MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Terroryzowali Kraków

Redakcja
Co najmniej jedną osobę zabili, kilka brutalnie pobili. Mają na koncie włamania, napady z bronią na banki, urzędy pocztowe, stacje benzynowe. Przez kilka miesięcy terroryzowali Kraków i okolice. Odpowiedzieli za te zbrodnie dopiero po kilkunastu latach.

Historie z paragrafem

Działali w czwórkę. Gdy w połowie lat 90. zaczynali bandyckie kariery, mieli zaledwie po 20 lat, ale cechowała ich wyjątkowa bezwzględność.

- Sięgali po broń nawet wtedy, kiedy nie musieli tego robić. Katowali ofiary, niezależnie od tego, czy stawiały opór, czy poddawały się bez walki. Byli zdecydowani na wszystko. Podczas siedmiu napadów zrabowali ponad 200 tys. zł, które zresztą szybko przebalowali. Pieniądze poszły na samochody, dyskoteki, alkohol - opowiada policjant.

Najbrutalniejszy był napad w Gaju. Zamaskowani bandyci, uzbrojeni w pistolet, pałki i pojemniki z gazem pojawili się w domu właściciela firmy ogrodniczej wieczorem, 10 marca 1996 r. Gospodarza skatowali w garażu. Jego matkę, żonę i 14-letnią córkę obezwładnili gazem i skrępowali. Przystawiając pistolet i grożąc przypiekaniem gorącym żelazkiem, domagali się pieniędzy. Wynieśli z domu kilka tysięcy złotych w gotówce i biżuterię. W sumie łup był wart około 10 tys. zł. Pobity kijem bejsbolowym mężczyzna nie przeżył napadu. Zmarł w szpitalu, nie odzyskując przytomności.

Miesiąc później zaatakowali urząd pocztowy w Radziszowie koło Skawiny. Zastraszyli bronią i pałkami pracownice. Zabrali pieniądze. Łup był jednak niewielki - 1,5 tys. zł.

Zaplanowali więc większy skok - na Bank Spółdzielczy w Liszkach. Za pierwszym razem wycofali się, bo w środku było za dużo klientów. Ale by "nie marnować czasu", przyjechali do Krakowa i napadli na stację benzynową przy ul. Wioślarskiej. Gazem łzawiącym i biciem sterroryzowali pracownika. Z kasy zabrali 6 tys. zł. Dzień później wrócili do banku w Liszkach. Zrabowali wówczas 26 tys. zł.

"Mieli broń, twarze zakrywali kominiarkami, zaskoczyli nas, gdy jeszcze nie było klientów. Psikali w nas gazem łzawiącym. Potem zamknęli 8 osób w jednym pokoju, wyrwali kable telefoniczne i uciekli ładą" - wspominał po latach jeden z pracowników banku.

W lipcu 1996 r. roku napadli na właściciela kantoru przy Karmelickiej w Krakowie. Zaatakowali go, gdy wysiadał z samochodu. Pobili i skradli dolary, równowartość ok. 50 tys. zł. Obrabowanego przykuli do drzewa.

Atakowali też kobiety. Jedną dopadli przez blokiem na terenie Krowodrzy. Znaleźli przy niej biżuterię i pieniądze o łącznej wartości 13 tys. zł. Ofiara nie była przypadkowa. Kobieta handlowała złotem na ul. Floriańskiej, bandyci wiedzieli, że będzie miała przy sobie gotówkę i kosztowności.

- Wtedy te zbrodnie uszły im na sucho. Sprawy zostały umorzone z powodu niewykrycia sprawców, akta trafiły na półkę, ale nie zapomnieliśmy o nich - mówi policjant z wydziału kryminalnego.

Według policji banda rozpadła się na początku minionej dekady - po napadzie na bank w Spytkowicach, podczas którego zrabowano 30 tys. zł. Wkrótce potem w ręce policji wpadło dwóch gangsterów z tej grupy. Dostali kilkuletnie wyroki. Jeden z nich w trakcie odsiadki zdecydował się na współpracę z policją i prokuraturą. Skruszony przestępca przyznał się do całej serii napadów i opisał ich okoliczności. To pozwoliło na zatrzymanie dwóch jego kompanów. Jeden z nich w śledztwie potwierdził wersję skruszonego.
Były podejrzenia, że banda ma na koncie jeszcze jedno zabójstwo, z początku 1996 r. Ofiarą była kobieta, także handlująca biżuterią na Floriańskiej. Sprawcy dopadli ją na klatce schodowej bloku, w którym mieszkała i skatowali na śmierć kijem bejsbolowym. Strzelali również do mężczyzny, który próbował jej pomóc. Jego, na szczęście, kule nie dosięgły. Jednak tej zbrodni podejrzanym nie zdołano udowodnić.

Ostatecznie na ławie oskar- żonych w sądzie zasiadło trzech krakowian, którym prokuratura zarzuciła udział w 7 napadach z użyciem broni i innych niebezpiecznych narzędzi. Cała trójka przebywa obecnie za kratami. Czwarty i zarazem główny podejrzany o ps. "Cypis" na razie znajduje się poza zasięgiem polskich organów ścigania. Zdążył uciec do Francji. Wolny jednak nie jest - w tamtejszym więzieniu odsiaduje bowiem karę 20 lat więzienia za zabójstwo pod Paryżem dwóch rodaków. To on, zdaniem krakowskiej prokuratury, jest bezpośrednim sprawcą śmierci właściciela firmy ogrodniczej w Gaju.

Śledczy zapewniają, że nie zapomnieli o "Cypisie". Zarzuty mu stawiane przedawnią się dopiero w 2026 r. Przed dwoma laty we francuskim więzieniu przesłuchiwał go krakowski prokurator. Nie przyznał się do winy.

EWA KOPCIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski