MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Team Radwańskich musi wybrać drogę, którą pójdziemy

Redakcja
Tomasz Wiktorowski Fot. Magdalena Cygorijni
Tomasz Wiktorowski Fot. Magdalena Cygorijni
ROZMOWA z TOMASZEM WIKTOROWSKIM, trenerem prowadzącym siostry Radwańskie w turniejach zagranicznych.

Tomasz Wiktorowski Fot. Magdalena Cygorijni

- Jak w przyszłym roku będzie wyglądać Pana współpraca z siostrami Radwańskimi?

- Wspólnie z Agnieszką i Urszulą pod koniec grudnia lecimy do Australii. Pierwszym turniejem będzie impreza w Sydney. Ula zagra tam w eliminacjach. Później czeka nas wielkoszlemowy Australian Open w Melbourne, gdzie Urszula zapewniła sobie miejsce w turnieju głównym. Mamy omówiony pierwszy kwartał przyszłego roku. Planowanie startów dla Agnieszki jest dość proste, bo ma w planach rozgrywanie największych imprez WTA, w półroczu może zagrać jeden mały turniej. Z Ulą jest trochę inaczej. Dalsze decyzje podejmiemy po tym, co wydarzy się w pierwszych miesiącach 2012 roku.

- Jak wygląda Pana pozycja w Polskim Związku Tenisowym, w którym jest Pan zatrudniony?

- Do końca tego roku byłem "wypożyczony" z PZT do teamu Radwańskich. Przez to zaniedbałem pewne obowiązki wobec związku, choć to nie do końca tak. Przecież Agnieszka jest w reprezentacji narodowej w Pucharze Federacji, pierwszą rakietą tej drużyny i bardzo ważną postacią. Skoro pojawiła się potrzeba, by jeździć z nimi na turnieje, to jest to też w interesie PZT. Konfliktu interesów nie było. Dotychczas zakres moich obowiązków jako trenera PZT determinował budżet, jakim dysponowaliśmy. Dopóki funkcjonował PZT Prokom Team, akcji, które organizowaliśmy, było mnóstwo. W Polsce było więcej turniejów, organizowaliśmy konsultacje dla dziewcząt do lat 16, 18. Nadal jestem odpowiedzialny za Junior Fed Cup czy juniorskie turnieje wielkoszlemowe. Rocznie miałem około dwustu dni wyjazdowych w Polsce i za granicą. Kiedy Prokom zmniejszył zaangażowanie finansowe, imprez znacznie ubyło. Przez to miałem mniej pracy i mogłem z Agnieszką jeździć na turnieje.

- Miniony sezon był najlepszym w karierze Agnieszki. Spodziewał się Pan, że może ona wygrać trzy duże turnieje?

- Staram się nie spodziewać niczego. Powiem jak wielu sportowców: z dnia na dzień robimy swoje i bierzemy to, co przychodzi. Człowiek uczy się na porażkach, a kiedy przychodzą wygrane, jak jesienią tego roku, to bardzo się cieszymy. To wielka zachęta do dalszej pracy.

- Jak się Panu pracuje z Agnieszką?

- Bardzo dobrze. Jak każdy trener bardzo przeżywam jej starty, choć staram się nie pokazywać tego na zewnątrz. Wkładam serce w naszą współpracę. Nie da się być profesjonalistą na zewnątrz bez zaangażowania wewnątrz. Czasem widać ten mój stres i dziewczyny też go widzą, ale nasze, trenerów, zadanie, jest takie, by nie okazywać zbyt wielkich emocji.

- Już wcześniej współpracował Pan z Radwańskimi, m.in. podczas US Open. Od tegorocznego Wimbledonu jeździł Pan z Agnieszką na wszystkie ważne imprezy. Kto wyszedł z propozycją ściślejszej współpracy?

- Pierwsze rozmowy, takie konkretne, odbyliśmy na początku tego roku z Robertem Radwańskim. Było to pod koniec marca w Miami podczas jednej z imprez. To była wspólna decyzja ojca i córek. Bardzo dobrze nam się pracuje razem.

- Pan jeździ na turnieje, ojciec trenuje z córkami w Krakowie. Robert Radwański mówił nam niedawno, że nie chce być trenerem od "czarnej roboty" i w najbliższym czasie trzeba postanowić, kto bierze odpowiedzialność za wyniki sióstr.
- Doskonale rozumiem Roberta. Decyzję muszą jednak podjąć we trójkę. Prędzej czy później trzeba będzie zdefiniować drogę, którą pójdziemy. Są trzy, może cztery warianty. O tym, który wybrać, zdecyduje ojciec z córkami, bo to oni są trzonem tego zespołu. Trzeba podjąć taką decyzję, by czuli się dobrze i by nie było niedomówień. Wtedy skupimy się na pracy, a nie myśleniu, kto z kim jedzie. Przyjmę każdą decyzję, którą podejmą. Najważniejsze, by dziewczyny dobrze grały, Agnieszka weszła do czołowej "piątki" rankingu, a Ula poprawiła pozycję na tyle, by obie mogły jeździć na te same turnieje.

- Czy Agnieszka jest już zawodniczką kompletną, czy widzi Pan u niej rezerwy?

- Ma jeszcze ogromne rezerwy, i to w kilku dziedzinach. Ma niesamowite czucie piłki, wysublimowaną technikę, bajeczną antycypację. Taktycznie podejmuje idealne decyzje. To są filary, na których opiera swój tenis. Pozostaje jeszcze strona fizyczna, którą krok po kroku trzeba poprawiać. Tenis jest dziś niezwykle szybki, nastawiony na ofensywę. W tej kwestii nie możemy pozostać w tyle.

Rozmawiała Agnieszka Bialik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski