Dziesięć kolorowych balonów wzbiło się w niebo w dolinie Raby. Okazją do tego był trzydniowy międzynarodowy festiwal balonowy, który po raz pierwszy odbył się w Gdowie.
Pogoda zbytnio nie kaprysiła
Warunki pogodowe w miniony weekend były prawie idealna na taką imprezę. Dlaczego prawie? Ponieważ ze względu na drobne „kaprysy pogodowe” część lotów musiała zostać nieznacznie przyspieszona, a część odbyła się z opóźnieniem. To jednak ogromny sukces, że udało się zrealizować wszystkie zaplanowane starty.
- Czasami zdarza się, że ze względu na niesprzyjającą aurę nawet cały turniej musi zostać odwołany, a wówczas przygotowania idą na marne. W Gdowie wszystko poszło zgodnie z planem - podkreślają piloci.
Gonili lisa i nalatywali na cel
Balon z lisem, czyli ze spadochroniarzem startuje kilka minut przed innymi, następnie wybiera różne wysokości lotu i stara się tak zmieniać kierunek, aby trudno go było naśladować. Pozostałe balony muszą sterować lotem tak, aby wyrzucić swój marker (woreczek z piaskiem) jak najbliżej lądowania „lisa”. W przypadku gdy nikt nie rzuci markera lub marker wyląduje dalej niż 25 metrów od „lisa” ,wygrywa pilot balonu lisa - tak wyglądała jedna z konkurencji, w której musieli sprawdzić się piloci balonów. Z kolei w ,,nalocie na cel” mieli za zadanie zrzucić marker jak najbliżej krzyża, który rozłożony został na ziemi.
Puchar Wójta Gminy Gdów wywalczyła ekipa Bartłomieja Pyzy z Ryk. W klasyfikacji generalnej na pierwszej pozycji uplasował się zespół Adriana Kobusa z Rybnika, a na kolejnych miejscach podium stanęły grupy Eryka Czarkowskiego z Krakowa oraz Bartłomieja Pyzy z Ryk.
Trójka szczęściarzy patrzyła na Gdów z góry
Dzięki uprzejmości Aeroklubu Krakowskiego niezwykłą przygodę w powietrzu przeżyło trzech mieszkańców, którzy wylosowali loty balonem. - Było super! Trafiłam na świetnego pilota, który przez cały lot cierpliwie odpowiadał na moje dociekliwe pytania. Reszta ekipy też była bardzo miła, panowie stworzyli fantastyczną atmosferę - mówi z uśmiechem Natalia Biernat z Niegowici, która jako jedna z trójki szczęśliwców zwiedzała okolicę z powietrza.
- Po wylądowaniu musiałam podziękować żywiołom za udany lot. Chrztu, który przeszłam nie zapomnę do końca życia. Najpierw podpalono końcówki moich włosów, następnie polano mnie wodą, a potem posypano ziemią moją głowę. Na końcu musiałam „przytulić” zapakowany balon. Wtedy cała ekipa poczęstowała mnie siarczystymi klapsami. I tak właśnie zostałam baloniarzem - śmieje się.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?