Czy to wielki przełom w podejściu do walki ze smogiem? Czy do samorządowców dotarło wreszcie, że dbając o mieszkańców muszą też zadbać o to, by powietrze było czyste? A może to mieszkańcy są coraz bardziej świadomi tego, że muszą naciskać na rządzących w gminach? Niech zadbają o to, by z kominów nie wylatywały wszystkie możliwe trucizny?
Można przyjąć taką interpretację. Pewnie jest w niej część prawdy. Ale nie da się ukryć, że prośby płynące z gmin, by je wpisać na listę trucicieli, są bardziej efektem troski o finanse gminy, niż o zdrowie i komfort życia jej mieszkańców. Wszystko wskazuje na to, że wójtowie i burmistrzowie boją się mechanizmu, który z wyścigu o unijne dotacje na nowe piece, docieplanie budynków i montowanie solarów wyeliminuje te gminy, w których problem smogu nie jest aż tak palący.
I takiego mechanizmu nie należy wcale krytykować. To sprawdza się w praktyce. Na drogach poza granicami Polski skrupulatnie spoglądamy na licznik samochodu, by przypadkiem nie jechać szybciej, niż zezwala minięty właśnie znak drogowy, bo grozi nam zrujnowanie domowego budżetu.
W Polsce noga na gazie jest dużo cięższa, bo i mandat nie jest aż tak dotkliwy. Jeśli więc nie możemy dotrzeć do świadomości ekologicznej, to skorzystajmy z tego, że pieniądze umiemy dobrze liczyć. Przecież w walce ze smogiem to nie nowość - wymiana starych pieców na nowe nie mogłaby zaistnieć na tak szeroką skalę, gdyby do tych inwestycji nie było dużych dotacji.
Bez nich przekonywanie do zamiany systemu grzewczego na bardziej ekologiczny byłoby jak bicie głową w mur.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?