MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Też potrafię być zły

Redakcja
- W sobotę w siódmej rundzie walki w Jastrzębiu-Zdroju pokonał Pan przez techniczny nokaut Prince'a Anthony'ego Ikeji. To Pana 33. zawodowe zwycięstwo i jednocześnie 18. przed czasem. Kibice, krzycząc po walce "Mistrz, mistrz Kołodziej", jasno dali do zrozumienia, czego oczekują już w nowym roku.

Rozmowa z PAWŁEM KOŁODZIEJEM, niepokonanym 33-letnim pięściarzem z Krynicy

- Słyszałem. Takie okrzyki tylko pomagają i budują. A ja mam swoje ambicje. Już nie mogę doczekać się mistrzowskiej walki. Wierzę mocno w swoje możliwości. Troszeczkę bolą mnie po tym starciu pięści, ale w boksie chodzi właśnie o to, żeby to one bolały, a nie głowa.

- Walka z Ikejim miała być dobrym przetarciem przed wyzwaniem życia. Była taka?

- Powiem szczerze, że myślałem, iż wcześniej uda mi się ją skończyć. Prince okazał się bardzo twardym zawodnikiem.

- W pierwszej rundzie niespodziewanie wylądował Pan na deskach. Przed walką sam przestrzegał jednak, że Prince potrafi wygrać przed czasem....

- No tak, a jednak mnie zaskoczył. Mój trener, Fiodor Łapin, zwracał mi nawet uwagę, że przeciwnik ma bardzo długie ręce. Nie sądziłem, że aż tak (śmiech). Cóż, jak jednak widać, potwierdziło się powiedzenie, że w boksie cały czas trzeba być uważnym. Dałem się zaskoczyć, ale nie zrobiło to na mnie jakiegoś większego wrażenia. Wszystko kontrolowałem.

- Nie było zagrożenia, że to Nigeryjczyk wygra przed czasem?

- Było, oczywiście. Trafił silnym ciosem, i nie ma co nawet mówić inaczej. Twierdząc, że uderzenie nie zrobiło na mnie jakiegoś większego wrażenia mam na myśli to, że nie był to na tyle mocny cios, żeby wybić mnie z rytmu. Od razu po tym uderzeniu kontrolowałem dalszy przebieg walki.

- W przerwach między rundami mocno wspierał Pana nasz jedyny mistrz świata - Krzysztof "Diablo" Włodarczyk.

- To już taka tradycja, że się wspieramy. Ja byłem w Moskwie w jego narożniku, on teraz był ze mną. Przyjaźnimy się. Myślę, że dajemy sobie dużo pozytywnej energii.

- O Panu niektórzy ludzie powtarzają taką opinię: "Kołodziej? Za grzeczny chłopak, żeby być mistrzem". Tym razem jednak widać było po Panu złość. Nacierał Pan na Nigeryjczyka nawet po gongach.

- Odpowiem tak - wiadomo, że nie jestem żadnym łobuzem czy chuliganem, ale osoby, które dobrze mnie znają, wiedzą, że zbytnio grzecznością nie grzeszę.

- Świadomość, że jest Pan bardzo blisko walki o mistrzowski pas paraliżowała?

- Hmm, troszeczkę koncentracja mi uciekała. Musiałem podwójnie się skupiać.

- W rankingach federacji IBF i WBA jest Pan drugi. Najlepsi zawodnicy tych organizacji na pewno z uwagą obejrzą Pana sobotni występ. Wniósł Pan do ringu wszystko, czy niespodzianki zostawił właśnie dla nich?

- Kiedy stanąłem na prawej nodze i podniosłem lewą rękę, zgodnie ze wskazaniami trenera, czułem się komfortowo. Górowałem nad Ikejim, więc była jeszcze rezerwa.

- Kiedy wyjaśni się to, na walkę o który pas Pan się zdecydował?

- Na dniach. Rozmowy są mocno zaawansowane, tylko promotorzy i trener nie chcieli mnie jeszcze w nie angażować, żebym skupił się jedynie na sobotnim pojedynku. Chodziło o to, żeby nie było właśnie takich wpadek jak w pierwszej rundzie. Starałem się skoncentrować, ale wybiegałem myślami do walki mistrzowskiej.

- Co teraz?

- Najbardziej potrzebuję wypoczynku i kontaktu z rodziną. Długo nie było mnie w domu, bo trenowałem w Warszawie. Teraz tydzień odpoczynku, a potem wracam do pracy.

Rozmawiał Łukasz Madej, Jastrzębie-Zdrój

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski