Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szminki, szpilki i chanelki, czyli kiedy babcia wychodzi z domu

Aleksandra Suława
Aleksandra Suława
W ramach akcji „Jeszcze żyję!” seniorzy zobaczyli już kilkadziesiąt spektakli
W ramach akcji „Jeszcze żyję!” seniorzy zobaczyli już kilkadziesiąt spektakli Anna Kaczmarz
Kultura. Mieliśmy z mężem zasadę: raz w miesiącu iść do kina albo teatru. Nie omijaliśmy żadnej premiery. Kiedy osiem lat temu zachorował, zamknęłam się w domu. Dopiero teraz zaczynam wracać do świata. Mam swoje pięć minut, może już ostatnie. Chcę je dobrze wykorzystać...

Różnicę widać już w szatni. - Widzi pani te wieszaki? Zwykle mam na nich kurtki, często sportowe, prawie zawsze z sieciówki. A dzisiaj? Płaszcze. I to jakie! Eleganckie, wełniane, każdy inny - ekscytuje się szatniarka, tak młoda, że chyba nie pamięta świata bez sieciówek. - Od razu widać, że przyszedł inny widz. Dojrzały, świadomy.

Świadomy widz przyszedł do Teatru Ludowego na otwartą dla seniorów próbę generalną. Tym razem będzie to „Kotka na gorącym blaszanym dachu”, ale seniorzy w Ludowym widzieli już i „Balladę o Nowej Hucie” i „Feniks leci do słońca” i „Amy. Klub 27”, w sumie kilkadziesiąt spektakli. Nazbierało się ich od 2014 roku, od czasu kiedy krakowski profesor pediatrii Mikołaj Spodaryk, w ramach akcji „Jeszcze żyję!” organizuje dla dojrzałych widzów bezpłatne wejściówki na próby generalne.

Kiedy babcia wreszcie ma wychodne

Na taką wejściówkę się czeka. Pani Krystyna datę spektaklu wpisuje sobie zawsze do kalendarza. A że kalendarz wisi na lodówce, każdy w domu wie o tym, że babcia ma plany. Inaczej się nie da, musi przecież domowników uprzedzać, bo w przeciwnym wypadku znowu jej wnuki dadzą do pilnowania, a kiedy odmówi, będą się dziwić, że jak to mama nie ma czasu? W takim wieku, a nie ma czasu?

Kiedy wychodzi, robi oko, kreskę, usta. Nie ona jedna, spod wełnianych płaszczy wyłaniają się garsonki, małe czarne, szydełkowe swetry, broszki, perełki… -Tu, nikt się nie ośmieli przyjść w jeansach! - zapewnia pani Marianna. - Nawet kiedy czasem zabieram ze sobą wnuka, to on też trzyma fason. Jak często jest okazja, żeby trzymać fason? Raz na kwartał, czasem częściej. - Sama nie miałabym pieniędzy na bilet do teatru, przecież dla mnie i męża czy wnuka to byłoby z 50 złotych…-mówi.

„Za drogo” powtarza się w rozmowach jak refren. Świadczenia małe, bilety drogie. 25 złotych - śmiech nie ulga. Raz wydałem i się naciąłem, awangardowo było, dla młodych. My wolimy klasykę albo coś na wesoło, kabaret, operetkę. Kiedyś chodziło się na randki, to chodziło się i do teatru. Za komuny były zniżki z zakładów pracy. Tak, wiedzą o promocjach dla seniorów, ale koleżanka mówiła, że zawsze wszystkie bilety wyprzedane. Że na stronach kin i muzeów są programy adresowane do seniorów? Dobrze wiedzieć, chodzą na kurs komputerowy, jak się nauczą, to będą korzystać.

Jednak dzisiaj wejście jest za darmo, więc można nieco zaszaleć. Pan (pulower, marynarka i spodnie od garnitury), kupuje w bufecie dwie lampki wina. Krąży z tym winem po foyer, krąży, wreszcie podchodzi do jednej z kobiet i wręcza jej kieliszek: - Napije się pani ze mną?- pyta. Kobieta kiwa głową. -Dla takich chwil tu przychodzę! - mówi, wznosząc toast.

Erotyka nie oburza

Trzeci dzwonek, na widowni pełno. Nikt się nie spóźnia. Komunikatu z prośbą o wyłączenie telefonów właściwie mogłoby nie być, bo komórki albo niewielu widzów ma, albo dla każdego z nich wyłączenie aparatu to oczywistość. Przez cały spektakl ani szmeru, ani błysku. „Kotka” zaczyna się od rozbieranej sceny. Oprócz nagości w spektaklu są również przekleństwa. Jest erotyka. Są wulgaryzmy. Zastanawiam się, czy po wszystkim będzie i zgorszenie.

-Wie pani, samo życie! - mówi pani Jadwiga i dodaje, że ma prawie 80 lat, więc wie, że nie takie rzeczy się ludziom przytrafiają. I jeszcze żebym nie myślała, że seniora tak łatwo oburzyć. - Byłam tu kiedyś na „Amy”: muzyka mocna, język mocny... Myślałam sobie wtedy: „Kurcze pieczone, nie wiem, jak to odbiorą, bo to byli różni ludzie, niektórzy z bardzo małych miejscowości, takich, w których nie ma nawet teatru.” A tu - o dziwo! - śmiech, westchnienia i brawa na koniec.

Pani Jadwiga spektakle ogląda regularnie, bo „ten szalony Spodaryk”, jak sama go określa, to jej syn. -Wie pani, u nas to dziedziczne, cała rodzina zwariowana. Dla nas każdy jest ważny, nawet żuczek najmniejszy, więc jak człowiek ma nie być ważny?

Teatr jak wyjście z getta

„Ten szalony Spodaryk” mówi, że człowieka nie wolno upokarzać. A zniżkowy bilet, który oferuje większość teatrów, jest trochę jak jałmużna - ktoś te kilkadziesiąt złotych różnicy w cenie między zwykłą a ulgową wejściówką musi dołożyć, zlitować się. Senior nie jest naiwny, wie o tym. A próba generalna i tak się obywa, więc po co grać przy pustych krzesłach? - Zresztą, sztuka chyba powinna być darem serca, prawda? - mówi. - Dla tych widzów każde wyjście z domu, każde pokonanie bólu kręgosłupa, bólu stawów, bólu wszystkiego, bo starość to przecież ból wszystkiego, to takie małe zwycięstwo nad naturą.

-To jest wyjście z getta -dodaje jego mama. - Człowiek przekracza próg mieszkania i przypomina mu się, jak było kiedyś. U mnie było tak: Mój maż pracował jako ordynator, rzadko bywał w domu. Mieliśmy jednak zasadę - raz w miesiącu iść do kina czy teatru. Nie omijaliśmy żadnej premiery! Kiedy osiem lat temu zachorował, zamknęłam się w domu. Dopiero teraz zaczynam wracać do świata. Mam swoje pięć minut i pewnie nie zaczęłabym ich wykorzystywać, gdyby syn mnie nie zmobilizował - opowiada.

Jeśli na otwartą próbę generalną, to tylko do Ludowego. Spodaryk mówi, że na jego propozycje współpracy nie odpowiedział żaden inny teatr. Przedstawiciele krakowskich instytucji tłumaczą, że to nie niechęć do danej grupy widzów, ale indywidualna decyzja aktorów i reżyserów, którzy często nawet na dzień przed premierą nie czują się gotowi, by pokazać spektakl publiczności. Zespół z Nowej Huty wydaje się jednak nie mieć takich oporów.

Jeszcze kilka minut

Beacie Schimscheiner, aktorce, seniorzy podnoszą adrenalinę. Nie, nie dlatego że boi się, jak odbiorą spektakl, w którym jest nagość i wulgaryzmy. W końcu jeśli znieśli „Amy”, to wszystko zniosą. Nerwy są, bo każdy pierwszy pokaz przed publicznością to premiera i nie ma znaczenia, że nazywa się ją otwartą próbą generalną. Jednak oprócz stresu jest też poczucie, że robi się coś dobrego.

- Miejsca w teatrze rezerwuje się dzisiaj przez internet, bilety zamawia przez internet, repertuar sprawdza przez internet, niedługo afisze znikną i co ci ludzie zrobią? Będą całkiem wykluczeni - mówi. - Oni dzisiaj nie umieją obsługiwać smartfonów, tak jak moja babcia nie umiała obsługiwać pilota do telewizora. Nie wiem, czego ja na starość nie będę potrafiła obsłużyć, ale chciałabym, żeby ktoś wtedy o mnie pamiętał.

Jej teatralnego kolegę Jana Nosala najbardziej cieszy, kiedy przychodzą seniorzy, którzy od lat nie byli w teatrze. - Rozmawiam czasem z ludźmi w wieku 50, 60 lat i słyszę, że oni nie chodzą do teatru z zasady. Pytam: Dlaczego? Oni na to, że teatr jest nudny. To kiedy ostatni raz byłeś w teatrze? - pytam. A jakoś w liceum - pada odpowiedź. Jeśli uda się przyciągnąć takiego delikwenta choćby darmową wejściówką, to często następuje nawrócenie. Po spektaklu w głowie pojawia się myśl: To nie jest głupie, to jest całkiem w porządku!- tłumaczy aktor.

W zespole krąży anegdota o ekspedientkach z pobliskiego sklepu. Przyciągnęła je do teatru aktorka, Iwona Sitkowska. Od słowa do słowa, od zakupu do zakupu, kobiety przyznały jej się kiedyś, że wstyd: tak blisko pracują, a nigdy nie były w teatrze. -To ja załatwię paniom tańsze wejściówki. Przyjdziecie? - opowiada aktorka. - Przyszły. Po jakimś czasie znowu byłam w sklepie, a one mówią: Pani Iwonko, my teraz na wszystko chodzimy! W tym pani grała, w tym, w tym, ale w „Amy” pani nie grała! Grałam! A kogo? Owcę. A... to myślałyśmy, że to jakiś chłopak… Wsiąkły strasznie, opowiedziały mi każdą premierę z ostatnich miesięcy.

„Kotka na gorącym blaszanym dachu” to krótki spektakl, trwa niewiele ponad godzinę. Po przedstawieniu seniorzy długo oglądają afisze, kręcą się po foyer, siedzą na widowni. Obsługa teatru podchodzi do nich i zwraca uwagę, że to już koniec, nie antrakt. Odpowiadają, że wiedzą, że chcą jeszcze chwilę posiedzieć. Dobrze im tutaj.

Źródło: gazetakrakowska.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski