Co ciekawe, informację o rzekomym dopingu Polaka trener naszej reprezentacji Kazimierz Górski otrzymał w noc poprzedzającą publikację od jednego z przedstawicieli brukowego dziennika, który podczas turnieju był „przypisany” do naszej drużyny. Mocz do analizy pobrano wcześniej od Antoniego Szymanowskiego i Jana Domarskiego, ale podejrzanym miał być ten pierwszy.
Górski natychmiast spotkał się z lekarzem naszej ekipy dr. Januszem Garlickiem. Ten – jak napisał Górski w swej książce „Z ławki trenera” – wykluczył nieodpowiednie zachowanie wiślaka. „To jest poważny chłopiec i samowolnie nie zażyje nawet proszku od bólu głowy” – cytował słowa lekarza. Następnego dnia „Bild” opublikował wiadomość, opatrzoną olbrzymim tytułem, o wykryciu u jednego z polskich piłkarzy niedozwolonego środka.
– Nagle w naszym zespole zaczęto mówić, że u jednego z nas wykryto doping. Tak napisała niemiecka gazeta. Doktor Garlicki rozmawiał z różnymi zawodnikami. Mnie też pytał, czy nie wziąłem jakiegoś lekarstwa. Nikt mi nie mówił jednak, że to ja jestem podejrzany o doping. Padło na mnie, bo byłem na badaniach antydopingowych. Zresztą, ja wtedy miałem 23 lata i nawet nie wiedziałem, że stosuje się jakieś środki dopingowe. W Polsce wtedy była ciemna komuna, a nasza technologia medyczna w opłakanym stanie. Operacja łąkotki oznaczała wówczas często praktycznie koniec kariery. Byłem młodym chłopakiem, wierzyłem w ideały. Grałem na dwóch mistrzostwach świata i dwóch igrzyskach olimpijskich. Z tego co pamiętam, na trzech z tych imprez byłem wylosowany do badania moczu. W RFN padłem ofiarą prowokacji. Jak to mówią, biednemu nawet w drewnianym kościele cegła na głowę spadnie – mówi Szymanowski.
Afera wywołana przez niemiecki brukowiec nie pozostała bez wpływu na atmosferę w ekipie. Było sporo nerwów, wyjaśnień i... kategoryczny zakaz spożywania artykułów niewiadomego pochodzenia. Garlicki profilaktycznie sprawdzał nawet posiłki jadane przez piłkarzy. W odróżnieniu od Szymanowskiego badanie antydopingowe lubili Jerzy Gorgoń i Adam Musiał, bo – jak zdradził po latach ten drugi – przy okazji mogli wypić piwko przygotowane na wypadek, gdyby wylosowani mieli problem z oddaniem moczu.
Nasza ekipa zaczęła sprawdzać oficjalnymi kanałami informację „Bildu”. Komitet Organizacyjny MŚ i komisja antydopingowa FIFA zapewniły, że pod adresem żadnego Polaka nie wysuwano zastrzeżeń co do wyników badań antydopingowych. Przed meczem z Haiti „biało-czerwoni” zostali przeproszeni przez gospodarzy MŚ i FIFA za zaistniałą sytuację. Naszą ekipę przeprosił też niemiecki dziennik, tłumacząc się pomyłką jednego z lekarzy przeprowadzających badania antydopingowe.
Okazało się, że doping rzeczywiście został wykryty, ale u 26-letniego haitańskiego stopera Ernsta Jeana-Josepha (po meczu z Włochami). Był to pierwszy taki przypadek w historii MŚ. Na dwa kolejne mundiale Jean-Joseph już nie pojechał, jednak nie z powodu tej afery, tylko z racji przegranych przez Haiti eliminacji do obu MŚ.
– Dopiero jak doping wykryto u Haitańczyka, dowiedziałem się, że to mnie podejrzewano – zapewnia Szymanowski, któremu afera nie przeszkodziła w prezentowaniu świetnej formy i dużym współudziale w zajęciu przez naszą reprezentację trzeciego miejsca w turnieju.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?