MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trener oskarżony o pedofilię

Redakcja
Trenował nastolatki, a po lekcjach wykorzystywał je seksualnie - twierdzi prokuratura. Do sądu właśnie trafił akt oskarżenia przeciwko 47-letniemu Brytyjczykowi, instruktorowi jazdy konnej i zarazem prezesowi podkrakowskiego klubu.

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

15-letnia Kinga poznała Russella S. latem 2008 r., gdy zaczął pojawiać się w klubie jeździeckim w Krakowie. Ona tam trenowała. On początkowo tylko obserwował, później jednak zaczął nieformalnie doradzać Kindze i innym jeźdźcom. Wszyscy cenili jego uwagi, widzieli w nim profesjonalistę. Kiedy więc jesienią dotychczasowa trenerka postanowiła przenieść swą szkołę do innej stadniny i poprowadzić ją razem z Anglikiem, Kinga długo się nie wahała: zdecydowała, że przejdzie tam razem z nimi.

Została uczennicą Russella. Udzielał jej darmowych lekcji, wydzierżawił dla niej konia i częściowo ponosił koszty. Ona miała płacić tylko 300 zł miesięcznie i dodatkowo opiekować się końmi, robić zakupy, a także czasem przygotowywać posiłki. Potraktowała to jako swą wielką szansę. Wiedziała, że na takich warunkach w żadnym innym klubie nie będzie mogła trenować. Jeździectwo było jej pasją.

Kiedy w klubie organizowano zawody, startujący w nich zawodnicy nocowali w stadninie. Były wspólne kolacje - z muzyką i tańcami. Uczestniczyła w nich także Kinga. Ponieważ biegle znała język angielski, Russel nierzadko ją prosił, by jeszcze została, gdy inni udawali się już na odpoczynek. Zostawała i rozmawiali - o muzyce, o chłopakach, o szkole. Traktowała go jak przyjaciela. Do czasu aż pocałował ją w usta.

"Byłam zaskoczona, nie wiedziałam, co zrobić i jak to traktować" - opowiadała śledczym po kilkunastu miesiącach od tamtego zdarzenia.

Wtedy zwierzyła się tylko starszym koleżankom ze stadniny, a one zgłosiły to szefowej, czyli biznesowej wspólniczce Russella i jego ówczesnej życiowej partnerce. Kobieta potraktowała to jako próbę "odbicia chłopaka", winiąc za wszystko Kingę - wynika z ustaleń prokuratury. Żadnej reakcji nie było.

Kilka dni później, gdy Kinga znów nocowała w klubie, Russell przyszedł do jej pokoju. "Przytulał, całował i dotykał. Zagroziłam, że zacznę krzyczeć. W domu spało tej nocy kilka osób. Przestraszył się i odszedł" - opowiadała dziewczynka śledczym.

Następnego dnia mężczyzna wykorzystał jednak okazję. Gdy byli sami, zwabił ją do swego pokoju i zgwałcił. Próbowała się bronić, płakała, krzyczała, prosiła by przestał. Daremnie. Tego samego dnia wyjechała ze stadniny z zamiarem, że więcej tam już nie wróci. Jednak wróciła.

O tym, co ją spotkało, nie powiedziała rodzicom. Ze wstydu i strachu, że będzie musiała na dobre pożegnać się z jazdą konną. Zwierzyła się wówczas tylko przyjaciółce, prosząc ją o dyskrecję.

Próbowała zapomnieć. Twierdzi, że Russell zachowywał się wobec niej tak, jakby nic się nie stało. Raz tylko do tego wrócił, prosząc ją o milczenie. No i milczała. Także dlatego, że wydawało jej się, że nie potrafi o tym opowiadać ze szczegółami; że nikt jej nie uwierzy. Tylko w nocy wracały nocne koszmary.

To prawdopodobnie rozzuchwaliło trenera. W listopadzie 2009 r. ponownie ją zgwałcił. Wtedy już się nie wahała i na dobre pożegnała się z klubem jeździeckim. W stadninie pojawiła się jeszcze tylko raz, by spakować i zabrać swe rzeczy. O pedofilskich skłonnościach trenera opowiedziała tylko siostrze i koleżance. Ale znów zobowiązała je do milczenia.
Sama zdecydowała się je przerwać dopiero, gdy dotarła do niej wiadomość, że nie jest jedyną, skrzywdzoną uczennicą Russella. Dała się wtedy namówić na terapię u psychologa. Potem opowiedziała o wszystkim matce, która złożyła zawiadomienie na policji. Śledztwo w tej sprawie zaczęło się po koniec marca, a 14 kwietnia brytyjski trener został zatrzymany. Od pół roku przebywa w areszcie.

- Ma cztery zarzuty dotyczące trzech nastoletnich dziewczynek, w tym jednej poniżej 15 lat. Wykorzystywał stosunek zależności, w jakim pozostawały nastolatki. Wykorzystywane seksualnie dziewczynki to trenowane przez niego zawodniczki. Dla każdej z nich jeździectwo było pasją, a mężczyzna mógł decydować o ich treningach i udziałach w zawodach - mówi prok. Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

Sam podejrzany w śledztwie do niczego się nie przyznał. Twierdził, że mogło się zdarzyć, iż przytulał lub całował w policzek swoje podopieczne. Ale nic więcej. Grozi mu od dwóch do 12 lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski