MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trybun wygrał pewnie

Redakcja
II tura I Zjazdu NSZZ "Solidarność" FOT. LEONARD SZMAGLIK
II tura I Zjazdu NSZZ "Solidarność" FOT. LEONARD SZMAGLIK
1 PAŹDZIERNIKA 1981 *Trwa I zjazd "Solidarności" * Wybory na przewodniczącego związku wygrywa Lech Wałęsa * Zwycięża Mariana Jurczyka, Andrzeja Gwiazdę I Jana Rulewskiego

II tura I Zjazdu NSZZ "Solidarność" FOT. LEONARD SZMAGLIK

ROZMOWA z dr. hab. JANEM SKÓRZYŃSKIM z Europejskiego Centrum Solidarności.

-Brytyjski historyk Timothy Garton Ash napisał: "Delegaci (na I zjazd "Solidarności") zdawali sobie niewątpliwie sprawę, że nie jest to po prostu zjazd związku zawodowego. Było to zgromadzenie patriotyczne, alternatywny parlament bez precedensu w bloku sowieckim, Zgromadzenie Narodowe". Czy podziela Pan tę ocenę?

- Tak. "Solidarność" była czymś o wiele więcej niż związkiem zawodowym, a zatem również I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ "Solidarność" miał znacznie większą rangę niż tego rodzaju spotkania innych organizacji. "Solidarność" była ruchem, do którego należała ponad połowa pracujących Polaków. W zjeździe uczestniczyło 896 delegatów wybranych w sposób demokratyczny. Można zatem stwierdzić, że uczestniczyła w nim reprezentacja społeczeństwa. A jeszcze precyzyjniej, używając terminologii XIX-wiecznej, że 32 lata temu w Gdańsku miało miejsce spotkanie przedstawicieli narodu politycznego, który się wtedy w "Solidarności" skupił. Warto też zwrócić uwagę, że wybory delegatów na I zjazd związku były pierwszymi demokratycznymi wyborami w Polsce od przedwojnia, czyli przeszło czterech dekad.

- Ash porównał I zjazd związku do sejmów z okresu Rzeczpospolitej szlacheckiej. Przypominał mu jednak złe praktyki, gdy sejmy były zrywane, a podczas obrad więcej było pustej retoryki, demagogii niż konkretnych debat.

- Podzielam pogląd, że I zjazd "Solidarności" miał wiele wspólnego z sejmami walnymi z czasów I Rzeczypospolitej. I wtedy, i w 1981 r. obradowali reprezentanci narodu politycznego. Porównałbym jednak I zjazd "S" z chlubnymi tradycjami polskiego parlamentaryzmu, gdy szlachta na sejmach dokonywała dzieła naprawy państwa, by przypomnieć zwłaszcza XVI stulecie, lecz też Sejm Wielki.

- Delegaci na I zjazd "S" nie mieli mocy sprawczej.

- Tak, ale też walczyli o państwo i podjęli wiele ważnych inicjatyw, by wymienić "Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej". Było ono zaproszeniem do działań na rzecz wolności we wszystkich krajach znajdujących się pod panowaniem ZSRR. Tego przesłania nie zniszczył stan wojenny. Owoce "Solidarności", w tym jej zjazdu, wykorzystaliśmy 8 lat później, gdy upadał komunizm.

- Jak przedstawiała się sytuacja "Solidarności" tuż przed i w okresie I zjazdu?

- Był to trudny czas dla związku. Władze w Moskwie i Warszawie za wszelką cenę dążyły do jego likwidacji. Obawiały się "S", choć związek nigdy nie miał w swoim programie postulatów obalenia ustroju. Była to jednakże, o czym warto pamiętać, jedyna legalna i niezależna od władz komunistycznych organizacja w całym imperium sowieckim. Kreml obawiał się, że "S" może znaleźć naśladowców w innych krajach.

- Czy przywódcy i eksperci "S", z Lechem Wałęsą na czele, zdawali sobie sprawę, że dla komunistów związek był zarazą, którą musieli usunąć?

- Niewątpliwie mieli świadomość kruchości położenia, dlatego starali się dbać o zachowanie jego tożsamości, spójności. Jednocześnie starali się utrzymać w ramach samoograniczenia, by nie dać władzy powodów do gwałtownej i stanowczej rozprawy. Można powiedzieć, że to się nie udało, bo przyszedł stan wojenny. Jednak w tamtym czasie komuniści wcześniej czy później i tak doprowadziliby do zlikwidowania "Solidarności". Istotne jest, że działała przez 16 miesięcy. Aż 16 miesięcy. Ważny był też zjazd związku, który wybrał jego legalne władze. Dzięki temu po wprowadzeniu stanu wojennego w zasadzie nie było problemu z zachowaniem ciągłości władzy w podziemnej "S".
- Czy ekipa Breżniewa nie była w stanie pogodzić się z istnieniem "S"?

- Nie. Polscy komuniści od końca lata 1980 r. byli pod wielką presją Kremla, który wymagał od nich możliwie najszybszego rozprawienia się ze związkiem. Ta presja rosła wraz ze wzrostem jego znaczenia.

- Miał rację Bronisław Geremek, który między I a II turą zjazdu przestrzegał delegatów przed radykalnymi wypowiedziami? Mówił, że władze prowokują związkowców.

- Komuniści przeprowadzili szereg działań, by podzielić uczestników zjazdu. Wykorzystywali naturalną chęć konkurowania między sobą liderów związku. Przy tylu zabiegach ze strony reżimu trzeba podziwiać kierownictwo "Solidarności", że zasadniczo zachowało jedność, choć rzecz jasna mniejszych czy większych różnic nie brakowało.

- Jak przebiegały podziały wewnątrz związku?

- Podstawowy przebiegał między skrzydłem umiarkowanym a radykalnym. Przedstawiciele tego pierwszego chcieli posuwać się powoli naprzód, starając się przede wszystkim o przetrwanie związku. Na jego czele stał Lech Wałęsa, a wspierali go m.in. Tadeusz Mazowiecki, Bronisław Geremek. Ruch radykalny stał na stanowisku, że konfrontacja jest nieunikniona, a jeśli tak, to trzeba przeprowadzić ją na warunkach dogodnych dla związku. Taki moment przyszedł wiosną 1981 r. na tle tzw. kryzysu bydgoskiego. Radykałowie uważali, że należało wtedy przeprowadzić strajk generalny.

- Mieli rację?

- Nie. Podjęty wtedy strajk generalny oznaczałby zakończenie działalności "S" już w kwietniu 1981 r., najpewniej ze znacznie większymi stratami niż miało to miejsce 8 miesięcy później. Zawarte wówczas porozumienie z władzami, zwane kompromisem warszawskim, w mojej ocenie jest negatywnie oceniane niesłusznie. Co prawda nie przyczyniło się do ukarania winnych pobicia związkowców w Bydgo- szczy, lecz doprowadziło do rzeczy ważniejszej, umożliwiając legalizację "Solidarności" Rolników Indywidualnych.

- Z syntez historycznych dowiedzieć się można, że w rywalizacji o fotel przewodniczącego "Solidarności" w czasie I zjazdu przeciwko Wałęsie stanęło trzech radykałów: Marian Jurczyk, Andrzej Gwiazda i Jan Rulewski. O ile Rulewski z pewnością był radykałem, to czy Jurczyka i Gwiazdę można bezdyskusyjnie zaliczyć do tego grona?

- Do Rulewskiego dodałbym jednak Gwiazdę, ale nie Jurczyka. Przypominam, że w sierpniu 1980 r. kierował on strajkiem w Szczecinie, a dzień przed podpisaniem porozumień gdańskich zawarł ugodę z komisją rządową, która była znacznie mniej korzystna i mogła zaszkodzić porozumieniu, które Wałęsa podpisał 31 sierpnia. Jurczykowi zdarzały się radykalne wystąpienia, m.in. mówił o wieszaniu komunistów, lecz poza ostrymi wypowiedziami nie cechował się radykalizmem.

- Wałęsa wygrał wybory, choć - jak się powszechnie ocenia - miał kiepskie wystąpienie. Uzyskał 55-proc. poparcie (462 głosy). Jurczyk był drugi - 24 proc. (201), Gwiazda - 9 proc. (74), a Rulewski - 6 proc. (52). Czy Wałęsa musiał wygrać?
- W przedwyborczym przemówieniu wypadł słabo, ale nie miało to większego znaczenia. W roli trybuna ludowego nie miał sobie równych. Cieszył się też charyzmą, o jakiej inni działacze i eksperci "Solidarności" mogli co najwyżej marzyć. Jego przywództwo w związku nigdy nie było zagrożone.

- Mógł spodziewać się lepszego wyniku?

- Wałęsa zawsze był człowiekiem pragmatycznym i dla niego liczyła się wygrana, a zwyciężył pewnie, w I turze. Głosy na konkurentów były jednak sygnałem, że duża część działaczy nie akceptuje jego apodyktycznego stylu przywództwa i bezpardonowego traktowania przeciwników z "S".

- Czy Wałęsa potrafił korzystać z rad w czasie tzw. wielkiej "Solidarności"?

-Trudno znaleźć innego polskiego polityka, który tak potrafiłby wykorzystać sugestie innych ludzi jak Wałęsa. Najbardziej cenił rady Mazowieckiego i Geremka, z którymi współpracował przez całe lata 80., choć wiele ich różniło. Jednocześnie Wałęsa nigdy nie był przywódcą malowanym. Nierzadko kluczowe decyzje jako szef "Solidarności" podejmował wbrew radom doradców i innych przywódców związ- kowych. I okazywało się, że przeważnie miał rację. Podam przykład z nieco innej epoki. Kiedy w 1988 r. spotkał się z gen. Czesławem Kiszczakiem i otrzymał od niego propozycję podjęcia rozmów przy Okrągłym Stole w zamian za zakończenie strajków, ale bez gwarancji zalegalizowania "Solidarności", zgodził się na takie rozwiązanie, choć przeciwni byli m.in.: Jacek Kuroń i Adam Michnik. A podczas kryzysu bydgoskiego Wałęsa również sam zdecydował o tym, że do strajku generalnego nie dojdzie, wbrew m.in. Kuroniowi i Karolowi Modzelewskiemu. Oczywiście, że nie wszystkie decyzje, które podejmował Wałęsa samodzielnie, były szczęśliwe, lecz te niefortunne miały miejsce niemal wyłącznie po 1989 r.

- Jaką rolę odgrywał w czasie I zjazdu "Solidarności" Kościół katolicki? Czy ograniczył się do spokojnego kazania wygłoszonego przez prymasa Józefa Glempa przed rozpoczęciem zjazdu, a potem kazań ks. prof. Józefa Tischnera, które zostały włączone jako dokumenty zjazdu?

- Kościół od początku, od sierpnia 1980 r., był bliski "Solidarności", wspierał ją. Wtedy to prymas Stefan Wyszyński wzywał do umiarkowania. Potem tę jego linię utrzymał prymas Józef Glemp, popierając obóz umiarkowany w związku. Dla Wyszyńskiego i Glempa samo istnienie "Solidarności" było rzeczą fundamentalną, toteż ich pierwszą troską było przetrwanie związku. Prymas Tysiąclecia przez cały okres swoich rządów nad Kościołem w Polsce kroczył drogą kompromisu. O umiar w relacjach z władzą apelował do przywódców "S". Nie ulega dla mnie wątpliwości, że obaj prymasi popierali linię Wałęsy w 1981 r.

Rozmawiał WŁODZIMIERZ KNAP

CV

Dr hab. Jan Skórzyński, redaktor naczelny pisma "Wolność i Solidarność. Studia z dziejów opozycji wobec komunizmu i dyktatury". Wydał m.in. "Rewolucja Okrągłego Stołu", "Zadra. Biografia Lecha Wałęsy".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski