MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Towarzysze broni

WŁODZIMIERZ KNAP
Brześć nad Bugiem, wrzesień 1939, powitanie oficerów sowieckich i niemieckich Fot. archiwum
Brześć nad Bugiem, wrzesień 1939, powitanie oficerów sowieckich i niemieckich Fot. archiwum
Wydaje się to wręcz nieprawdopodobne, lecz najwyższe władze II RP niemal do końca zagrożenie ze strony Związku Sowieckiego uważały za nierealne. Więcej, łudziły się jeszcze w pierwszych dniach września, że Stalin będzie chciał wesprzeć Polskę, sprzedając jej sprzęt wojskowy!

Brześć nad Bugiem, wrzesień 1939, powitanie oficerów sowieckich i niemieckich Fot. archiwum

17 WRZEŚNIA 1939. 74 Lata temu o 3 rano Armia Czerwona zaatakowała strażnice Korpusu Ochrony Pogranicza i przekroczyła granice Polski.

Władze II RP i jej wywiad nie miały pojęcia, że Hitler ze Stalinem zawarli porozumienie, które przypieczętowało rozbiór naszego państwa. Ludzie stojący na czele Francji i Anglii, czyli formalnie najbliżsi sojusznicy Polski, o tym wiedzieli. Ale nie powiadomili Warszawy. Podobnie jak prezydent USA.

Można mieć zasadne pretensje do państw zachodnich, lecz nie zmienia to faktu, że my sami zachowaliśmy się jak ślepcy. Polski sztab generalny nawet nie przygotowywał planów wojny na wypadek równoczesnego uderzenia ze strony Niemiec i Rosji, mimo że od początków II RP taki scenariusz uważano za realny.

Dlaczego? Panuje powszechne przekonanie, że nie było sensu pracować nad takim planem, skoro w razie równoczesnego ataku Niemiec i ZSRR i tak bylibyśmy skazani na klęskę.

Obowiązkiem wojskowych i polityków powinno być branie pod uwagę najgorszych scenariuszy, zwłaszcza że stosunki niemiecko-sowieckie w międzywojniu pełne były nagłych zmian. Konieczności uwzględnienia sojuszu Stalina z Hitlerem dowiódł również przebieg kampanii. Nawet po 17 września można było skupić się na obronie Lwowa. Tylko nie pomyślano o tym wcześniej. Oczywiście, że obrona tego miasta nie odwróciłaby losów wojny, ale mogłaby skutkować tym, że w ręce Stalina nie wpadłyby tysiące polskich oficerów.

16września 1939 r. Wojsko Polskie liczyło jeszcze niemal połowę swoich pierwotnych stanów osobowych. W sumie ponad 650 tys. żołnierzy. Jednak znaczna ich część - przeszło 450 tys. - walczyła na zachód od Wisły (Warszawa, Modlin, Oksywie, Hel czy nad Bzurą) oraz między Wisłą a Bugiem.

Na terenie wschodniej Rzeczypospolitej - od Wileńszczyzny do Podola - rozmieszczone były natomiast niemal wyłącznie jednostki zapasowe, tzw. trzeciego rzutu. Liczyły co prawda ponad 200 tys. żołnierzy, lecz były kiepsko zorganizowane i uzbrojone.

W tym też czasie w naczelnym dowództwie pojawił się optymizm co do możliwości dalszego prowadzenia walki z Niemcami. Wynikał z faktu, że nastąpiło zahamowanie naporu sił niemieckich w kierunku wschodnim, co było efektem zaangażowania dużych sił w bitwie nad Bzurą oraz kłopotów w zaopatrywaniu jednostek w paliwo i amunicję.

I choć z operacyjnego punktu widzenia kampania była przez Polskę przegrana, to dzień później, 17 września, Związek Sowiecki zdradziecko napadł na Polskę. Armia najeźdźcy liczyła w pierwszym rzucie 620 tys. żołnierzy, wspartych przez 4733 czołgi i 3298 samolotów. Dla porównania: Niemcy 1 września rzucili na nas ok. 2500 czołgów i 1390 samolotów (udział wojsk słowackich w ataku na Polskę był symboliczny). W dodatku Armia Czerwona była stale i licznie uzupełniana. Po zakończeniu kampanii Sowieci mieli w Polsce 2,5 mln ludzi: żołnierzy Armii Czerwonej i NKWD. Więcej niż Niemcy. Jednak wojsko sowieckie okazało się nieprzygotowane do prowadzenia poważniejszych operacji. Jego umundurowanie i uzbro- jenie przedstawiało się żałośnie. Według wspomnień świadków, wielu żołnierzy karabiny miało na sznurkach, brakowało mundurów, pasów, hełmów. Z rozkazu Rady Wojennej Frontu Białoruskiego (z 16 września) wynika, że rezerwiści ze 121. Dywizji Strzeleckiej szli na front "w łapciach, boso, w cywilnych ubraniach i cyklistówkach".
Dyplomacja sowiecka potrafiła jednak zadbać o to, by Stalin sporo zyskał w zamian za przyłączenie się do Hitlera przeciwko Polsce. Wskutek rozbioru ZSRR zagarnął 200 tys. km kw. powierzchni II RP (52 proc.) i ponad 12 mln obywateli (37 proc.).

Sowieccy sztabowcy pracę nad planami militarnymi wymierzonymi przeciw II Rzeczypospolitej rozpoczęli zaraz po podpisaniu traktatu ryskiego w 1921 r. Lenin, a potem Stalin zainteresowani byli odzyskaniem co najmniej tych terenów, które wchodziły w skład imperium carskiego. Między innymi dla realizacji tego celu już na początku lat 20. Sowieci nawiązali współpracę z Niemcami, podpisując z nimi układ w Rapallo (1922 r.). Po Rapallo do 1934 r. Niemcy posiadali na terytorium ZSRR obozy i poligony wojskowe.

Z materiałów operacyjnych Armii Czerwonej wiemy, że w czerwcu i lipcu 1938 r. w przyległych do granic Polski okręgach wojskowych - kijowskim i białoruskim - zaczęto tworzyć grupy armijne o charakterze uderzeniowym. W dodatku oba okręgi przemianowano na "specjalne", dopo-sażając je w sprzęt i ludzi.

Przy obecnym stanie wiedzy historycy nie są w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy generalissimus w połowie 1939 r. planował uderzenie na Polskę w bliskiej perspektywie czasowej. Z pewnością na przeszkodzie takim zamierzeniom stała sytuacja na Dalekim Wschodzie. W maju 1939 r. Armia Kwantuńska, będąca częścią armii japońskiej, wkroczyła do Mon-golii, która była pod protektoratem ZSRR. Doszło do poważnych walk pomiędzy wojskami sowieckimi i japońskimi. Zakończyły się co prawda klęską Japończyków, ale działania wojenne na Dalekim Wschodzie trwały do 13 września 1939 r. Sowieci mogli obawiać się wojny na dwa fronty, choć Armia Kwantuńska była słabo uzbrojona.

Stalin na zmianę polityki wobec Hitlera zdecydował się, gdy nie został dopuszczony do rozmów w Monachium. W marcu 1939 r. zmienił ton. Skrytykował "podżegaczy wojennych", czyli Francję i Anglię, a nie grzmiał przeciwko Niemcom, co było zwyczajem we wcześniejszych jego wystąpieniach. Hitler również zaczął łagodniej mówić o ZSRR. Ta układność wystarczyła, by oba kraje przystąpiły do tajnych rozmów. Najpierw na tematy gospodarcze, a następnie - w miarę jak zaostrzały się stosunki polsko-niemieckie - również wojskowe. Stalin zrozumiał, że na konflikcie pomiędzy Warszawą a Berlinem może bez większego zaangażowania uzyskać korzyści dla siebie.

Ta kalkulacja Stalina doprowadziła do podpisania paktu Ribbentrop - Mołotow 23 sierpnia 1939. Układ ustalał strefy wpływów w Europie Środkowej i Wschodniej. Od momentu zawarcia paktu Moskwa przystąpiła do koncentracji wojsk na granicy z Polską. Została ona zakończona mniej więcej do 15 września.

Już w pierwszych dniach września 1939 r. Niemcy nalegali na Stalina, by ten jak najszybciej przystąpił do wojny. 9 września minister spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesław Mołotow poinformował ambasadora III Rzeszy w Moskwie Friedricha von Schulenburga o rozpoczęciu działań militarnych w "tych dniach". Sowieci przystąpili do wojny po ośmiu. Ich opieszałość wynikała z tego, że przygotowania toczyły się opornie, było sporo bałaganu, szwankowała mobilizacja.
Ponadto Stalin czekał na reakcje mocarstw zachodnich. Najpierw na to, czy Londyn i Paryż wykonają obowiązki wobec Polski. Następnie na postanowienia konferencji w Abbeville, która zaczęła się 12 września z udziałem Francji i Wielkiej Brytanii i zakończyła się zaś konkluzją, że nastąpił "finis Poloniae".

Z drugiej strony prawdą jest też, że Stalin wiedział, jak postąpi Zachód, bo w gabinecie premiera Francji Edouarda Daladiera miał dwóch agentów - Pierre'a Cota, ministra lotnictwa, i Eduarda Pfeiffera, sekretarza Rady Ministrów. Choć więc znał plany mocarstw, obawiał się, iż w razie gdy Armia Czerwona przekroczy zachodnią granicę, Londyn i Paryż mogą wypowiedzieć wojnę ZSRR. Dopiero kiedy miał pewność, że tak się nie stanie, pozwolił na atak.

Od wielu lat powtarza się pytanie: czy rząd II RP spodziewał się napaści sowieckiej? Absolutna większość polskich historyków zajmujących się tym okresem dziejów twierdzi, że nie lub raczej nie. Nasze władze liczyły na neutralność Moskwy. Faktem jest, że ambasador sowiecki Nikołaj Szronow łudził w pierwszych dniach września nasze władze możliwością otrzymania pomocy materialnej, w tym sprzętu wojskowego.

Ci sami historycy podkreślają, że nadzieja na neutralność Kremla miała charakter życzeniowy. Przypominają reakcję najważniejszych wojskowych i polityków. I tak naczelny wódz marszałek Edward Rydz-Śmigły miał nadzieję, że wkroczenie wojsk sowieckich jest operacją lokalną. Tłumaczył to tym, że przecież w połowie sierpnia, w czasie rokowań, Sowieci żądali od Polski, by umożliwiła przemarsz ich wojsk do walki z Hitlerem. Być może, łudził się, jest to element tej operacji. Naczelny wódz zdawał sobie sprawę, że jest szaleństwem walczyć na dwa fronty z miażdżąco przeważającymi wrogami. W południe 17 września marszałek nie mógł już ani sobie, ani nikomu wmawiać, że ZSRR nie zaatakował. Nadal nie był jednak lub nie chciał być pewien ostatecznego celu natarcia. W wydanym przez siebie rozkazie pisał: "Sowiety wkroczyły. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia z garnizonów do Węgier lub Rumunii".

Zdezorientowany był też szef sztabu głównego gen. Wacław Stachiewicz, gdy został powiadomiony o wkroczeniu Rosjan. Rano wysłał kapitana Wacława Chocianowicza z wywiadu, wydając mu polecenie: "Niech pan jedzie i nawiąże kontakt z bolszewikami oraz dowie się, w jakim charakterze tu weszli". Niektórzy wyżsi oficerowie mieli jeszcze cichą nadzieję, że Rosjanie będą się bić z Niemcami. Swoją nadzieję opierali m.in. na tym, że żołnierze Armii Czerwonej krzyczeli, wchodząc do Polski: "Na Giermańca!".

Od wielu lat stawiane jest też inne pytanie: dlaczego polski sztab generalny nie przygotował planów wojny na wypadek równoczesnego uderzenia ze strony Niemiec i Rosji, skoro od początków II RP brano pod uwagę jednoczesne działania obu naszych sąsiadów? I na to pytanie większość historyków ma zgodną odpowiedź: nie było to zasadne, skoro w razie ataku Niemiec i ZSRR, niezależnie od planu, bylibyśmy skazani na klęskę. Trafnie ujął to Józef Piłsudski, który powiedział, że gdyby tak się stało, "panowie generałowie będą się bronić szablami na placu Saskim". Pracowano w II RP nad planem Zachód, nad planem Wschód, ale nie nad planem "N" plus "W".
Przy okazji warto przypomnieć tezę zmarłego 4 lata temu prof. Pawła Wieczorkiewicza. Przekonywał, że skoro najwyższe władze polityczne i wojskowe II RP, w tym szef dyplomacji płk Józef Beck i Jan Szembek, jego zastępca, świetnie zdawali sobie sprawę z tego, jakie zagrożenie dla Polski niesie sojusz sowiecko-niemiecki, to lepiej dla nas byłoby, gdyby władze polskie podjęły rozmowy z Hitlerem, by nie dopuścić do przymierza Berlina z Moskwą. Stanowiska prof. Wieczorkiewicza broni Piotr Zychowicz w wydanej w ubiegłym roku książce "Pakt Ribbentrop - Beck".

Uderzenie sowieckie, przeprowadzone przez jednostki wojskowe NKWD, spadło na rozciągnięte wzdłuż liczącej 1400 km granicy strażnice Korpusu Ochrony Pogranicza. Ich kilkunastoosobowe obsady podjęły nierówną walkę, która trwała niekiedy kilka godzin. Według danych sowieckich ich wojska do niewoli wzięły ponad 452 tys. polskich oficerów i żołnierzy. W rzeczywistości zatrzymywały wszystkich, którzy nosili mundury, m.in. strażaków, junaków, harcerzy, pracowników poczty. Historycy szacują, że do sowieckiej niewoli dostało się ok. 255 tys. polskich żołnierzy i oficerów. Podają, że liczba poległych i pomordowanych obrońców Kresów Wschodnich mogła wynieść 6-7 tys. Około 10 tys. zostało rannych. Armia Czerwona straciła ok. 3 tys. żołnierzy, a 8-10 tys. zostało rannych. Zniszczono i uszkodzono co najmniej 150 sowieckich wozów bojowych oraz 25-30 samolotów.

Ciekawym zagadnieniem jest sposób, w jaki Niemcy i Sowieci traktowali polską ludność cywilną po dokonaniu IV rozbioru. Prof. Rafał Wnuk, wykładowca KUL, zwraca uwagę, że Niemcy wkraczali jako najeźdźcy i od początku nie zostawiali wątpliwości: Polskę traktowali jako obszar, który należy podbić, jej ziemie zachodnie włączyć do Rzeszy, a "element polski" zlikwidować jako zorganizowany naród. Z punktu widzenia Niemców była to wojna z narodem polskim.

Prof. Jan Pruszyński, prawnik, autor fundamentalnej monografii "Dziedzictwo kultury Polski, jego straty i ochrona prawna", podał akty prawne, jakie złamał Stalin, wydając rozkaz ataku na Polskę. Po pierwsze, najazd na nasz kraj miał charakter agresji w świetle konwencji londyńskiej z 1933 r. (opracowanej na wniosek ówczesnych władz sowieckich). Po drugie - ZSRR złamał postanowienia polsko-sowieckiegogo paktu o nieagresji z lipca 1932 r. Po trzecie - traktatu ryskiego z marca 1921 r. Po czwarte - dodatkowego protokołu polsko-sowieckiego z maja 1934 r. Po piąte - ZSRR złamał przepisy Ligi Narodów, do której przystąpił we wrześniu 1934 r. Po szóste - deklaracji Kresteńskiego z 1934 r., w której Sowieci zobowiązali się przestrzegać wszystkich zawartych przez siebie umów. Po siódme - deklarację polsko-sowiecką z listopada 1938 r. Po ósme - konwencję haską z 1907 r. Po dziewiąte - konwencję genewską z 1929 r.

Natomiast Sowieci starali się unikać sformułowań: wojna, najeźdźca itd. Twierdzili, że wchodzą nie jako agresorzy, ale wyzwoliciele. Sowieci dzięki zajętej postawie mogli znajdować, i znajdowali, sojuszników wśród części obywateli RP, głównie Białorusinów, Ukraińców, Żydów, ale też Polaków. Sowietów i Niemców różnił także sposób eliminowania ludzi. Wzięci do niewoli polscy oficerowie, z wyjątkiem oficerów narodowości żydowskiej, przeżyli wojnę w niemieckich obozach jenieckich. Natomiast polscy oficerowie w niewoli sowieckiej zostali zamordowani.
Włodzimierz Knap

WAŻNE KSIĄŻKI

"17 września 1939. Materiały z ogólnopolskiej konferencji historyków" .

Książka jest zbiorem artykułów, które w Krakowie dwadzieścia lat temu przedstawili wybitni historycy. Niektórzy z nich pamiętali 17 września, co czyni z nich nie tylko badaczy, lecz też świadków. Należał do nich Henryk Batowski, redaktor tomu, znawca dyplomacji. Znajdują się w nim m.in. teksty Mariana Zgórniaka, Romana Wapińskiego, Piotra Łossowskiego. Nakładem PAU.

Wojciech Włodarkiewicz , "Przed 17 września 1939 roku. Radziec-kie zagrożenie Rzeczypospo-litej w ocenach polskich naczelnych władz wojskowych 1921-1939".

To pierwsza tego typu praca w polskiej historiografii (wydana w 700 egzemplarzach). Dzięki ustaleniom prof. Włodarkiewicza możemy się dowiedzieć m.in., co wywiad II RP wiedział na temat sowieckich sił zbrojnych i jak tę wiedzę wykorzystywała armia. Wydawnictwo Neriton.

Czesław Grzelak, "Kresy w czerwieni 1939. Agresja Związku Sowieckiego na Polskę".

Praca jest owocem badań prof. Grzelaka prowadzonych nie tylko w polskich, ale również rosyjskich archiwach. Pokazuje przygotowania i przebieg wojny rozpoczętej zdradzieckim atakiem Armii Czerwonej na Polskę. Przedstawia walkę z agresorem podjętą m.in. przez oddziały Wojska Polskiego, Korpus Ochrony Pogranicza, Policji Państwowej, organizacje paramilitarne, ochotników. Oficyna Wydawnicza Rytm.

Marian Zgórniak, "Europa w przededniu wojny. Sytu-acja militarna w latach 1938-1939".

Tak drobiazgowej pracy pokazującej układ sił tuż przed wybuchem II wojny światowej nie ma w całej światowej historiografii. Prof. Zgórniak opisał stan uzbrojenia zarówno mocarstw, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytania czy ZSRR, jak też małych państw, np. Estonii czy Litwy. Wydawnictwo Księgarni Akademickiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski