MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzy razy Tajlandia

Redakcja
Fot. autor
Fot. autor
Tajlandia przestała być wyłącznie obiektem egzotycznych marzeń. Uruchomienie bezpośrednich lotów z Krakowa do Kijowa sprawiło, że (z jedną przesiadką) można się znaleźć na rajskich wyspach dużo szybciej, łatwiej i taniej. Powodów by się tam wybrać jest sto, my wybraliśmy tylko trzy. Za to jakie! Po pierwsze...

Fot. autor

Trudno Tajlandię opuścić nie spędziwszy choćby jednej nocy w Bangkoku, najgorętszym mieście świata, dosłownie i w przenośni

Pattaya, jeden z najpopularniejszych tajlandzkich kurortów sławę zawdzięcza... amerykańskim żołnierzom. Właśnie oni na początku lat 60. ubiegłego wieku odkryli to miejsce jako raj dla chłopaków pragnących wyrwać się z wietnamskiego piekła.

Sława Pattai ma oczywiście różne konotacje. Jedni widzą w niej wyłącznie centrum sex turystyki, inni atrakcyjne (także cenowo) rodzinne kompleksy wypoczynkowe położone tuż przy plaży. Piekło i niebo sąsiadują tu ze sobą wręcz dosłownie. Wychodząc z sterylnie czystego, klimatyzowanego hotelowego wnętrza trafiamy wprost na duszną, pełną slumsów ulicę. Nie ma tu bowiem podziału na lepsze i gorsze dzielnice. Wystarczy jednak wynająć na cały dzień skuter (za równowartość 30 PLN), by wyrwać się na bajeczne obrzeża Pattai, na przykład do największego na świecie ogrodu botanicznego, który można zwiedzać wprost z grzbietu słonia. Nong Nuch Village słynie także z niezwykłego widowiska, w którym słonie: jeżdżą na rowerach, malują obrazy i grają w piłkę, demonstrując po strzeleniu gola efektowne "cieszynki".

Wieczorem Pattaya ma już tylko jedno, rozrywkowe oblicze. Ulice pełne są dojrzałych nad wyraz Europejczyków w towarzystwie wiecznie niedojrzałych Tajek. Nie dajmy się jednak zmylić. Pattaya, to głównie mekka Hindusów i Australijczyków, a nie obywateli Starego Kontynentu. Mylący jest także wdzięk tancerek na scenie tutejszego Broadway'u zwanego Alcazar. W rzeczywistości to - w komplecie - faceci.

Po drugie...

Atutem Tajlandii nie są jednak transwestyci, ani nawet czynne całą dobę i na każdym rogu salony masażu. Pattaya czy nawet Bangkok, to jedynie punkty przesiadkowe przed podróżą na bajeczne wyspy rozsiane na Morzu Południowochińskim. Można tam dolecieć samolotem za około 300 PLN w obie strony lub dopłynąć katamaranem. Ta druga opcja jest wybierana najczęściej, nie tylko dlatego, że jest tańsza. Daje bowiem możliwość "zaliczenia" w krótkim czasie kilku wysp, a przynajmniej dwóch najbardziej tego wartych: Samui i Tao.

Ko Samui ma wszystko, czego wymagający turysta potrzebuje. Słońce przez okrągły rok, plaże, na których nigdy nie ma tłoku, szmaragdowe morze, hotele idealnie wpisane w krajobraz, utopione w rajskich ogrodach. A dla szybko nużących się lenistwem - możliwość rajdów w głąb wyspy, gdzie nie brak gór, wodospadów i krajobrazów rodem z serialu "Zagubieni". Oczywiście wszystko z profesjonalną obsługą, po atrakcyjnych, nawet dla polskiej kieszeni, cenach.

Ludzie, to prawdziwe bogactwo naturalne Tajlandii. Zarządcy hoteli - głównie Niemcy i Amerykanie - nie mogą się nachwalić Tajów za ich pracowitość, sumienność i brak wymagań. Nie to, co w Nowym Jorku czy Hamburgu. Turyści są z kolei zachwyceni urodą i uczynnością Tajek.

Komu ludzie, nawet tak pogodni jak ci, nie są do szczęścia niezbędni, ten nie zatrzymuje się na Samui, lecz płynie na Ko Tao. Tu cywilizacji jest stosunkowo najmniej, a jeśli już, to w najlepszym wydaniu. Nie trzeba być Robinsonem, znajdziemy tu niedrogo wygodny pokój z widokiem na zachody słońca. A w dzień dobry sprzęt do nurkowania, bo zachwycające rzeczy na Tao ogląda się także pod wodą.

Po trzecie...

Trudno Tajlandię opuszczać nie spędziwszy choćby jednej (jak w znanej piosence) nocy w Bangkoku, najgorętszym mieście świata, dosłownie i w przenośni. Jednym może chodzić o burzliwe imprezy, rodem z sequelu komedii "Kac Vegas", innym o ucztę duchową, jaką niewątpliwie jest wizyta we wspaniałym kompleksie pałacowym. Tu władza świecka i duchowna nieomal w jednym stoją domku. Świątynia szmaragdowego Buddy sąsiaduje bowiem z siedzibą króla. Historyczną, co prawda, bo król urzęduje już gdzie indziej, za to jak efektowną!

Wielki Pałac Królewski należy niewątpliwie do obowiązkowego tajlandzkiego menu, ale równie istotna jest na przykład jazda słynnym tuk tukiem, skrzyżowaniem skutera z rikszą, najpopularniejszym pojazdem tutejszych ulic. Albo tramwajem wodnym. Nazwa brzmi rekreacyjnie, ale doznania z podróży dostarczą wrażeń nie tylko wzrokowych, bo kierujący tymi pojazdami koniecznie chcą iść w ślady Waldemara Marszałka.

Atrakcji jest tu oczywiście dużo więcej, ale - powiedzmy to otwarcie - do Tajlandii lata się nie po to, by poczuć puls wielkiego miasta. Warto zatem mimo wszystko wybrać na Bangkok program minimum, jak najwięcej czasu poświęcając na korzystanie z uroków wysp i tutejszych plaż. Idealnie nadających się na tło efektownych reklam kokosowych batonów i wakacji pod palmami.

Paweł Myśliwiec

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski