Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To magiczne miasto

Rozmawiał Paweł Gzyl
Maryla Rodowicz
Maryla Rodowicz FOT. JAROSŁAW JAKUBCZAK
Muzyka. Choć od wielu lat Maryla Rodowicz mieszka w swym domu pod Warszawą, zawsze blisko była związana z Krakowem. Rozmawialiśmy z gwiazdą o jej związkach z miastem.

– Współpracowała Pani z wieloma artystami z Krakowa – choćby z Markiem Grechutą, Andrzejem Zielińskim czy Andrzejem Sikorowskim.

– Jeszcze był Andrzej Zaucha, który grał ze mną w zespole przez dwa lata po powrocie z wyjazdów zagranicznych. Okradli mu busa ze sprzętem, był bez grosza. Grało mi się z nim fantastycznie.

To był wielki talent, grał na kongach, na harmonijce, na saksofonie i oczywiście śpiewał. Andrzej Zieliński ze Skaldów to wybitny kompozytor i miły kolega bez pretensji. Andrzej Siko­rowski z kolei to ewidentnie moja krew, do tego wyjątkowe teksty i niezwykła wrażliwość.

– Po raz pierwszy pojawiła się Pani w Krakowie na Studenckim Festiwalu Piosenki w 1967 roku. Jak Pani trafiła wtedy na ten przegląd?

– Do krakowskiego festiwalu zgłosili mnie koledzy z warszawskiego AWF-u. Wiedziałam, że tam się śpiewa raczej poezję. Wpadłam w panikę. Bo Kraków to Demarczyk, pod­piwniczne klimaty, a ja śpiewałam wtedy przecież bigbit do tańca.

– No właśnie: wykonała Pani na festiwalu protest-songi w stylu folk. Co sprawiło tę przemianę?

– Czułam, że rockowe wykony to nie ten festiwal. W Krakowie rządziła Piwnica i śpiewający aktorzy. Zaśpiewałam „Jak cię miły zatrzymać” i „Pytania” – klimaty zupełnie nie bigbitowe, ale chciałam się wpasować jakoś. Nie najlepiej się czułam w tym repertuarze. Akompaniowała mi na pianinie Alina Piechowska. Eliminacje, już na miejscu, w Krakowie, odbyły się w kinie Uciecha, a finał w filharmonii. Zwycięstwo świętowałam w Jaszczurach.

– Spotkała Pani wtedy osobiście Marka Grechutę. Jak go Pani wspomina?

– Marek był słodki, taki niedzisiejszy. Z głową w chmurach. Wszyscy mówili, że jest zdecydowanym faworytem publiczności. I słusznie – był naprawdę fantastyczny. Potem spotykaliśmy się na festiwalach opolskich, no i przy realizacji „Szalonej lokomotywy” w Teatrze STU.

Razem hasaliśmy na arenie pełnej piasku w namiocie cyrkowym przy ulicy Rydla. Marek był mi bardzo bliski. Zresztą zaśpiewaliśmy również dwie piosenki do tekstów Agnieszki Osieckiej z jego muzyką, które napisał w przerwie między próbami do „Szalonej lokomotywy” w namiocie – „Gaj” i „Rajski deser”. Wiele naszych duetów było też w tym przedstawieniu.

– To dzięki „Szalonej lokomotywie” związała się Pani wtedy z Krzysztofem Jasińskim?

– No tak, chociaż poznałam go nieco wcześniej, ale to właśnie w czasie prób moje serce zostało trafione.

– Jak się Pani mieszkało w Krakowie na przełomie lat 70. i 80.?

– To nie były łatwe lata. Na początku mieszkaliśmy z małym synkiem Jaśkiem w gabinecie dyrektora teatru.

– Brała Pani udział w szalonych imprezach organizowanych przez ówczesną krakowską bohemę artystyczną?

– Oczywiście, wszystko pamiętam z detalami. Choćby nocne włóczęgi po mglistym Krakowie, rozmowy o sztuce w mieszkaniu Marka Gre­chuty, przesiadywanie w kawiarniach, wchodzenie przez słynne okno do kuchni Piotra (Skrzyneckiego – red.) z ulicy. Tego czasu już nie ma, chociaż wiem, że w Krakowie wszystko jest możliwe i życie toczy się tam zawsze inaczej. To miasto magiczne i wyjątkowe.

– To był ciężki czas dla Polski: przecież wprowadzono właśnie stan wojenny. Czy pozycja gwiazdy estrady sprawiała, że jednak łatwiej się Pani wtedy żyło?

– Ależ skąd, w takim samym stopniu odczuwałam zagrożenia tamtego czasu, jak inni ludzie. Mieszkałam już wtedy z dziećmi – dwuletnim Jaśkiem i nowo narodzoną Kasią – w bloku na Ursynowie bez telefonu i bez pracy.

– Przed nami święta Bożego Narodzenia. Jak wyglądały te święta, kiedy spędzała je Pani z rodziną w Krakowie?

– To nie były łatwe czasy, ale święta to święta, można je spędzać pod mostem, byle z rodziną.

– Pani kariera sprawiła, że na pewno nie zawsze mogła Pani spędzać Boże Narodzenie w kraju i z rodziną.

– Pamiętam, jak na początku lat 80. wycinali mi wyrostek w Moskwie i to był akurat świąteczny czas. Miałam więc operację i musiałam leżeć w tamtejszym szpitalu. Ale fani wycięli i przynieśli... choinkę spod Kremla, żeby mi sprawić przyjemność. (śmiech)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski