Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trudno nas zaszufladkować, ale to jest tylko naszym atutem

Rozmawiał Paweł Gzyl
Marta Honzatko łączy talent aktorski i wokalny w grupie Honzator
Marta Honzatko łączy talent aktorski i wokalny w grupie Honzator FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Muzyka. Aktorka i wokalistka Marta Honzatko opowiada o nowym projekcie – Honzator

– Skąd się wziął Honzator?

– Najpierw była Honzatko Rozmontowana. To był mój projekt solowy. Ponieważ jednak wkład pracy muzyków, którzy go ze mną współtworzyli, był ogromny, poczułam wewnętrznie, że trzeba zmienić szyld. I myślę, że moi koledzy ucieszyli się nową nazwą, ponieważ są bardzo zaangażowani w nasze granie.

Ja to doceniam, bo wiem, jak trudno dziś namówić muzyków na bezinteresowną współpracę. A przecież nieraz się zdarzało, że nie dostawaliśmy pieniędzy ani za koncerty, ani za nagrania. Bardzo dobrze się dogadujemy na płaszczyźnie zawodowej i prywatnej. Dlatego to już nie jest Honzatko Rozmontowana, tylko Honzator.

– Podobno ojcem tego projektu był Michał Zabłocki.

– Osiem lat temu pracowałam z nim przy projekcie Pan Kazimierz. Ponieważ dobrze nam szło, zapytałam, czy nie napisałby specjalnie dla mnie jakichś piosenek. Siedzieliśmy przy barze – a on mówi: „Właśnie o tym samym pomyślałem!”.

Napisał więc teksty, a ja szukałam kompozytora. Przypomniałam więc sobie o Olku Brzezińskim, z którym pracowałam przy „Wieczorze Nieperwersyjnym”. Spotykaliśmy się potem kilka razy w mieście – i w końcu nadarzyła się okazja do kontynuowania twórczej znajomości. I on trafił absolutnie w dziesiątkę. Wszystko się zgrało – więc zaczęłam występy solowe.

– Jakim cudem Michałowi udało się tak zgrabnie oddać Pani osobowość w swoich tekstach?

– Bo dobrze mnie zna. Wie, jaka jest moja energia, jaki mam temperament, czego potrzebuję. Nawet nie ustalaliśmy tematyki tych piosenek. Wszystko wyszło więc naturalnie.

– Jego piosenki dają Pani możliwość aktorskich interpretacji?

– Często słyszę taki zarzut: że to nie jest do końca rock ani do końca piosenka aktorska. Dlatego nie wiadomo, co to za estetyka i komu to sprzedać. Moim zdaniem to, że nie można nas tak łatwo zaszufladkować, jest tylko atutem. Bo tworzymy coś nowatorskiego i niekonwencjonalnego. A najlepszym dowodem, że nasze piosenki mogą się podobać, jest to, że po żadnym koncercie nikt nigdy nie wyrażał negatywnych opinii na ich temat.

– Koncerty Honzatora są wyreżyserowane czy spontaniczne?

– Jest spontan. I to też wielokrotnie mi zarzucali. Bo wszystko powinno być dokładnie napisane i ułożone. Ewentualnie na tej kanwie mogłabym improwizować. Ja wolę jednak iść na żywioł. Element spektaklu pojawia się jedynie wtedy, kiedy zaczynamy rozmawiać ze sobą i z publicznością. Nie zawsze to jest możliwe, bo na widowni czasem nie ma odpowiedniej atmosfery.

– Gracie wszędzie, gdzie zapraszają?

– Właściwie tak. Niedawno wystąpiliśmy w Pszczynie w... restauracji. Trochę się baliśmy, wiadomo, nikt nie chce grać do kotleta. Kiedy jednak przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że jest tam bardzo porządna scena, ludzie uważnie słuchają, a nawet jeśli coś tam ze sobą rozmawiają, to nam to zupełnie nie przeszkadza.

Było tak energetycznie, że nie chciano nas wręcz ze sceny wypuścić! Co ciekawe – bilety były droższe niż w Krakowie, a do tego każdy musiał coś do jedzenia zamówić. Podejrzewam więc, że ten wieczór kosztował pojedynczego widza ponad stówkę.

– Granie z zespołem to twardy kawałek chleba?

– Najbardziej wkurzają mnie propozycje grania za darmo. A w Krakowie to się często zdarza. Nie potrafię tego zrozumieć – przecież koncerty to nasza praca, do tego wszyscy mamy wyższe studia. Ja żyję wyłącznie z muzyki i z teatru. Nie mogę więc sobie pozwolić na granie za darmo.

Dlatego w pewnym momencie rozwoju zbuntowaliśmy się przeciw temu. Niestety – okazało się, że jest tak strasznie dużo zespołów na rynku, iż kiedy my odmawialiśmy, od razu znajdowali się inni chętni, aby wystąpić za darmo.

– Nie myśleliście, aby pokazać się w jakimś talent-show?

– Pokazaliśmy się w „Must Be The Music”. Ciągle czekamy na emisję odcinka z nami. Niestety – oni nie informują wcześniej, kiedy się pojawi. Dostaliśmy co prawda trzy razy tak, jest więc szansa na finał. Ostatecznie zadecyduje jednak producent.

– W jury zasiada Piotr Rogucki z Comy. To też aktor i wokalista. Znacie się?

– To mój kumpel z grupy! Studiowaliśmy razem cztery lata i przeżyliśmy mnóstwo niezwykłych historii. Potem graliśmy wspólnie z nim trasę koncertową – dziesięć występów w całej Polsce. Dlatego wcześniej zadzwoniłam do niego z informacją, że się zgłaszamy do programu. „Znamy się czy nie?” – pytam. A on tylko: „Weź ze sobą dzieci. To dobrze wypada w telewizji”. I od razu przed naszym występem powiedział jury, że mnie zna. „Daję im z góry swoje tak, bo Marta zawsze była lepsza ode mnie” – rzucił. To było bardzo miłe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski