Z DANUTĄ MOSTWIN rozmawia Teresa Bętkowska
Jest też autorką zbioru esejów "Trzecia wartość" analizującego zagadnienie tożsamości współczesnego człowieka. Laureatka wie
- Czy Pani jest Amerykanką czy Polką?
- Urodziłam się i częściowo wykształciłam w Polsce, lecz Ameryka, do której wyemigrowałam pół wieku temu, też wycisnęła na mnie piętno.
- Od kiedy uważa się Pani za osobę dwunarodowościową?
- Powoli przechodziłam Rubikon. Jakieś trzydzieści lat temu postrzegłam, że nie jestem tylko Polką - choć reprezentując Ethnic Americans na I konferencji "Etniczność i zdrowie psychiczne" w Białym Domu w Waszyngtonie lojalnie za taką się podawałam. Miałam jednak już pewność, że buduję w sobie "trzecią wartość". To pojęcie zapożyczyłam zresztą od profesora uniwersytetów w Warszawie, Lwowie i Dublinie, Jana Łukasiewicza.
- ... wyznawcy "amerykańskiego kotła" uważali, że emigrant albo odetnie swe korzenie przyjmując nowe wartości kulturowe, nową tożsamość - albo odrzuci wszystko i zamknie się w getcie etnicznym.
- Okazało się, że może być jeszcze inaczej! Szukając odpowiedzi na to \ Czy lojalność wobec Ameryki wyklucza lojalność i przywiązanie do Polski? \ Jak przekazuje się tradycje polskie dzieciom? \ Czy możliwa jest podwójna tożsamość i podwójna lojalność? \ Kim jest emigrant w Ameryce? zainteresowałam się losem powojennych przybyszów; w 1970 roku opublikowałam "Rodzinę przeszczepioną", własną ocenę zjawisk opartą o wyniki badań, jakie przeprowadziłam - przygotowując się do doktoratu na nowojorskim Uniwersytecie Columbia - pośród tysięcy emigrantów mieszkających w Stanach Zjednoczonych.
- Były to bodaj pierwsze psychosocjologiczne badania Polaków od czasu, gdy problemem zajmował się prof. Znaniecki.
- Tak, ale on doszedł do innych wyników niż ja. Twierdził, że inteligencja odsunie się od emigracji, stworzy własną grupę. Że w ogóle szybko skończą się problemy etniczne i narodowościowe w USA.
- Dziś widzimy, że tak się nie stało.
- Ba, nawet intensywniej uwypuklają się różnice kulturowe i etniczne! Być może za sprawą społecznego ruchu Murzynów, którzy pobudzili długo śpiącą energię europejskich mniejszości? Wracając jednak do badań powiem, że od czasu tych pierwszych, w których wydatnie pomogli mi amerykańscy uczeni oraz paryska "Kultura", gdy pytałam respondentów: "Do you consider yourself primary Polish or primary Amercan?", przeprowadziłam jeszcze siedem innych. Także wśród "solidarnościowców" i emigracji ekonomicznej. Ostatni sondaż - pięć lat temu.
- Badania naukowe - to jedno źródło wiadomości. Pani jednak wzbogaca je stykając się bezpośrednio z emigrantami w ramach swej pracy w służbach socjalnych, w klinice, w uczelni - czy tak?
- Do poznania "trzeciej wartości" zbliżałam się rzeczywiście kilkoma drogami; bez obserwacji człowieka wykorzenionego, bez dialogu z nim, analizy jego układu rodzinnego nie zauważyłabym jej fenomenu.
- Na czym polega ów fenomen?
- "Trzecia wartość" nie odrzuca narodowości, ale przetwarza ją. Jest energią, która wyzwala się na skutek zderzenia jednostki z nowym układem. Wiadomo przecież, że jedną z największych trudności każdego emigranta jest niemożność całkowitego porozumienia się z otoczeniem. Nie idzie tu jednak o porozumienie słowne - lecz o odczucia, o dialog uwarunkowany znajomością i zrozumieniem różnic kulturowych i sytuacyjnych. "Trzecia wartość", czyli forma pośrednia pomiędzy identyfikacją z krajem pochodzenia a krajem osiedlenia, jest więc procesem twórczym - nie mechanicznym! Jest pozytywna. Dlatego nie godzę się z ludźmi, którzy mówią, że odsuwa od narodowości, że ją minimalizuje. To nie tak! To tylko większe zwrócenie uwagi na człowieka. Proszę zauważyć: największą różnicę pomiędzy kulturą amerykańską a polską stanowi to, że w Stanach jednostka jest ważniejsza od społeczeństwa. W Polsce - odwrotnie.
- Polish-Americans (pewnie i Asian Americans, i Jewish Americans, itd.) to zatem wynik zderzenia wartości. Zderzenie zawsze wywołuje szok. Tyle że nie każdy umie z niego wyjść. Wypracować, jak Pani, twórczą syntezę pomiędzy odziedziczonymi wartościami a nowymi.
- W kwietniu tego roku w Baltimore (gdzie akurat mieszkam) pewne wydarzenie, jakby klamrą połączyło 120 lat historii emigracji polskiej w tym mieście. Kardynał kazał zamknąć najstarszy tutaj kościół. Uznał, że parafia nie potrafi go utrzymać. Ludzie jednak szeptali głośno nie o biedzie, ale o nieporozumieniach z proboszczem. Postanowiłam więc poznać prawdę. Poszłam na ostatnią uroczyście celebrowaną mszę i na własne uszy usłyszałam, jak z ambony młody franciszkanin (nie Polak, raczej Hiszpan lub Portugalczyk) wołał z natchnieniem niczym Savonarola: "Wznieście się ponad! Przerwijcie granice!". Wzywał wiernych do zrzucenia polskiej skóry... - choć sam (a mówię to po rozmowie z duszpasterzem, poprosiłam go bowiem o krótkie spotkanie) nie wyszedł poza własne narodowe dziedzictwo. Czy ten przykład nie ilustruje braku rozwinięcia w sobie "trzeciej wartości"? Pogrążenia w kryzysie? Na marginesie: historia kościoła św. Stanisława jest też dowodem na to, że Wielki Tygiel Narodów nie spełnił swego zadania. Każda standaryzacja, wcześniej czy później, spotyka się przecież z przegraną.
- A co to właściwie jest polskość poza Polską?
- Przede wszystkim bardzo silne więzy rodzinne. Niemożność ich przecięcia. Dlatego powojenny emigrant długo uważał się (czasem jeszcze uważa) za Polaka, później zaś mawiał: "I am American".
- Jak długo siedzi się okrakiem na barykadzie?
- Zawsze. W trzecim pokoleniu, zauważono, znów z mocą uwidacznia się poszukiwanie własnych korzeni! Tożsamości. Dlaczego? Bo młody człowiek, nasiąknięty (najczęściej!) opowieściami swych dziadków, pyta: Gdzie ja właściwie należę? Kim jestem? Czyli zaczyna wgłębiać się w skomplikowaną strukturę wewnętrznego, własnego "ja". Wtedy okazuje się, że już jest... dwunarodowościowcem.
- Ominęła Pani drugie pokolenie.
- Ono dość silnie odczuwa brak akceptacji. Nie należy bowiem ani tu (do Ameryki), ani tam (do Polski) - mimo że rodzice pragną swym dzieciom ułatwić start w nowym kraju, pragną je wykształcić. Rzecz w tym, że te dzieci dochodzą do pewnego stopnia rozwoju, a potem, jakby nagle podcięto im skrzydła, opadają. Nie są powszechnie akceptowane.
- W Ameryce? W tym tyglu narodowości?!
- A pani wie, co to "polish job"? Nawet dla dziecka boleśnie brzmią dowcipy. Na własnym synie to sprawdziłam; ubiegał się o indeks akademii medycznej i mocno dotknęły go słowa profesora, który ni stąd ni zowąd po dobrze zdanym egzaminie zapytał: "Ty, Polak i chcesz być psychiatrą?".
- Dawna emigracja różni się od obecnej - ludzi na ogół wykształconych, znających język i bez poczucia niższości.
- Dlatego ta ostatnia nie stroni już od Amerykanów. Nie ucieka do polskich kościołów. Nie boi się też wyruszyć poza Chicago. Coraz więcej jej w Nowym Jorku, także na Zachodnim Wybrzeżu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?