Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szkoła po przejściach

Redakcja
Zaczął się nowy rok szkolny. Reforma oświatowa, autorstwa duetu pań Hall i Szumilas, wkroczyła do liceum. Młodzież wypełniła klasy, nauczyciele wpisali do dzienników tytuły lekcji, rodzice przyszli na pierwsze wywiadówki i wpłacili "wpisowe”. Czyli zaczęło się jak co roku. Ale to nie jest zwyczajny rok szkolny.

Ryszard Terlecki: WSZYSTKO JEST POLITYKĄ

Nie ma już liceum ogólnokształcącego. Są kursy przysposabiające do zaliczania egzaminacyjnych testów. Jest z roku na rok obniżany poziom wymagań, a przejście do kolejnej klasy staje się niepodważalnym prawem każdego ucznia. Nie ma już dyscypliny, a naganna ocena z wychowania nie przeszkadza w promocji do wyższej klasy. Jest jeszcze matura, ale jej posiadacze prezentują poziom wykształcenia, jaki kilkanaście lat temu zapewniała szkoła podstawowa. Matura jest nadal przepustką na studia, ale większość absolwentów uczelni nawet nie zbliża się do poziomu, jaki jeszcze kilkadziesiąt lat temu prezentowali maturzyści. Na teren edukacji wdarły się szemrane interesy, a na szkole pasożytują "edukacyjne” firmy, które "kręcą lody”, drenując kieszenie rodziców.

I co? I nic. Wydaje się, że wszyscy pogodzili się z katastrofą polskiej szkoły. Uczniowie nie mają powodu do narzekań: szkoła jest łatwa i przyjemna, czyli "przyjazna”, jak mówi się w edukacyjnym żargonie. Jeszcze nie wiedzą, że państwo funduje im trzyletnią świetlicę, przeczekal-nię, z której większość nie wyniesie ani wiedzy, ani umiejętności, ani zawodowych kompetencji, ani dobrego wychowania. Wielu dyrektorów i nauczycieli stanie na głowie, żeby uratować coś z tych roczników – ale to jest wysiłek wbrew zaleceniom i programom, często wbrew przepisom. Takich dożyliśmy czasów.

A nauczyciele? Najczęściej drżą o pracę. Reforma gruntownie przerzedzi ich szeregi. Według ostatnich danych pozbawiła już pracy 7300 nauczycieli (prawie 800 w Krakowie), ale na podsumowanie jeszcze za wcześnie i liczba zwolnionych może wzrosnąć.

Co mogą nauczyciele? Rodzice i uczniowie domagają się od nich bezbolesnego "zaliczenia” szkoły i uzyskania matury. Muszą więc machnąć ręką na zdolności i zainteresowania uczniów, muszą tłuc punkty, "klucze”, tępić oryginalność, zabójczą na maturze. Nauczyciele nie mają już uczyć, tylko wykonywać "usługi edukacyjne”, a uczniów traktować zgodnie z zasadą "klient nasz pan”. W szkołach rośnie przestępczość, panoszy się chamstwo, coraz szerszym strumieniem docierają narkotyki. A środowiska i organizacje promujące społeczne patologie domagają się dalszego "poluzowania”.

Rodzice? Czy pomiędzy pracą a telewizorem mają jeszcze czas zajmować się swoimi dziećmi? Jeżeli już interesują się szkołą, to częściej ich uwagę zaprzątają szkolne finanse niż metody wychowania i wyniki kształcenia. Często wspierają rozluźnianie dyscypliny i protestują, gdy nauczyciele na własną rękę usiłują zwiększyć wymagania. Ci, którzy upominają się o przyszłość dzieci, napotykają na mur biurokracji, kretyńskich przepisów, arogancji władzy. Polska szkoła tonie, a towarzyszy temu bierność opinii publicznej, dyspozycyjność głównych mediów, bezradność nauczycieli.

Przesadzam? Są jeszcze szkoły, które mimo wszystko starają się zachować wysoki poziom, są nauczyciele, dla których praca jest powołaniem, są uczniowie, którzy zaskakują dojrzałością i głodem wiedzy, są rodzice, którzy organizują się przeciwko narzuconej destrukcji. Ale to jest już ostatnia linia obrony. Czy zdołamy ją utrzymać?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski