To historia trzech kobiet, które opowiadają o świecie po katastrofie Fot. archiwum
Tango to nie tylko taniec czy gatunek muzyki. To styl bycia, zaglądający na salony, ale także idący rynsztokami wprost do małych knajpek zagubionych w obskurnych uliczkach Buenos Aires. To taniec mężczyzn, którzy w krokach i gestach zamykają lęki dnia i marzenia nocy, to taniec kobiet na chwilę tylko poderwanych wzrokiem. Tango to wyzwanie, także teatralne. Reżyser Giovanny Castellanos znakomicie wyczuł istotę tej muzyki, zagrał znaczeniami i stworzył spektakl, który przez taniec opowiedział o człowieczeństwie, nie zakrywając przy tym cech tanga. To dlatego właśnie pokazywane w miniony weekend "Tango Nuevo" w Łaźni Nowej (wspólna produkcja Teatru Muzycznego w Gdyni i Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie) tak uwodzi.
Trafiamy na obskurny, brudny, szary peron, gdzieś w dalekiej przyszłości. Stoimy na zgliszczach starego świata. I tu właśnie rozegra się historia trzech kobiet, które opowiadają o świecie po katastrofie, smutku ruin i sile, którą wyzwolił każdy dzień walki o przetrwanie w podziemiu.
Powiem od razu: trafiony był wybór utworów Astora Piazzolli, z jego wiecznym łączeniem tradycji i nowoczesności, które pozwoliło tangu przemówić słowami dnia dzisiejszego. Pozornie to pójście na łatwiznę - niezwykle popularny muzyk i jego pełne pasji brzmienia, które łatwo wpadają w ucho. Ale te jazzujące kompozycje brzmią współcześnie, ostro, szanując jednak tradycję tanga. Oddać całe to bogactwo odniesień w spektaklu naprawdę trudno zwłaszcza, gdy ma być czymś więcej niż tylko recitalowym zlepkiem. Udało się! Znakomita choreografia miała w sobie liryzm i nostalgiczność tanga, ale przede wszystkim zachowała tę ostrość, siłę, zdecydowanie. W tych układach wciąż zmienia się partnerka - jest miłość, smutek, cierpienie, gniew.
Wprowadzenie tanga do szarej przestrzeni "miasta ruin", na zdezelowaną stację metra to w jakimś sensie punkt, w którym przypomina o sobie historia - to powrót do początków tego tańca, które narodziło się w biednych dzielnicach Buenos Aires. Robotnicy przyjeżdżający za pracą chcieli choć na chwilę zapomnieć o codzienności. Kończyli więc wieczorem w knajpkach, by smutki dnia zostawić w barowym szkle.
Uzasadniona jest nawet ta odrobina prowokacji, gdy zamianie ulegają role w tańcu - aktorki nie tylko śpiewają partie męskie, w tańcu również wchodzą w rolę macho. To wyrównanie rachunków z przeszłością tanga. Na początku bowiem tańczyli je... tylko mężczyźni! Kobiet w Buenos Aires było za mało, zostawały na prowincji. Dość wspomnieć, że w tamtym czasie proporcja płci pięknej do płci nieco brzydszej w stolicy Argentyny wynosiła 1:7. Po ciężkiej pracy muzyce i ruchom tańca oddawały się męsko-męskie pary. Dopiero później w świat tanga pewnym krokiem weszły kobiety. Dzięki nim z ruchu pełnego rywalizacji stało się ono najbardziej zmysłowym, kipiącym emocjami tańcem świata. Dobrze, że w apokaliptycznej wizji Giovanny'ego Castellanosa nie zabrakło miejsca na przyszłość tanga, jego charakter i wieloznaczność. Tak powinno się opowiadać tańcem. I o tańcu.
Łukasz Gazur
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?