylko w latach 30. XX wieku. I ogólnie, jeśli chodzi o architektów tego czasu, czyli okresu międzywojennego, niewielu do tej pory doczekało się opracowań dotyczących ich życia i twórczości. Moja książka jest pierwszą, jaka została napisana na temat Tadaniera.

- Jego nazwisko wygląda na francuskie...

- I taka też była związana z nim legenda, nazwisko bywało wymawiane z francuska. Tymczasem jest to typowe nazwisko żydowskie, stworzone od nazwy miejscowości. Fryderyk urodził się i wychowywał w Kamionce Strumiłowej, małym miasteczku 40 km od Lwowa. Na tej galicyjskiej prowincji Tadanier było najpopularniejszym żydowskim nazwiskiem, a wzięło się ono od wsi Tadanie, leżącej obok Kamionki. W późniejszych latach, gdy Fryderyk osiedlił się w Krakowie, w całym mieście tylko on i jego żona nosili to nazwisko.

- Jak trafił na studia, które zrobiły z niego architekta?

- Jako dziecko uczył się w szkole realnej we Lwowie, a te szkoły specjalizowały się w przygotowywaniu do kształcenia politechnicznego. Więc od początku był skupiony na tym, by podjąć tego rodzaju zawód. Jego brat został zaś adwokatem. Prawdopodobnie ich droga życiowa to wynik dużych ambicji rodziców. Ojciec był zawiadowcą tartaku, a matka nie pracowała, co było normą w tych czasach. Jednak zadbali, by synowie zdobyli najbardziej prestiżowe zawody.

- Fryderyk kształcił się na Politechnice Lwowskiej.

- Była ona najlepszą uczelnią techniczną na ziemiach polskich i jedną z najlepszych w monarchii Austro-Węgierskiej. Poznał tam elitę kadr profesorskich polskiego środowiska architektonicznego. Był studentem Adolfa Szyszko-Bohusza. Później ściągnął on Tadaniera, tak jak wielu swoich uczniów, do Krakowa, bo zależało mu na tym, by stworzyć pod Wawelem silne środowisko architektoniczne.

- Tadanier zrobił karierę?

- Po I wojnie światowej przez kilka lat zajmował się odbudową polskich miejscowości ze zniszczeń wojennych. I tu piął się dosyć wysoko, został nawet generalnym inspektorem do spraw odbudowy, przy ministerstwie. Nigdy nie był zaangażowany politycznie i choć później np. uczestniczył w budowie Nowej Huty, odbierał też ordery za swoja pracę, nigdy nie był w PZPR.

- Należał do ścisłej czołówki architektów, którzy wpłynęli na zmianę wizerunku miasta?

- Staram się uciekać od takiej klasyfikacji. Architekci byli wtedy po prostu świetnie wykształceni, mieli dobry warsztat, uważali się też za artystów. Tadanier też taki był. Jego budynki mają dobrą wartość artystyczną, wyróżniają się jakością. Należał też do twórców „Architekta” - do lat 30. jednego z najważniejszych czasopism architektonicznych.

Rozmawiała Małgorzata Mrowiec

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski