MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba być bardziej angielskim…

Redakcja
33-letni Marcin Paliński z Łodzi w Belgii pracuje od ponad pół roku, ale dopiero od 1 stycznia ma kontrakt na czas nieokreślony w tamtejszej budowlanej firmie rodzinnej "Vermote" w miejscowości Bredene. Wcześniej formalnie był zatrudniony przez belgijską firmę rekrutacyjną, która niejako wynajmowała go obecnemu pracodawcy.

Belgijskie tempo

Pan Marcin w Polsce miał niezłą pracę i nie najgorzej zarabiał - był zatrudniony na etacie doradcy technicznego w jednym z łódzkich hipermarketów. Jego żona, Agnieszka, do dzisiaj pracuje jako dietetyk w szpitalu i na razie nie myśli o emigracji. Palińscy mają 9-letniego synka Bartka.
- Byłem dość zadowolony z ówczesnej pracy jednak czegoś mi brakowało - opowiada o motywach swojej decyzji o przeprowadzce pan Marcin. - Nie rozwijałem się, stałem w miejscu, wręcz się cofałem. Zrozumiałem, że jeśli szybko nie wykonam kroku w przód, za chwilę może być za późno. Swoją decyzję o pracy za granicą konsultowałem z żoną. Zajęcia szukałem przez Internet, kontaktowałem się z różnymi agencjami, potem zdarzało się, że czytałem w prasie, jak niektóre z nich wyprowadziły Polaków w pole, bo po przyjeździe za granicę okazywało się, że nie ma dla nich pracy albo jest, tylko że za dużo mniejsze pieniądze. Kontakt z krakowską firmą WBS od początku był profesjonalny. Wysłałem im swoje CV, zaprosili mnie na rozmowę, która częściowo odbywała się po angielsku. Przestudiowali moje świadectwa pracy z różnych firm budowlanych, świadectwa ukończenia kursów zawodowych. Ponieważ mam doświadczenie, stosowne uprawnienia i mówię dość dobrze po angielsku, liznąłem też niemieckiego, otrzymałem propozycję pracy w Belgii.
W Bredene powitała go przedstawicielka belgijskiej firmy rekrutacyjnej, w której formalnie miał zostać zatrudniony. Zawiozła do wynajętego mieszkania, pokazała okolicę, pobliskie sklepy itd. Kontakt z pracodawcą od początku był udany.
- Pracuję dla rodzinnej firmy belgijskiej "Vermote", założonej przez Roberta Vermote, którą obecnie prowadzi jego zięć - opowiada pan Marcin. - Chciałbym podkreślić, że są to niezwykle uprzejmi, przyjacielscy ludzie. Sam właściciel często podchodzi, by mi uścisnąć dłoń, zapytać, jak mi się pracuje, żyje, czy mam jakieś problemy. Również koledzy z pracy są niezwykle uczynni, skorzy do pomocy - czy chodzi o zainstalowanie Internetu w mieszkaniu, zrealizowanie przelewu do Polski, czy o pomoc przy przeprowadzce. Gdy mi syn zachorował, wszyscy, łącznie z szefem, pytali o jego zdrowie. Koledzy opowiedzieli mi o zabytkach, jakie można zwiedzić w okolicy. W niedzielę brałem rower i zwiedzałem. Powoli przyzwyczajam się, że rodzina, bliscy, są daleko, choć z początku było mi z tym naprawdę ciężko.
Warunki w pracy są bardzo dobre - pan Marcin dostał ubranie robocze, od podkoszulki po kurtkę, i wszystkie potrzebne narzędzia. Razem z kolegami pracują na budowie w kilku brygadach 4-osobowych; każda z nich ma do dyspozycji samochód dostawczy, który zawozi ich do pracy i przewozi konieczne materiały i narzędzia. Codziennie praca każdej brygady jest planowana przez menedżera. Gdy na budowie czegoś zabraknie - przywozi to kolejnym samochodem pracownik magazynu - pracownicy nie muszą więc odrywać się od obowiązków. Pracują od 7 do 15 z półgodzinną przerwą na posiłek (12-12.30). Otrzymują od firmy jeden darmowy napój dziennie.
- Na początku narzuciłem sobie ostre, polskie tempo. Belgijski menedżer dziwił się: "Popisujesz się? Nie ma potrzeby. Zwolnij. Pracuj wolniej, a dokładniej. Jeśli w pośpiechu popełnisz błąd, to jego naprawa będzie nas drogo kosztować. Usiądź, odpocznij i daj maszynie odpocząć, bo się zapali" - hamował mnie. Tłumaczyłem, że ja tylko - z przyzwyczajenia - pracuję tak, jak w Polsce… - opowiada pan Marcin. - Menedżer odpowiadał: "Marcin, wysiłek ponad siły nie ma sensu, bo mi tu jeszcze padniesz".
Pan Marcin ma prawo do nadgodzin, ale nikt go do nich nie zmusza. Bez nadgodzin zarabia miesięcznie około 1500 euro netto, z nadgodzinami kilkaset euro więcej. Otrzymuje ok. 100 euro zapomogi rodzinnej na syna.
- Gdy byłem zatrudniony przez firmę rekrutacyjną, nie przysługiwało mi prawo do rozmaitych bonusów, ale od stycznia to się zmieni - opowiada pan Marcin. - Od chwili, gdy otrzymałem kontrakt bezpośrednio z "Vermote", mam już prawo do rządowych dodatków za pracę na budowie, ekstra dodatków przed wakacjami i świętami Bożego Narodzenia, wypłat za święta narodowe itd. Moje wynagrodzenie znacznie się z tego tytułu zwiększy.
Przyszłości na razie nie planuje, o ściągnięciu rodziny do siebie nie myśli. Na takie decyzje ma jeszcze czas. Jest zadowolony z tego, co do tej pory udało mu się osiągnąć.
ALEKSANDRA NOWAK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski