MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tramwajowe marzenia

Redakcja
Kiedy byłem mały, chciałem, gdy dorosnę, zostać motorniczym tramwajowym. Moje marzenia dzieliłem z wieloma rówieśnikami, dla których władza nad potężnym metalowym pojazdem pędzącym po ulicy, obwieszonym dokoła uczniakami, starającymi się przejechać parę przystanków na gapę, wydawała się szczytem człowieczej kariery.

Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY

Tramwaje wyglądały zresztą zupełnie inaczej niż dzisiaj. Miały odkryte platformy z przodu i z tyłu, a na przykład w Toruniu, latem stawiano na szynach zmotoryzowane platony z długimi stopniami ciągnącymi się wzdłuż wagonu. Aż się prosiły, by sprawiać obsłudze jak najwięcej prawdziwych kłopotów.

Zresztą jazda na stopniach po prawej stronie pojazdu nie była niczym szczególnym. Realne ryzyko kryło się po lewej stronie, zwłaszcza w czasie mijania się, gdy smarkacz uczepiony z jednego boku ocierał się o smarkacza nadjeżdżającego z przeciwka, co groziło strąceniem ryzykanta prosto pod koła. Mimo to, a może właśnie dlatego, szukaliśmy codziennie okazji do podobnych przejażdżek.

Przyznaję, że w połowie lat czterdziestych minionego stulecia znacznie częściej zdarzała mi się jazda na gapę, na stopniach lub "na cycku” (na zderzaku), niż przykładnie w środku wagonu z biletem w ręku. Dzisiaj już nic by z tego nie wyszło. Zamknięte szczelnie pojazdy nie dają żadnej możliwości przywieszenia się do nich z zewnątrz. Dzięki temu przynajmniej paru młodocianych i pozbawionych wyobraźni wariatów udało się ocalić od kalectwa, a nawet śmierci.

W rodzinnym Krakowie najbardziej lubiłem jazdy wąskotorową "jedynką” i "czwórką”. Pierwsza z wymienionych linii prowadziła z osobowego dworca kolejowego (na towarowy jeździła "trójka”) na plac Wolnica. Dzięki temu przejeżdżało się przez cały stary Kraków i spory kawałek Kazimierza. "Czwórką” jeździliśmy z Rynku Głównego do Cichego Kącika, a więc – jak wtedy to odbieraliśmy – daleko za miasto, bo stamtąd był już tylko krok nad Rudawę, do Lasku Wolskiego, ogrodu zoologicznego i kopca Piłsudskiego. Szło się nie na spacer, lecz całodzienną wyprawę.

Towarzyszyły jej odpowiednie przygotowania: gotowanie jajek na twardo, przyrządzanie kanapek, serwetek, butelek "krachli” z herbatą, a często też kawałka ciasta – makowca lub marmoladowca, które uwielbiałem, różniąc się tym zresztą od pozostałych członków rodziny skłaniających się raczej ku potrawom mięsnym, na jakie pozwalaliśmy sobie od czasu do czasu.

Dzisiaj wszystko już poza mną. Marzenia, nie wiadomo kiedy i jak, przeobraziły się we wspomnienia. Ale są! Istnieją! Dobrze, że chociaż tak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski