Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Turystyczna szarańcza

Redakcja
Istnieją dwie proste, acz zupełnie wykluczające się odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie podróżują do dalekich krajów.

Marek Kęskrawiec: MULTIKULTI

Pierwsza, z którą bardziej się utożsamiam, mówi o tym, że przemieszczamy się tysiące kilometrów, bo jesteśmy otwarci i pragniemy zobaczyć coś zupełnie innego niż świat, w którym na co dzień żyjemy.

Druga odpowiedź w zasadzie mogłaby brzmieć bardzo podobnie, tyle że jej zwolennicy dodadzą, iż choć obcy koloryt jest ciekawy (można znajomym pokazać fajne zdjęcie z egipskim wielbłądem pod palmą albo z ładną Tajką w ramionach), ale dobrze byłoby przy okazji, gdybyśmy mogli liczyć na wszystkie wygody, jakie mamy w domu.

Hołdując tym ostatnim „wartościom”, za kilka tygodni setki tysięcy Polaków ruszą w poszukiwaniu rajów w ciepłych krajach. Zapełnią nadmorskie hotele z basenami tuż przy plaży (po co budować basen nad morzem? chyba nigdy tego nie pojmę), będą pić od rana do nocy drinki korzystając z all inclusive, czasem na kacu dadzą się wyciągnąć na miejscowy targ lub – wspólnie z innymi europejskimi Hunami – zniszczą ostatni kawałek rafy koralowej. Potem wrócą i będą narzekać, że było za gorąco, za wilgotno, a głupi kelner (który za parę dolarów haruje od rana do nocy na rzecz białych panów) nie mówił po naszemu.

Od kilku lat Polacy dobijają do czołówki narodów „poznających” dalekie cywilizacje. Piszę w cudzysłowie, bo wielu turystów nie ma zielonego pojęcia, dokąd trafiają i specjalnie ich to nie martwi. Pragną jedynie, by było im tak samo jak w ojczyźnie, ale w innych, bardziej egzotycznych i kolorowych dekoracjach. Nie interesuje ich kultura kraju gospodarzy, a miejscowe zwyczaje są raczej przyczynkiem do produkcji rasistowskich żartów. Nie chcę tu znęcać się tylko nad Polakami. Problem dotyczy wielu innych nacji, którym agencje turystyczne oferują zbudowane przez siebie sztuczne raje na wybrzeżach biednych państw. Po kilku latach eksploatacji (która zazwyczaj kończy się zupełną degradacją okolicy), firmy opuszczają spaloną ziemię i morze śmierdzące od wypuszczanych z hoteli ścieków, po czym ruszają na poszukiwania kolejnej Arkadii. Gdy ją znajdują, budują na szybko wielką bazę dla turystycznej szarańczy, by mogła przyjechać i zeżreć kolejny kawałek pięknego świata.

Kiedyś, żeby dotrzeć do dalekich krajów, trzeba się było nieco wysilić. Dziś wystarczy kupić bilet lotniczy. Do Afryki, Azji i Ameryki Płd. może za niewielkie pieniądze dojechać każdy, choć nie każdy powinien. Czasem sobie myślę, że jedyną szansą obrony przed zalewem szarańczy jest wspomaganie dyktatur. Kiedy któraś z nich pada, zaraz pojawiają się turyści, robi się komfortowo i… wszędzie tak samo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski