MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sztuka zarządzania sukcesem

Redakcja
Przykra niedziela, mimo po raz pierwszy w tym roku jasno świecącego słońca. Najpierw info na pasku u dołu ekranu, później potwierdzenie z szokującymi szczegółami. Robert Kubica, jeden z najbardziej znanych na świecie i najbardziej lubianych polskich sportowców, odniósł ciężkie obrażenia w kraksie na prowincjonalnym rajdzie.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Słuchałem doniesień o nieszczęściu Pana Roberta z żalem, współczuciem i zdumieniem. Dlaczego ten mądry, młody mężczyzna, wspierany bardzo przez rozsądnego ojca, podejmował takie ryzyko. Nie robi tego żaden z kolegów w F1, dlaczego więc on? Rozumiem, że zastrzyk adrenaliny jest ekscytujący, ale ani sławy ani pieniędzy z tego nie ma. Pomysł jest równie absurdalny jak granie skrzypka wirtuoza na wiejskim weselu. Efekty żadne, a można łatwo dostać butelką w głowę i wypaść z grafiku koncertowego.

Kiedy człowiek niewiele potrafi i tyleż ma, chłodne kalkulacje życiowej strategii nie są konieczne. Każda wybitność wymaga dyscypliny, odpowiedzialności, hamowania ryzykownych pomysłów i przestrzegania reguł. Walczy się o bardzo wysokie stawki. Niewielu rwie się do pomocy, sporo chce i potrafi zaszkodzić. Życie na szczycie jest samotne i może być nudne. Taka jest cena, którą chętnie zapłaciłyby miliony ludzi, ale nie mają szansy. Ten, kto laury zdobył, powinien pilnie chronić i przedłużać szanse trwania osiągnięć. Opanować sztukę zarządzania sukcesem.

Wypadek Kubicy jest niepotrzebny, bo jego udział w rajdzie był bez sensu. Ma silną domieszkę benzyny we krwi (jak obrazowo mówią jego przyjaciele), więc to zrobił. Bez kalkulacji, która na tym poziomie sławy i sukcesu jest niezbędna. Stracił zdrowie, wiele milionów euro, szanse na tegoroczny sukces w F1, w tym najbardziej elitarnym sporcie. Jego życie, jego kariera, jego cierpienie. Życzę mu jak najlepiej: żeby wrócił do zdrowia, do wyścigów i do pełni życia. A kiedy to już nastąpi, żeby powiedział innym, iż trzeba w życiu chronić sukces i nie ryzykować, jeśli nie jest to absolutnie konieczne.

Trudno się tej prostej zasady uczymy. Ilu polskich piłkarzy w najlepszych zespołach Europy przegrało swoje kariery przez niezrozumienie reguł gry i obowiązków człowieka zarabiającego bajońskie, jak na polskie warunki, sumy. Parę piw, jakaś awanturka, konflikt z trenerem, scysje z kibicami i adieu. Rozpoczyna się zjazd w dół, można zapomnieć o przyszłej pracy szkoleniowca i o dawnych zarobkach. Na całe życie zostaje potem piekący żal, że mogło być inaczej - i pretensje do wszystkich, z wyjątkiem siebie.

Klasycznym przykładem gigantycznego sukcesu zmarnowanego na własne życzenie jest rozmycie legendy "Solidarności" i wielkiego zwycięstwa Polaków nad komunizmem. Zachowaliśmy się jak durni futboliści. Okrągłe rocznice obchodziliśmy w kilku miejscach i różnych wersjach. Kilku nienawistnych, nic nie znaczących ludzi wysmarowało błotem człowieka, który dla świata stał się symbolem zwycięskiej Polski. Nikomu nie przyszło do głowy, że to skrajna głupota i bezmyślna nieodpowiedzialność. Chcieli, zrobili i są sobą zachwyceni, bo trochę ludzi dowiedziało się, że istnieją. Polska szlachecka słynna była z prywaty. Dzisiaj mamy prywatę połączoną z tępotą i wzmocnioną przez media. Zabójcza kombinacja.

Silnie tęsknimy do sukcesów w jakiejkolwiek dziedzinie. Pilnie i radośnie odnotowujemy dobre wyniki sportowe. Medaliści cieszą się sławą, a Adam Małysz czy Justyna Kowalczyk są bohaterami narodowymi. Może dlatego, że na sporcie nasze umiarkowane osiągnięcia się kończą. Nie ma nas na podium w międzynarodowym biznesie ani w kulturze, ani w nauce. Politycy też grają raczej w lidze lokalnej niż mistrzów. Skrzętnie zbieramy więc każdy okruch sławy. Nawet w konkurencjach, o których piszą maczkiem na końcu gazetowych kolumn sportowych.

Golf, wielki futbol, wyścigi Formuły 1 są arystokracją rozgłosu, prestiżu i pieniędzy. Nigdy nie mieliśmy w wyścigach samochodowych żadnych zawodników. Pojawił się Robert Kubica i Formuła stała się naszym sportem narodowym. Cztery lata temu Polska zamarła, kiedy bolid z naszym bohaterem narodowym koziołkował na GP Kanady. Szczęśliwie wtedy nic mu się nie stało. Poza tym ryzykował w ramach i według reguł swojego zawodu. Teraz, niestety, jest inaczej.

Jestem wstrząśnięty wypadkiem Kubicy. Nie tylko cierpieniem i możliwym końcem jego kariery. Także tym, co do tej kraksy doprowadziło. Jej nie powinno być. Jak już się wydarzyła, musimy wyciągnąć z niej wnioski. Trzeba chronić osiągnięty sukces i nie wystawiać go na ryzyko, jeśli nic do tego nie zmusza. Życzę Robertowi Kubicy szybkiego powrotu do zdrowia i formy. Myślmy o nim i o tym, co się stało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski