Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tata kocha za dwoje

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Pan Arkadiusz  z Kają, Dominiką, Pawłem i Karolem
Pan Arkadiusz z Kają, Dominiką, Pawłem i Karolem Fot. archiwum prywatne
Sylwetka. W czwartek obchodzony był Dzień Ojca. Przed tym świętem pytaliśmy Arkadiusza Kolińskiego, ojca samotnie wychowującego czwórkę dzieci, jakie życzenia usłyszałby najchętniej, odparł: Regularnie słyszę „Tatuś, kochamy cię”. W zasadzie nie mam więcej oczekiwań.

Tata Pawła (15 lat), Kai (12 lat), Dominiki (9 lat) i Karola (5 lat), od końca 2012 roku, kiedy zmarła mu żona, wychowuje dzieci w pojedynkę. Najtrudniejszy czas, po jej śmierci, przetrwał dzięki wierze w Boga. Wierzy, że doznał wtedy łaski, która dodała mu sił, aby iść dalej i dalej funkcjonować.O żonie, matce swoich dzieci mówi: - Cały czas wierzę, że jest. Kiedy idzie do przedszkola na akademię z okazji Dnia Matki wie, że Karol nie będzie cierpiał, że na sali nie mamy, tylko tata. - Karolek doskonale wie, że mama jest, ale w innej formie. Tego się trzymamy - mówi.

Po śmierci żony, roli taty uczył się na nowo

Poza tą metafizyczną sferą, była i jest bardziej przyziemna rzeczywistość, której musiał sprostać. A to wymagało pewnych przewartościowań. - Trzeba było odstawić faceta na bok. Faceta, który przyjeżdża z pracy i chciałby odpocząć - mówi o sobie z tamtego okresu po śmierci żony. - Musiałem na nowo uczyć się własnej roli.

Nigdy nie próbował być dla dzieci mamą, bo jak twierdzi, byłoby to nieprawdziwe, udawane. Starał się za to i nadal stara być jak najlepszym ojcem. Swoje starania porównuje do uderzenia piłki kijem baseballowym albo do słynnych „rogali” Kazimierza Deyny, czyli goli zdobytych bezpośrednio z rzutu rożnego. Jak tłumaczy - dlatego, że w jednym i drugim przypadku sukces zależy od tego, jakimi meandrami będzie się poruszała piłka. Byle dotarła do bramki.

Starsza trójka poza szkołą ma też inne zajęcia. Chodzą do szkoły muzycznej oraz tańczą w Zespole Pieśni i Tańca „Dobczyce”. Tata wytrwale im kibicuje, a kiedy pojawiają się kryzysy, podpowiada, aby zbyt łatwo się nie poddawać, nie rezygnować pochopnie.

- Chciałbym, żeby nauczyły się pasji w życiu, bo pieniądze szczęścia nie dają. Najważniejsza są: pasja, zainteresowania, dążenie do celu. Ten cel może być różny, bo można dążyć do zostania lekarzem albo hodowcą pomidorów. Chciałbym, żeby kiedyś, kiedy będą już dorośli i kiedy usiądziemy sobie razem, powiedziały, że to działa. I nieważne, czy zostaną lekarzami czy hodowcami pomidorów. Ważne, żeby byli dobrymi ludźmi - uważa.

Wszystkie te dodatkowe zajęcia dzieci to dodatkowe obowiązki dla taty, o których musi pamiętać. Wspomagają się grafikiem przypiętym do korkowej tablicy, ale jak mówi pan Arkadiusz, nawet i to czasem nie wystarcza i zdarza się, że o czymś zapomną, on albo dzieci.

- Kiedyś zadzwoniła do mnie nauczycielka ze szkoły muzycznej pytając, dlaczego córka nie przyszła na lekcję. Okazało się, że po szkole jak zwykle poszła do babci i zasiedziała się przed telewizorem. Wysłuchałem więc nauczycielki... i co mogłem dodać? Jedynie, że nie mam nic do dodania - opowiada.

Co jest najtrudniejsze w samotnym ojcostwie?

Nad odpowiedzią na to pytanie zastanawia się przez chwilę i wreszcie mówi, że znalezienie granicy między domem a pracą.

Jest architektem i projektując swój dom zaplanował jednocześnie swoją pracownię. I choć obydwa budynki sąsiadują ze sobą, to świadomie nie połączył ich w jedno, właśnie po to, żeby oddzielić pracę do domu. - Mam taki zawód, że im więcej czasu mu się poświęca, tym lepsze rzeczy wychodzą, więc właściwie mógłbym nie wychodzić z pracowni. W swoją pracę wkładam dużo serca i zaangażowania, to jakby… następne dziecko - mówi.

Zdaje sobie jednak sprawę, że nie może poświęcić pracy zawodowej całego swojego czasu, że musi go sprawiedliwie dzielić pomiędzy dzieci i to nie tylko te młodsze. - Nawet Paweł potrzebuje, żeby z nim pogadać, pobyć, zagrać, pojechać - stwierdza pan Arkadiusz.

Mile wspomina niedawny wypad z dziećmi na Turbacz, dwudniowy, z noclegiem w schronisku. - Bardzo ważne było to, że idziemy wszyscy razem, ale też to oderwanie od codzienności, jakie dała, nam ta wyprawa - mówi.

Słowo-klucz jego rodzicielstwa brzmi: zaufać

Jak organizuje sobie czas, aby znaleźć go na wszystko, na pracę i na opiekę nad dziećmi i domem? To pytanie słyszał już niejednokrotnie. - Recepta jest jedna: im mniej o czymś myślę, tym idzie lepiej - mówi. - Pewnie, że widzę wiele porażek, ale zostawiam to…

Nie jest sam. Może liczyć na teściów i przyjaciół, których ceni za to, że nie narzucają się, a jednak zawsze są gotowi do pomocy. Poza tym ma też poczucie opieki „z góry”.

- Wiara, że jesteśmy prowadzeni, to ogromne wsparcie - uważa. Za swoiste motto służą mu słowa św. Jana Pawła II, przesłanie skierowane do Polaków niedługo po wyborze na papieża: „Nie lękajcie się!”

- Nie chciałbym, żeby to co powiem zabrzmiało zbyt patetycznie, ale jeśli miałbym cokolwiek przekazać innym, to brzmiałoby to tak: jeśli pojawia się kłopot, nie bój się, nie myśl za dużo, idź dalej. Lęk jest narzędziem zła. Zaufać - to kwintesencja ojcostwa w moim wydaniu. Jak mawia mój przyjaciel: Alleluja i do przodu!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski