ZOBACZ ZDJĘCIA: Tuka, dawny wiejski zwyczaj ocalony od zapomnienia
Dawniej, żeby robota w polu szła szybciej, gospodarze zwoływali do pomocy sąsiadów, a po pracy zapraszali ich na biesiadę. Zabawa odbywała się w stodole, podawało się ziemniaki, kwaśnicę, tzw. kulasinę i drożdżowe buchty, a do tańca przygrywała kapela lub muzyk.
Autor: Katarzyna Hołuj
Ten zwyczaj dawno zniknął. W tukach uczestniczyło najstarsze żyjące pokolenie, nieco młodsze zna je już tylko z opowiadań rodziców. Dlatego właśnie Andrzej Słonina, artysta ludowy i kierownik filii Domu Kultury w Skomielnej Czarnej postanowił go wskrzesić. - Nie chodzi o to, żeby zatrzymać lub cofnąć czas, ale o chwilę refleksji nad trudem rolnika i tym, jak ciężka była kiedyś praca na roli, ale też nad tym, że ludzie pomimo biedy i surowych warunków spotykali się, pomagali sobie nawzajem, istniała między nimi więź - mówi.
Z roku na rok w tuce zaczęli brać udział nie tylko mieszkańcy, ale i goście z coraz odleglejszych stron. W tym roku, obok Kliszczaków, obecni byli Francuzi z partnerskiej miejscowości, miejscowi włodarze: wójt Władysław Piaściak i starosta Józef Tomal oraz senator Andrzej Pająk. Byli też górale z Chabówki, a dokładnie Dorota Majerczyk z rodziną.
Ta etnograf i autorka rozdziału o obrzędach rodzinnych w opracowaniu „Kultura ludowa Górali Kliszczackich”, wyraziła się z podziwem o takim, jak w Bogdanówce, pielęgnowaniu zwyczajów i tradycji, mówiąc: - Łatwo jest znaleźć się w regionie silnym kulturowo, z silnymi korzeniami jak np. u nas, na sąsiednim Podholu. Duży ukłon się noleży regionom, które są i były nieco „zabacone”: Kliszczacy, Zagórzanie, Babiogórcy. One teraz przeżywają renesans - stwierdziła etnografka.
Za jej namową w tym roku organizatorzy uczynili tukę jeszcze bardziej autentyczną. Panie z miejscowego Koła Gospodyń Wiejskich ubrały się dokładnie tak, jak dawniej ubierały się gospodynie i boso wybrały się na ziemniaczane pole.
Jedna z nich, Helena Kosek tukę zna z opowiadań swojego taty.
- Wspominał. jak po pracy w polu paliło się ognisko, w którym piekli ziemniaki i korpiele, ktoś przy tym przygrywał na skrzypkach lub harmonii. A potem szli do domu lub stodoły gospodarza potańczyć i wspólnie spędzić czas - mówi.
Ona także uważa, że stary zwyczaj wart jest przypomnienia. - To jest potrzebne, bo za chwilę młodzież nie będzie wiedziała, jak kiedyś wyglądało życie - mówi.
Podczas biesiady Dorota Majerczyk oraz kapucyn - br. Lesław Urbanek, otrzymali dyplomy i statuetki „Zasłużony dla kultury kliszczackiej”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?