Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpiedzy. Takich jak Kukliński w czasach PRL-u nie brakowało

Włodzimierz Knap
Kpt. Jerzy Sumiński, uciekając z Polski w 1981 r., niemal kompletnie zniszczył PRL-owski wywiad wojskowy. W tym samym czasie ulotnił się też płk Edward Niwiński, który miał dostęp do kart rejestracyjnych m.in. agentów, czyli do bezcennych informacji z punktu widzenia obcego wywiadu.

Pułkownik Ryszard Kukliński jest najbardziej znanym PRL-owskim oficerem, który przeszedł na drugą stronę i szpiegował na rzecz Zachodu. Jednak takich, którzy wybrali podobną drogę, było sporo. I to nie Kukliński swoją działalnością szpiegowską wyrządził najwięcej szkód PRL-owskiemu reżimowi.

Bardziej katastrofalne skutki miała np. ucieczka w czerwcu 1981 r. kpt. Jerzego Sumińskiego, który zajmował się ochroną kontrwywiadowczą wywiadu wojskowego. Wiedza, którą miał i przekazał USA, spowodowała, że w zasadzie do końca PRL wywiad wojskowy nie mógł działać za granicą.

Ucieczka natomiast ppłk. Józefa Światły, wicedyrektora X Departamentu MSW, w listopadzie 1953 r., a potem audycje z jego udziałem na falach Radia Wolna Europa, w których oskarżał reżim w Warszawie o najcięższe zbrodnie i winy, zmieniły ówczesną Polskę. W dziejach bloku sowieckiego nie było chyba żadnego funkcjonariusza aparatu bezpieczeństwa, który przeorał tak bardzo polityczną rzeczywistość i świadomość ludzi.

Trzeba też pamiętać, że tajne służby mają to do siebie, że o ich działaniach i zwerbowanych przez nich szpiegach poza garstką osób nikt nie wie (niechlubnym wyjątkiem jest III RP). To oznacza, że nie wiemy, czy wśród PRL-owskich polityków, oficerów wojska i SB nie było oprócz znanych nam postaci, takich, które współpracowały z CIA lub innymi służbami krajów zachodnich albo Chin czy Izraela. Może nie dowiemy się tego nigdy, a może naszych odległych potomków zaskoczy, że PRL „zdradzili” najważniejsi z ważnych komunistycznych dygnitarzy i funkcjonariuszy. W takich sprawach nie ma rzeczy niemożliwych.

Gen. Tadeusz Pióro, pierwszy przedstawiciel Sztabu Generalnego WP w Naczelnym Sztabie Układu Warszawskiego wyliczył, że w okresie tzw. Polski ludowej zbiegło z polskiej armii do państw zachodnich 52 oficerów, 5 chorążych i 4 podchorążych. W sumie 61 wojskowych. Wśród nich było m.in. 12 oficerów wywiadu, dwóch generałów i pięciu pułkowników. Każda ucieczka oficera traktowana była jako dezercja, zdrada ojczyzny i zdrada tajemnic wojskowych. Dotkliwe kary ponosiły również rodziny, przełożeni i współtowarzysze wojskowego uciekiniera. Uciekali oficerowie różnych rodzajów wojsk, z różnych instytucji wojskowych. Nie było jednak ani jednej dezercji oficera marynarki wojennej i z grona tzw. politruków.

Szczególnie cennym szpiegiem był płk Paweł Monat, kierownik Sekcji Wydziału Operacyjno-Szkoleniowego, szef wydziału ataszatów wojskowych w II Zarządzie (wywiadowczym) Sztabu Generalnego. Monat posiadał nie tylko rozległą wiedzę o działalności polskiego wywiadu, lecz i świetne rozeznanie w elicie władzy, bo jego żona była przybraną córką Aleksandra Zawadzkiego, ówczesnego przewodniczącego Rady Państwa. Uciekł w czerwcu 1959 r., gdy z żoną i 13-letnim synem przebywał w Wiedniu. Prawdopodobnie od kilku lat szpiegował na rzecz USA, a zwerbowała go FBI.

W ocenie sądu skazującego Monata na karę śmierci, „zdrada spowodowała olbrzymie szkody w dziedzinie wojskowej i politycznej i stwarza poważne trudności w pracy operacyjnej naszych organów wywiadowczych”. Po jego ucieczce wojskowe służby musiały gruntownie zmienić sposób działania. Nie zapobiegło to jednak ucieczce w 1961 r. innego szpiega, por. Włodzimierza Barankiewicza, attache wojskowego w Wiedniu, który przekazał CIA mnóstwo tajnych dokumentów. Podobnie cztery lata później postąpił płk Władysław Tykociński, który w 1967 r. zmarł w USA, w niejasnych okolicznościach.

Po kolejnych czterech latach (1969 r.) na Zachód zbiegł ppłk Marian Kozłowski, oficer wywiadu do zadań specjalnych. Wyjechał z Polski na paszporcie brytyjskim pod nazwiskiem Arnold do Szwecji, gdzie miał się spotkać z agentem. Do PRL nie wracał. Przełożeni sądzili, że został przechwycony przez wywiad brytyjski, bo od pierwszej połowy lat 60. utrzymywał bliskie stosunki z Brytyjką, którą podejrzewano już wówczas, iż pracuje na rzecz MI5 (kontrwywiadu brytyjskiego).

Nie wykluczano jednak, że został porwany przez obce służby. W 1983 r. sąd uznał, że zmarł w czasie służby. Tymczasem płk Kozłowski od 1969 r. przebywał w USA, gdzie został wywieziony przez CIA. Został obywatelem amerykańskim, CIA stworzyła mu nowy życiorys i cały czas chroniła. Nosił nazwisko Coleman, po żonie, agentce CIA, odpowiedzialnej za „kierunek polski”. Pobrali się w 1970 r. za zgodą dyrektora CIA, bo było to wydarzenie bezprecedensowe w dziejach Agencji. Do Polski przyjechał w 1992 r. Kozłowski zapewniał, że żona znacznie lepiej była rozeznana w kwestiach związanych z kierownictwem PRL-owskiego wywiadu wojskowego, co oznaczałoby, iż Amerykanie mieli ważnych szpiegów wśród II Zarządu.

Największym szokiem była jednak ucieczka w czerwcu 1981 r. kpt. Jerzego Sumińskiego. W Wiedniu zgłosił się do ambasady USA. Wcześniej zajmował się ochroną kontrwywiadowczą wywiadu wojskowego. Zarząd II wymienił, co Sumiński znał, a było tego wiele i dotyczyło spraw kluczowych. Nie ma tu miejsca, by podać zakres wiedzy „zdrajcy”. Niech wystarczy zgodna ocena, że dezercja Sumińskiego zniszczyła w istocie wywiad wojskowy, m.in. wstrzymano wszelkie operacje wywiadowcze.

W tym samym czasie uciekł na Zachód płk Edward Niwiński, kierownik kartoteki operacyjnej Zarządu II. Miał dostęp do kart rejestracyjnych m.in. agentów, czyli do bezcennych informacji z punktu widzenia obcego wywiadu. We wrześniu uciekł gen. Leon Dubicki, który pewnie wiedział o planach wprowadzenia stanu wojennego (w marcu 1998 r. został zamordowany przez Polkę, z którą zamieszkał w Berlinie).

Dla władz PRL-owskich bardzo bolesna była ucieczka – również we wrześniu 1981 r. – płk. Włodzimierza Ostaszewicza, ważnego oficera wywiadu. Miał on na początku lat 70. nawiązać współpracę z CIA. Według Helen Coleman, szpiegowską działalność rozpoczął jeszcze w latach 60. Ciekawe jest, że w Warszawie był sąsiadem płk. Kuklińskiego. Obu też prowadził ten sam oficer CIA – David Forden.

Dziewięć lat temu zmarł Jerzy Pawłowski, uznany za najwybitniejszego szermierza wszech czasów. Odszedł w zapomnieniu, choć od lat 50. po początek 70. cieszył się sławą, niczym Adam Małysz w ubiegłej dekadzie. Był mistrzem olimpijskim, sześciokrotnym mistrzem świata (z mistrzostw przywiózł 11 medali). W 1976 r. został skazany na 25 lat więzienia za szpiegostwo na rzecz USA, a trzy lata wcześniej wygrał konkurs na sportowca 30-lecia Polski Ludowej. Mówił: „Pan Wołodyjowski, Skrzetuski i Kmicic byli bohaterami moich snów”.

Obiecującym sportowcem już na początku lat 50. zainteresował się UB. Pawłowski przekonywał, że zagrożono mu, że jeśli odmówi współpracy, to jego ojciec, były żołnierz AK, trafi do więzienia. Potem przejął go wywiad wojskowy. Szermierzowi zlecano m.in. przekazywanie zadań szpiegom zakonspirowanym na Zachodzie. Jednak wykazywał się taką niefrasobliwością, że do centrali napłynął raport z prośbą, by mu więcej nie powierzać żadnych misji. Przełożonych do reszty zirytował w 1962 roku, gdy na egzaminach wstępnych na Wydział Prawa UW wymusił od sąsiada zgodę na ściąganie, oświadczając, że jest oficerem wywiadu i wykonuje tajne zadanie. Po tym skandalu WSW zawiesiło korzystanie z usług Pawłowskiego. Awansowano go jednak do stopnia majora. Należał do elity, której PRL zapewniała przywileje i bezkarność.

W 1964 r. w Nowym Jorku do kawiarni zaprosił go niejaki Ryszard Kowalski. Nie ukrywał, że jest pracownikiem CIA. Bez ogródek zaproponował współpracę. Po kilku miesiącach Pawłowski zgodził się zostać amerykańskim szpiegiem. Trzydzieści lat później twierdził, że zrobił to, bo nienawidził komunizmu i ZSRR. Nie miał dostępu do tajnych dokumentów, jednak przyjaźnił się z wysoko postawionymi ludźmi. Amerykanom przekazywał zasłyszane na salonach plotki, dotyczące politycznych rozgrywek, oraz informacje o słabostkach notabli.

Wpadł, bo w CIA znalazł się zdrajca, który sprzedał KGB informacje o nim. Na początku lat 80. szef MSW gen. Czesław Kiszczak zgodził się na układ z Amerykanami i wymianę byłych szpiegów, wśród których był Pawłowski. 11 czerwca 1985 r. w Berlinie, na moście Glienicke, spotkał się z nimi przedstawiciel Departamentu Stanu USA. Zapytał Pawłowskiego, czy jest zdecydowany na wyjazd do USA. Ten stwierdził, że nie. Pozostał w Polsce.

Gen. Tadeusz Pióro wyliczył, że w okresie tzw. Polski ludowej zbiegło z polskiej armii do państw zachodnich 52 oficerów, 5 chorążych i 4 podchorążych. W sumie 61 wojskowych. Wśród nich było m.in. 12 oficerów wywiadu, dwóch generałów i pięciu pułkowników.

Każda ucieczka oficera traktowana była jako dezercja, zdrada ojczyzny i zdrada tajemnic wojskowych. Dotkliwe kary ponosiły również rodziny, przełożeni i współtowarzysze wojskowego uciekiniera. Uciekali oficerowie różnych rodzajów wojsk, z różnych instytucji wojskowych. Nie było jednak ani jednej dezercji oficera marynarki wojennej i z aparatu politycznego wojska.

– Jerzy Pawłowski do reszty zirytował swoich przełożonych

ze służb specjalnych, gdy na egzaminach wstępnych na Wydział Prawa UW wymusił od sąsiada zgodę na ściąganie, oświadczając, że jest oficerem wywiadu i wykonuje tajne zadanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski