Maszyna do wydawania pieniędzy wynalazku Jana Pianeckiego
Kraków Jana Rogóża
Możliwości, podejrzewam, czysto teoretycznej - choć cudaków na tym świecie nie brakuje - bo każdy chętnie schyli się po znalezioną złotówkę, a z zarobionej nie zrezygnuje bo i tak uważa, iż gratyfikowany jest poniżej swych umiejętności i wysiłku. Zapłata należy się w myśl prawa pracownikowi do łapy, w kasie firmy, przelewy na konta możliwe są wyłącznie za jego zgodą. Na ogół większość się zgadza, bo to wygodniejsze; dziś prawie każdy ma konto bankowe i kartę płatniczą, której jest bezpieczniejsza niż noszenie portfela, zwłaszcza w zatłoczonym tramwaju.
Nim jednak takowa wygoda stała się powszechna, jak kraj długi i szeroki, w któryś dzień miesiąca, pierwszy, piętnasty, czy ostatni- zwany ironicznie przez lud pracujący dniem Matki Boskiej Pieniężnej - ustawiały się karnie kolejki przy kasach przedsiębiorstw. Kasjerki przeliczały banknoty, podpisywało się listę płac... i świat należał przez kilka dni do nas. A potem korzystało się z tzw. chwilówek i czekało z utęsknieniem do następnej wypłaty. Dla księgowości i kasjerów, zwłaszcza dużych firm to były trudne chwile.
W epoce, której poświęcamy w tej rubryce najwięcej uwagi, w czasach ck monarchii w zasadzie nie było dużych przemysłowych molochów, zatrudniających kilka tysięcy pracowników, którym w ciągu kilku godzin należało wypłacić zapracowane, należne sumy. W zasadzie, bo większość firm zatrudniała kilkunastu, kilkudziesięciu ludzi. Były jednakowoż przedsiębiorstwa, kopalnie czy huty gdzie zatrudnionych były tysiące. W takich instytucjach w Austro-Węgrzech od roku 1895 obowiązywał ustawowy nakaz dwukrotnej wypłaty wynagrodzenia; pierwszej z końcem miesiąca zaliczkowo na poczet przepracowanego miesiąca, a w połowie następnego - reszty, po dokładnym rozliczeniu wykonanych robót. Były to dla administracji trudne dni, a jakby tego było mało związki zawodowe domagały się wypłacania zarobków co tydzień; szczęśliwie dla urzędników - tam gdzie podjęto takie próby - okazało się to niewykonalne. W ciasnej sali, zatłoczonej zniecierpliwionym, niespokojnym tłumem kasjer musiał nieraz tysiącu robotników wypłacić należność, często monetą i nie pomylić się, bo to groziło awanturą.
Chwytano się więc rozmaitych sposobów by sobie te uciążliwe funkcje ułatwić. W austriackich kopalniach wypłat dokonywało najmniej 5 kasjerów, dwóch kontrolowało listy płac, kolejni wydawali gotówkę, jeden banknoty, drugi bilon srebrny, ostatni halerzową drobnicę. Potem zaczęto stosować system "pakietowania"; pracownicy otrzymywali należność z zaklejonych kopertach. Szło szybko, ale koperty i tak należało wcześniej przygotować, co administracji nie odciążało, natomiast była ona pod ciągłą presją reklamacji - każdy mógł praktycznie zgłaszać protest, że dostał mniej niż się mu należało. Zapobieżono temu w sposób najprostszy, ale niezbyt fortunny; przyjęto zasadę, iż pracodawca nie myli się nigdy. Co oczywiście było powodem kolejnych zatargów i napięć.
Rozwiązaniem problemu okazał się wynalazek krakowianina Jana Pianeckiego, skromnego nauczyciela ludowego, zaprezentowany w Domu Technika przy ul. Straszewskiego równo sto lat temu, w roku 1910. Była to maszyna, którą z greckiego nazwał "tachodorem" - szybkim płatniczym. Prezentacji wynalazku obok twórcy dokonał inż. Fr. Drobniak dyrektor kopalni Brzeszcze, przy okazji wygłaszając referat " O sposobach wypłaty robotników wielkich przedsiębiorstw".
"Maszynka ta niewielkich rozmiarów przeznaczona jest do wypłat w brzęczącej monecie. - czytamy na łamach "Czasu" - Jej zaletą jest koncentracya ruchów. Nacisk na odpowiedni klawisz i obrót korbą powoduje wypłatę odpowiedniej kwoty, a jednocześnie na tarczy przed odbierającym wypłatę ukazuje się cyfry wypłaconej kwoty, która nadto zostaje odciśnięta na papierowej wstążce, dla kontroli i ewentualnej reklamacyi. Wypłata odbywa się niezmiernie szybko, w ciągu godziny wprawny urzędnik może wypłacić 3000 robotników. Zbiorniki na pieniądze w kształcie pionowych rur wypełnia się za pomocą gotowych patronów z monetą."
Prototyp maszyny wykonał August Golch, mechanik zakładu fizycznego UJ, a sfinansował przedsięwzięcie - we własnym interesie - wspomniany dyrektor Drobniak. Prezentacji przytomni byli liczni oficjele, wśród nich przedstawiciele banków i urzędu podatkowego. Wszyscy wróżyli wynalazkowi wielką przyszłość.
Ale cóż, jak często bywa, życie potoczyło się innym torem. Jan Pianecki nie trafił do encyklopedii, a tylko do naszej skromnej rubryczki jako ciekawostka. Klawisze naciska się dziś, ale w komputerach, a mile brzęczącą w kieszeni monetę zastępuje banalny skrawek plastiku. Za to kasjerzy nie mają nerwicy i wszyscy śpią spokojnie.
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.221.6/images/video_restrictions/0.webp)
Gadżety i ceny oficjalnego sklepu Euro 2024
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?