Krzysztof Kawa: KAWA NA ŁAWĘ
To Muhammad Ali dokonał rewolucji w kwestii promocji boksu, wynosząc go na marketingowy poziom, o którym jego poprzednicy nawet nie śnili. Fakt, pomógł mu w tym rozwój telewizji, ale tylko nieznacznie, bo przez lwią część jego kariery pojedynki z trudem przyjmowały się na ekranach amerykańskich odbiorników i przez wiele lat były transmitowane wyłącznie do sal kinowych.
Ali czynił show nie tylko ze swoich walk, ale i poprzedzających je obowiązków. Na przykład ważenie było tyleż koniecznym, co nudnym ceremoniałem aż do chwili, gdy Ali nie odegrał roli kompletnego świra w obecności Sonny’ego Listona. Nabrali się wszyscy, łącznie z członkami jego sztabu. I przede wszystkim "Wielkim Niedźwiedziem”, który logicznie rozumował, że tylko wariat może się go nie bać. Zaś Ali, w jego mniemaniu, właśnie się nim stał...
Najgorzej Alemu szło, gdy rywala lubił, zdarzało się bowiem, że mierzył się ze swoimi sparingpartnerami z wcześniejszych lat albo wręcz przyjaciółmi. Trudno mu to było ukryć, a wtedy walka sprzedawała się słabo. Ali gotów był więc realizować niebanalne, a nawet wręcz absurdalne pomysły jak ten, by... sfingować porwanie i uwięzienie go.
Budowanie dramaturgii, gdy między rywalami iskrzy, dokonuje się samoistnie. Wtedy jednak pojawia się problem, by sprawy nie wymknęły się spod kontroli. Z Joe Fraziera przed pierwszymi ich potyczkami Ali uczynił "czarną nadzieję białych”, a przed trzecią przyrównał go do goryla. W trakcie "Thrilla in Manila” obaj znaleźli się na granicy śmierci, ale tak naprawdę to Ali wyrządził rywalowi większą krzywdę – słowami, które padły poza ringiem.
Wymagać od Zimnocha i "Szpili” więcej? Wolne żarty.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?