Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Marczyński poznał smak Giro

Redakcja
Tomasz Marczyński nie jest liderem grupy Vacansoleil, dlatego też często pomaga najlepszym FOT. ARCHIWUM ZAWODNIKA
Tomasz Marczyński nie jest liderem grupy Vacansoleil, dlatego też często pomaga najlepszym FOT. ARCHIWUM ZAWODNIKA
KOLARSTWO. Jako pierwszy zawodnik z naszego regionu przetarł włoski szlak.

Tomasz Marczyński nie jest liderem grupy Vacansoleil, dlatego też często pomaga najlepszym FOT. ARCHIWUM ZAWODNIKA

Wystartował Pan jako debiutant w Giro d'Italia, jakie wrażenia?

- Jeździłem już wcześniej w ekipie zawodowej, ale II dywizji (Ceramica Flaminia - przyp. J. Ż.) i nie miałem okazji startować w wyścigach tej rangi. A to jednak co innego. Jestem bardzo zadowolony, udało mi się zaatakować na jednym etapie i uciekać przez 200 kilometrów. Niestety, uciekinierzy nie dojechali do mety. Myślę, że pokazałem się z dobrej strony, choć przejechałem tylko 12 etapów.

- Właśnie, udział w niejednej kraksie i pęknięte żebro pokrzyżowały Panu szyki.

- Tak, w tej chwili przechodzę rehabilitację, od tamtej pory jeszcze nie wsiadłem na rower. Mam prawie dwa tygodnie odpoczynku, a przez to pęknięte żebro nie mogę oddychać. Nie mogę na razie trenować, myślę, że dopiero w przyszłym tygodniu zacznę coś robić.

- Spełnił Pan jednak swoje zadanie.

- Pomagałem liderowi Thomasowi De Gendtowi i chyba spełniłem zadanie, bo stanął na najniższym stopniu podium.

- Czym różni się ten wyścig od innych, w których miał Pan okazję już startować?

- Przede wszystkim liczbą etapów. Wysiłek nakłada się z dnia na dzień. To trzy tygodnie ścigania, bardzo męcząca sprawa.

A jak Pan, jako debiutant, odbierał Giro?

- Towarzyszył mi dużo większy stres niż w przypadku innych wyścigów. Było bardziej nerwowo, bo szybciej się jeździ. Niezależnie, czy to płaskie czy górskie etapy, to ci, którzy mierzą w klasyfikację generalną, chcą jechać z przodu, specjaliści od sprintów też. Poza tym ponieważ wyścig cieszy się sporą oglądalnością, transmisje są na cały świat, każdy sponsor wymaga tego, by "zabrać" się do ucieczki. To jest prawdziwa bitwa, czasem 70 km jedzie się "w trupa" i dopiero wtedy ktoś odjeżdża.

- Jak oceniono Pana jazdę w ekipie Vacansoleil?

- Ekipa jest zadowolona, a ja czuję się doceniony. To jest dla mnie najważniejsze. Bo, gdy się robi coś z sercem, poświęca się temu, to każdy chce, by jego praca została zauważona.

- Miał Pan z pewnością ryzy taktyczne, będąc zmuszonym do pracy na rzecz lidera.

- Nie do końca tak było. Oczywiście, że jak trzeba było pomóc, to robiłem to, ale miałem też wolną rękę. Koledzy, nie tylko lider, doceniali moją jazdę i każdy chciał mnie mieć przy sobie.

- Może Pan być zadowolony z pierwszej części sezonu?

- Jak najbardziej, walczyłem w wyścigach w Katalonii Murcii, pomagałem ekipie. Myślę, że zostawiłem dobre wrażenie na szefostwie. Mam kontrakt jeszcze na jeden rok, więc o bliską przyszłość mogę być spokojny.

- Trenuje Pan teraz inaczej niż choćby w ubiegłym sezonie?

- Cały czas ze swoim trenerem, ale praca jest podobna. Może jest więcej zgrupowań z ekipą, zwłaszcza na początku roku. Ilość treningowo przejechanych kilometrów pokrywa się, ale dużo więcej jest tych przejechanych na wyścigach.
- Kontuzja pokrzyżowała Pana plany co do dalszej części sezonu?

- Mam jeździć w jak najlepszych wyścigach. Nasza kadra ma 28 osób, a moje nazwisko cały czas przewija się, jeśli chodzi o ważne starty. Ostatnio wytypowano 12 kolarzy na Tour de France. Jestem w tej grupie, a w Wielkiej Pętli wystartuje 9. Czy zdążę? Jeśli nie TdF, to pewnie zostanę wysłany na Tour de Pologne. Jeśli nie pojadę we Francji, to pewnie będę miał okazję wystąpić w Vuelcie Espana.

- Liczy Pan na start na igrzyskach olimpijskich w Londynie?

- Wiadomo, jakich wyborów dokonuje Piotr Wadecki... (w ubiegłym roku nie wziął podwójnego mistrza Polski na mistrzostwa świata - przyp. J. Ż.). Bardzo chciałbym pokazać się w Londynie, ale to będzie związane ze startem w mistrzostwach Polski.

- Przyjedzie Pan bronić dwóch koszulek - w jeździe indywidualnej na czas i ze startu wspólnego?

- Zobaczymy, jak będzie z moim zdrowiem. Po takiej przerwie organizm musi zacząć treningi niejako od nowa.

- Potem odbędą się mistrzostwa świata...

- Na pewno na nich będę, bo UCI wprowadziło jazdę drużynową na czas i mam szansę wystartować w tej konkurencji z moim teamem.

Po pierwszym mistrzostwie Polski, w 2007 roku, marzył Pan o starcie w grupie Pro Touru. To marzenie się spełniło, teraz kolej na następne - wygranie etapu w jednym z trzech wielkich wyścigów?

- Cieszę się z tego, jak moja kariera się układa. Będąc dzieckiem, nie przypuszczałem, że moje marzenia się spełnią. Cieszę się z tego, że jakoś udaje mi się ciągnąć za sobą innych wychowanków Krakusa Swoszowice.

- Kto z nich może pójść w Pana ślady?

- Rafał Majka czy Karol Domagalski, być może bardziej utalentowani ode mnie, idą moim śladem. Znalazłem też zagraniczną ekipę Wojtkowi Migdałowi, są kolejni zdolni.

Rozmawiał JACEK ŻUKOWSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski