Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Święty handel w niedzielę

Ryszard Terlecki
Wszystko jest polityką. Czeka nas kolejny spór, wciąż powracający od kilkunastu już lat, o wolne od pracy niedziele.

Argumenty za i przeciw zostały już kilkakrotnie przedstawione i wciąż są te same. Dla mnie najmniej przekonujący jest przykład największych państw Zachodu, na które zwykliśmy się powoływać. Tam nie ma dyskusji: sklepy są zamknięte i nikogo to nie dziwi. Dlaczego jednak mamy kierować się doświadczeniami Niemców czy Anglików? Chcemy sami decydować o tym, co dla nas, Polaków, jest ważniejsze: interes właścicieli czy racje sprzedawców. Pierwsi twierdzą, że mniej zarobią, drudzy, że nie mają czasu dla siebie i rodzin. W Polsce liczy się też opinia, która na Zachodzie raczej nie jest już brana pod uwagę. To głos Kościoła, który stanowczo opowiada się za niedzielą wolną od pracy wszędzie, gdzie to możliwe.

Mnie także zdarza się iść na zakupy w niedzielę wtedy, gdy na krótko wracam z Warszawy i nie zdążę tego zrobić w piątek czy w sobotę. Ale irytują mnie lamenty rodzimych liberałów, dla których wszystko przelicza się na pieniądze. Widzę ich w Sejmie, jak gardłują za pracą w niedzielę, rzekomo w imieniu „małych przedsiębiorców”. W rzeczywistości bronią interesu wielkich marketów, licząc, że w ten sposób zapracują na swoją przyszłą kampanię wyborczą. Małe rodzinne firmy handlowe mogą przecież pracować w dniach świąt państwowych czy kościelnych. Lament hipermarketów, które w swoich krajach są zamknięte na głucho, ale walczą o prawo do niedzielnego handlu w Polsce, wcale mnie nie wzrusza. Mobilizuje za to lobbystów w polityce i w mediach, którzy - w imię rzekomej wolności gospodarczej - płaczą nad losem handlowego biznesu.

Jeżeli wiem, że w niedzielę duże sklepy są zamknięte, to muszę sobie tak zorganizować czas, żeby wcześniej zrobić zakupy. Wcale przez to nie kupię mniej, więc nikt na tym nie straci. Najwyżej kolejka przy kasie będzie trochę dłuższa. Ludowy obyczaj, który pojawił się w dużych miastach, szczególnie wśród młodzieży, aby niedzielę spędzać w handlowej galerii, może zastąpią bardziej pożyteczne wycieczki do parku czy kina. Pomysł, o którym słyszałem, aby w centrach handlowych otwierać kaplice, wydaje mi się podobnym nonsensem jak np. spowiedź przez internet. Natomiast nadzieja rodzimych liberałów, że obywatele pójdą na zakupy zamiast do kościoła, jest raczej złudna: dla tych, co do kościoła chodzą regularnie, nie ma znaczenia, czy markety będą otwarte czy zamknięte. Ale uczynienie z handlu - czyli z pieniędzy - bożka naszych czasów jest kolejnym krokiem ku takiej przebudowie naszego społeczeństwa, aby „ciepła woda z kranu” i „święty spokój” stały się wartościami całkowicie wystarczającymi do beztroskiego spędzania życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski