Fala, którą przypłynął najpierw Brexit, a potem Donald Trump została jednak zatrzymana i to w kraju, gdzie tendencje nacjonalistyczne i populistyczne najbardziej zapuściły korzenie. Frexitu nie będzie i to jest dobra informacja.
Ci, którzy żałują, pewnie nie zdają sobie sprawy, że gra toczy się dzisiaj na innym poziomie, a o tym jak jest bezwzględna niech świadczą tysiące maili zhakowanych na kontach zwolenników ruchu Macrona i wpuszczonych do sieci w piątek tuż przed zakończeniem ciszy wyborczej. Powód był ewidentny - wpływ na wynik wyborów.
Nie ma dowodów czy stała za tym Rosja, jak w przypadku wyboru Trumpa, ale na pewno ktoś sprzyjający populistycznej Le Pen. Czy nam się to podoba czy nie, dzisiaj Europa ma szansę na występy w jednej lidze z Ameryką i z Chinami, jeśli będzie silna, a nie coraz bardziej osłabiana.
Wybór Macrona, euroentuzjasty, który chce na nowo budować wspólnie z Niemcami konstrukcję unijną to też po części podróż w nieznane, m.in. dla Polski. Abstrahując od tego, czy będzie miał jak rządzić, nie mając (jeszcze) widocznego zaplecza przed czerwcowymi wyborami, stosunki na linii Paryż - Warszawa zapowiadają się na napięte, tym bardziej po zerwaniu umowy z caracalami, skoro prezydent-elekt dwa razy wskazywał ostatnio palcem na polski rząd i były to odniesienia wrogie.
Oczywiście, spowodowane ferworem kampanii, czasem nieuzasadnione, ale zamierzenia są jasne: „twarde jądro” Unii będzie współpracować bardziej, a kto nie chce się dołączyć, ten gapa.
Używając aktualnej terminologii, polityka „wstawania z kolan” i prężenia muskułów będzie poddawana coraz większej próbie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?