Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świadectwo ministra Dudy

Redakcja
W ubiegłym tygodniu z mieszkańcami Tarnowa przy okazji prezentacji pierwszego polskiego filmu o katastrofie smoleńskiej "Mgła" w sali parafialnej przy kościele Księży Misjonarzy spotkał się Andrzej Duda minister z Kancelarii Prezydenta RP ś.p. Lecha Kaczyńskiego, który opowiadał o kulisach katastrowy rządowego samolotu z prezydentem na pokładzie. Moje wspomnienia

TARNÓW. Minister w Kancelarii śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego wspomina wydarzenia z 10 kwietnia oraz kulisy katastrofy

Zacznijmy od tego, że prezydent był zupełnie innym człowiekiem niż pokazywały to media. Był po prostu normalny. W sprawach służbowych był człowiekiem stanowczym, zdecydowanym, nie był kimś kto się boi. Prezydent Lech Kaczyński był niesamowicie serdeczny. Wartości rodzinne miały dla niego ogromne znaczenie. Zawsze nas pytał co u nas słychać, co u twojej córki, u mojej żony, a jak tam tata? Pan prezydent był w wieku moich rodziców i pamiętam, jak przyjmował mnie do swojej Kancelarii to chwytał się za głowę i mówił: ,,Zaczynam zatrudniać ludzi, którzy mogliby być moimi synami". Był też naukowcem, co niejednokrotnie się czuło, gdyż lubił rozmawiać o teorii prawa. Bywało tak, że mieliśmy wieczorne zebrania kierownictwa o godzinie 20, na które przychodził pan prezydent. Po tych zebraniach zdarzało się, że długo rozmawialiśmy do godziny pierwszej, drugiej w nocy. Prezydent był nocnym markiem, nie lubił wstawać rano, ale za to w nocy mógł siedzieć do oporu. Bywało i tak, że pani prezydentowa przychodziła i nas przeganiała. Życie poza oficjalnymi uroczystościami było zupełnie normalne, przyjaźniliśmy się ze sobą, zwłaszcza w ostatnim czasie, gdy szefem kancelarii został Władek Stasia, zastępcą został Jacek Sasin, a Paweł Wypych stał się takim rzecznikiem prezydenta. Zaczęliśmy tworzyć taką ekipę, która ze sobą nie rywalizowała. Pracowaliśmy dla pana prezydenta. Spotykaliśmy się wszyscy dwa razy dziennie i nawiązała się między nami bardzo silna przyjaźń - wspomina minister Andrzej Duda.

10 kwietnia 2010

- Kiedy przyszedł ten 10 kwietnia czułem, jakby ktoś wyrwał część mnie. Śmierć nie była dla mnie czymś nowym, jednak ten dzień, tamten moment przeżyłem zdecydowanie bardziej niż wszystkie do tej pory tego typu sytuacje. Ta wyrwa jest we mnie cały czas i nie wiem czy kiedykolwiek ona się zabliźni. Było to coś niebywałego.

Jeszcze w czwartek, przed katastrofą byłem z prezydentem na Litwie. Był z nami Paweł Wypych, Marisz Handzlik, Mariusz Kazana. Nagle w sobotę rano obudziłem się i okazało się, że prawie wszyscy, z którymi wtedy byłem na Litwie nie żyją. Trudno to opisać i jeszcze ten proces był bardzo rozciągnięty w czasie. Byliśmy wszyscy w szoku, traumie a o godzinie 11. zadzwoniono do mnie, że marszałek będzie przejmował władzę. Po prostu zbaraniałem. W jednej chwili wszystkie emocje ze mnie opadły. Na podstawie informacji na pasku informacyjnym jednej ze stacji telewizyjnych chcą przejmować władzę! Powiedziałem wtedy do dzwoniącego do mnie ministra, że prezydent ma swoją zabezpieczoną kabinę w samolocie (nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy jak ten samolot wygląda po katastrofie), jeżeli prezydent przeżył wypadek, jeżeli jest w szoku i na przykład poszedł do lasu? To nie jest możliwe? W tamtym momencie wszystko było możliwe! Z jednej strony my zszokowani, z drugiej strony zupełnie inne podejście do sytuacji - relacjonuje były minister.

Moskiewskie prosektorium

- Potem, gdy poleciałem do Moskwy, do tamtejszego prosektorium, w nocy, czekając na przygotowanie zwłok prezydentowej do zabrania, wyszedłem na zewnątrz i spacerowałem koło tego gigantycznego gmachu. Nagle przyjechał samochód, z którego zaczęto wyjmować kawałki ludzi przywiezione z miejsca katastrofy. Były one zapieczętowane w czarne worki, ale było widać, że to jest ręka, noga czy też korpus. Było to nieprawdopodobne wrażenie - wyjawia Andrzej Duda.

Samolot

- Tak naprawdę to, że od 10 kwietnia mówi się, że był to samolot prezydencki jest bardzo znamienne. Wcześniej był on rządowy, a zwłaszcza kiedy to nie dawano samolotu prezydentowi, który chciał udać się do Brukseli. Wtedy był absolutnie rządowy a jak się rozbił to stał się prezydenckim samolotem - podkreśla minister Duda.

Wątpliwości

- Mam dwie potężne wątpliwości w tej sprawie, których do tej pory jeszcze nikt nie rozwiał. Jak to się stało, że mgła była tylko na lotnisku? To potwierdzają wszyscy, że mgła była tylko na lotnisku. Chciałbym zobaczyć jakieś zdjęcia satelitarne na godzinę przed katastrofą, aby było widać jak ta mgła powstała, zwłaszcza, że nie było jej rano. To wychodzi w stenogramach z wierzy kontrolnej - Rosjanin jest zdumiony, iż nagle się pojawia mgła. Proszę pamiętać, że tam była godzina 10. i nagle, w słoneczny dzień pojawia się mgła. Druga rzecz. Samolot, który był przerobiony z bombowca, był specjalnie wzmacniany. Spada z 10 metrów i rozbija się w drobny mak? To nie wiarygodne! - przyznaje prezydencki minister.

Michał Gniadek

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski