Następnie na spotkanie z nim poleciał za Wielką Wodę. Gdyby nie tych kilka „pokerowych” ruchów z ostatnich dwóch tygodni, podsumowanie 100 dni Tuska byłoby jak niezapisana biała karta pełna nadziei, że historia zapisze ją chlubną aktywnością na polu bezpieczeństwa Unii.
Dziennikarze w Polsce – przez sentyment dla Tuska – podkręcali się, co też ustali on z Obamą i czekali na te kilka słów sprzed kominka. Potem zaś z poważnymi minami relacjonowali, że „nie było przełomu”.
Nie trzeba było naszych rodzimych Kissingerów, by dojść do tego, że wiele z tego spotkania nie mogło wynikać. A nadmierne zainteresowanie polskich mediów wynikało głównie z tego, że Tusk ciągle wydaje im się być trochę polskim premierem. Ciężka sprawa z tą obronnością Europy, bo wszystko wskazuje na to, że prawie żadne państwo w UE nie dba o wydatki na wojsko.
Środki przeznaczone na wojskowe przedsięwzięcia systematycznie maleją, także w budżetach planowanych już po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Z tego punktu widzenia niezłego pasztetu napiekł Tuskowi Jean Claude Juncker, szef Komisji Europejskiej, który, gdy szef Rady Europejskiej był już nad Atlantykiem, oświadczył, że trzeba by zrobić „armię europejską”. Sygnał do politycznego Waszyngtonu jasny: na zbrojenia nie wydajemy, ale prztyczek w nos NATO zawsze można dać.
Szkoda, żena wideokonferencjach urządzanych przez Tuska nie ma Ewy Kopacz. Nic by się nie stało, gdyby do rozmowy o sytuacji na wschodzie kontynentu doprosił premiera jedynego państwa Unii, które graniczy i z Ukrainą, i z Rosją.
To tak jakby do debat na temat sytuacji w Libii Tusk nie doprosił premiera Włoch Renziego, ale konferował na jego oczach z prezydent Litwy Grybauskaite. Tymczasem Ewa Kopacz po cichu się mści i odwraca decyzje Donalda Tuska w Polsce.
W 2008 cała Polska żyła tym, że Donald Tusk przyszedł do gmachu KPRM i natychmiast zlikwidowano tam bibliotekę, żeby jego piarowcy mieli gdzie sobie urządzić biuro. Niespodzianka: Ewa Kopacz występuje na tle uginających się bibliotecznych półek. Widać z nagrania, że przynajmniej regały z oprawioną w skórę Britannicą powróciły w Aleje Ujazdowskie.
Najwyraźniej piarowcy pani premier są bardziej uksiążkowieni niż ich poprzednicy. Zostało im tylko przywieźć w Aleje Ujazdowskie resztę książek i założyć karty biblioteczne wszystkim członkom rządu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?