Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tropem porywacza

Redakcja
W zeszłym roku policja poszukiwała w całym kraju 4330 dzieci i nastolatków. W 45 przypadkach w grę wchodziło porwanie. - Takiego przypadku, jak w Sosnowcu, od lat jednak nie mieliśmy - przyznają policjanci.

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

Kidnaping na dobre zaczął się w Polsce po transformacji ustrojowej w 1990 r. Porwanie dziecka okazało się sposobem na nieuczciwego wspólnika, opornego płatnika lub zarobienie szybko dużych pieniędzy. Do grupy podwyższonego ryzyka policjanci zaliczają dzieci osób majętnych oraz mających, z racji wykonywanego zawodu, wpływ na decyzje w sprawach finansowych lub politycznych. Scenariusze porwań są często zaczerpnięte z amerykańskich filmów.

Przed kilku laty czterej zamaskowani mężczyźni uprowadzili z domu półtoraroczną córeczkę mieszkającego w Wawrze koło Warszawy, przedstawiciela włoskiej firmy handlowej w Polsce. Po dwóch godzinach skontaktowali się z rodzicami: - Milion dolarów albo wasze dziecko zginie. Nie powiadamiać policji. Nie robić żadnych nerwowych ruchów. Z nami nie ma żartów - oznajmili przez telefon. Po kilku dniach ujęto ich w policyjnej obławie. Dziecko odzyskano całe i zdrowe.

Niektóre porwania kończą się jednak dramatycznie. Tak zakończyło się uprowadzenie ośmioletniego Olka z Konina. Chłopczyk oddalił się od domu w towarzystwie mężczyzny, którego dobrze znał. Wkrótce jego rodzice otrzymali anonim. Autor domagał się 100 tys. zł. W zasadzce ujęto przyjaciela domu, który w umówionym miejscu pojawił się po odbiór gotówki. Tłumaczył się, że chciał wykorzystać fakt zaginięcia dziecka do podreperowania swego budżetu. Ale śledztwo wykazało, że kłamał. To on porwał i udusił Olka. Zwłoki chłopca znaleziono w głębokiej studni.

Podobnie dramatycznie zakończyło się uprowadzenie 10-letniego Michała z Bydgoszczy. Niemal sprzed domu porwał go 17-letni chłopak, sąsiad rodziny. Tego samego dnia wyprowadził go do lasu, udusił i zakopał. A potem zatelefonował z żądaniem wypłacenia okupu. Domagał się 60 tys. zł. Pieniądze miały być wyrzucone z pociągu. Okupu jednak nie podjął.

Wielokrotnie za porwaniami stoją grupy przestępcze, parające się wymuszeniami. Równie często kidnaping jest dziełem osób chorych psychicznie. Ci ostatni przeważnie nie kalkulują, nie zastanawiają się nad konsekwencjami swego zachowania. - Tacy są najniebezpieczniejsi. Denerwują się na przykład tym, że dziecko płacze. Z równowagi wyprowadzają ich parkujące w pobliżu kryjówki auta. Podejmują nieracjonalne decyzje, stają się okrutni, zwłaszcza gdy pertraktacje się przedłużają - twierdzi policyjny negocjator.

Kilka lat temu chora psychicznie kobieta porwała w Szczecinie półroczną dziewczynkę, którą matka zostawiła na chwilę w wózku przed sklepem. Ciało dziecka wyłowiono z Odry kilka godzin później. Ujęta porywaczka tłumaczyła, że zawsze chciała mieć dziecko, a dziewczynkę utopiła, bo bała się policji. Przed trzema laty 21-letnia kobieta, będąca pod wpływem narkotyków, porwała dwudniowego noworodka z krakowskiego szpitala. Zabrała je matce, podając się za pielęgniarkę, pod pretekstem wykonania badań. Wówczas wszystko zakończyło się szczęśliwie. Po kilku godzinach policjanci znaleźli porywaczkę i dziecko - całe i zdrowe. Kobieta otrzymała wyrok w zawieszeniu i 5-letni nadzór kuratora.
Porwań dopuszczają się także sami rodzice, którzy nie dogadują się ze sobą przy rozwodzie. W ub. roku na policję zgłoszono 171 takich przypadków, ale tylko w 45 śledztwa potwierdziły, że doszło do przestępstwa.

- Kiedy ginie dziecko, najważniejsze są pierwsze trzy dni, góra pierwszy tydzień, bo potem szanse na odnalezienie bardzo maleją - mówi policjant z sekcji kryminalnej. - Przyjmuje się wtedy kilka możliwych wersji. W poszukiwania włączają się ratownicy z wyszkolonymi psami i dziesiątki wolontariuszy. Wykorzystuje się kamery termowi-zyjne, echosondy, publikuje się zdjęcia w mediach i sprawdza wszelkie sygnały.

Większość zaginionych dzieci wraca do domu. Niestety, nie wszystkie. Zdarza się, że porwane dziecko przepada bez śladu. Tak stało się z dwumiesięczną Kariną, która zaginęła przed kilku laty w Wałbrzychu. Zniknęła z wózka sprzed domu. Konkubent matki twierdził później, że pozostawił ją tam tylko na chwilę, kiedy poszedł po piwo i zapałki do pobliskiego sklepu. Policja podejrzewała go o porwanie. Sprawa pozostała jednak niewyjaśniona - mężczyzna popełnił samobójstwo.

Do dzisiaj nie są znane także losy dwójki innych zaginionych na Śląsku dzieci. Nie wiadomo, co dzieje się z zaginioną w 1999 r. 9-letnią Sylwią z Zabrza, która przepadła w drodze z kościoła do domu. Nieznany jest też los Basi z Jastrzębia-Zdroju, która w 2000 r. nie wróciła ze szkoły. Miała wtedy 12 lat.

Czym kierowali się ich porywacze - do dzisiaj nie ustalono. Szukanie motywu to także dziś najważniejsze zadanie policyjnych ekspertów zajmujących się porwaniem półrocznej Madzi z Sosnowca. Bez tego nie da się wytypować podejrzanych i śledztwo może utknąć w martwym punkcie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski