Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Twitterem futbolu nie naprawimy

Rozmawiał Cezary Kowalski, Polsat Sport
Cezary Kucharski: – Gdyby Robert Lewandowski myślał tylko o pieniądzach,   to grałby w Zenicie Sankt Petersburg
Cezary Kucharski: – Gdyby Robert Lewandowski myślał tylko o pieniądzach, to grałby w Zenicie Sankt Petersburg fot. Andrzej Banaś
Rozmowa. Cezary Kucharski, menedżer Roberta Lewandowskiego i poseł PO, wyjaśnia, dlaczego odrzucił ofertę Realu Madrytu, krytykuje Bońka i kończy z polityką.

– Wielu młodych polskich piłkarzy szybko wyjeżdża do zagranicznych klubów, aby po chwili wrócić do Polski z podkulonym ogonem. Może wy, menedżerowie, powinniście dla dobra polskiej piłki przystopować i nie wysyłać wszystkich, których się da...

– To świadczy o tym, że jesteśmy skuteczni. Jeśli taki Bartłomiej Pawłowski wyjeżdża do Malagi, ktoś z hiszpańskiej Primera Division płaci za niego poważne pieniądze i ten wraca do Polski, to co to oznacza? Że kto się nie poznał?

– Może to świadczy o tym, że sprzedajecie trefny towar...

– No nie. Umówmy się, że nie każdy, kto idzie za granicę, będzie drugim Lewandowskim. Procent udanych wyjazdów naszych zawodników za granicę jest, wydaje mi się, lepszy od procentu udanych transferów obcokrajowców do polskiej ligi. To nie są w większości przypadków wybitni piłkarze. Do każdego przypadku trzeba podchodzić indywidualnie. Interes w sprzedaży piłkarza za granicę ma nie tylko agent, ale wszyscy.

– Poza reprezentacją Polski?

– A niby dlaczego?

– Bo znika z pola widzenia, nie gra, tylko trenuje.

– To absurd, którzy powtarzają tylko ci, którzy się nie znają. Szczęsny, który wyjechał w wieku szesnastu lat, Krychowiak, który miał szesnaście, Glik – osiemnaście, Milik – 19 lat, Lewandowski – 22 lata. To są w tej chwili liderzy naszej reprezentacji. Jej kręgosłup. Gdyby oni wtedy nie wyjechali, prawdopodobnie nie byłoby wygranej z Niemcami.

– Czyli to zasługa was, menedżerów, że pokonaliśmy mistrzów świata...

– Jeśli menedżerów obwinia się za niepowodzenia w karierze wielu piłkarzy, to powinno to też działać w drugą stronę. Menedżerowie też mają wpływ na to, jak gra reprezentacja Polski. Dla mnie to jest oczywiste. Czasem przekomarzałem się z działaczami Borussii Dortmund, którzy poprzez swoich zaprzyjaźnionych dziennikarzy wypuszczali informacje, że mam negatywny wpływ na karierę Lewandowskiego. Mówiłem: Patrzcie, skoro mam taki wpływ, to także na sukcesy waszej drużyny i wyniki, jakie ona osiąga. Mamy coraz lepszych menedżerów, którzy działają coraz bardziej profesjonalnie.

– Zdarza się tak, że dzwonią, kiedy transfer jest już dopięty, i żądają prowizji, chociaż ręki nie przyłożyli do znalezienia klubu.

– No dobrze, ale skoro mają umowę z zawodnikiem, to ta prowizja po prostu im się należy. Bez względu na to, że zawodnik czy kluby chcieli go ominąć, zrobić to za jego plecami.

– Zdarza się tak?

– Oczywiście. Każdy agent tego doświadczył w Polsce. Każdego agenta klub chciał ograć, oszukać, zmusić go do ustępstw poprzez działania z PZPN, z wydziałem dyscypliny. Najlepszy przykład: po transferze Roberta Lewandowskiego z Lecha do Borussii Dortmund Lech Poznań doniósł na mnie do Wydziału Dyscypliny, że złamałem przepisy, robiąc transfer Lewandowskiego ze Znicza Pruszków do Lecha. Poszli też do sądu ze mną. Po wielkim sukcesie, jakim był transfer do Borussii.

– O co chodziło konkretnie?

– O pieniądze oczywiście. W tej branży zawsze trzeba walczyć o wypłatę swoich pieniędzy, faktur itp. Ta działalność nie jest taka prosta, jak się z zewnątrz wydaje.

– Jest Pan menedżerem Krystiana Bielika z Legii, który ma iść do Arsenalu Londyn. Także w tym przypadku można się spierać, czy to dobrze, że sprzedajemy chłopaka, który ma 17 lat i jeszcze nic nie zagrał...

– Nie do końca nie zagrał. Grał w reprezentacji juniorów. Przeszedł z młodszych juniorów Lecha Poznań do pierwszej drużyny Legii. Zadebiutował w ekstraklasie, zrobił bardzo dobre wrażenie. W przerwie jego pierwszego meczu z Koroną dzwoni do mnie były premier Jan Krzysztof Bielecki i mówi: – Panie Czarku, niech Pan szykuje szybko papiery, świetny chłopak zadebiutował w Legii.

Grzecznie wyjaśniłem, że to właśnie ja go sprowadziłem z Lecha. Jak zobaczyłem go pierwszy raz, to od razu spodobał mi się sposób jego poruszania po boisku. Namówiłem go na współpracę. Miał możliwość pozostania w Lechu, był gotowy, aby podpisać kontrakt w Poznaniu, ale przekonaliśmy go, że lepszym rozwiązaniem będzie Legia.

– Te transfery z Lecha do Legii budzą jakiś niesmak, kibice mają poczucie, że to trochę gangsterskie działania. Legia podbiera talenty swojemu rywalowi.

– Mając taką przewagę finansową, jaką Legia ma nad innymi klubami w Polsce, musi tak robić. Najlepsi piłkarze w Polsce idą do Legii i chcą w niej być. Jakiś czas temu namawiałem prezesa Bogusława Leśnodorskiego, aby działał tak, jak działa Bayern Monachium, który skupuje najlepszych graczy od bezpośredniej konkurencji. Bardzo blisko Legii był swego czasu inny zawodnik Lecha Karol Linetty. Zastanawiał się bardzo poważnie, a będą kolejni piłkarze, bo Legia jest dobrą marką.

– Jak to będzie z Bielikiem?

– Każda ze stron jest zainteresowana transferem. Na każdym piłkarzu w Polsce rozmowa z Arsenem Wengerem zrobiłaby wrażenie. Krystian miał już tę przyjemność. Szczęsny, jak poszedł do Arsenalu, to musiał na pierwszą rozmowę z Wengerem czekać trzy lata. Skoro wszyscy są zainteresowani, to pewnie dojdzie do umowy, ale to nie jest jeszcze przesądzone.

– Odczuwa Pan skutki tego spektakularnego transferu Lewandowskiego?

– Lewandowski jest pierwszym polskim piłkarzem, który w niemieckim klubie zarabiał najwięcej ze wszystkich.

– Bardzo wpływowy człowiek polskiej piłki rozpowszechnia tezę, że gdyby Lewandowski miał zagranicznego menedżera, to zarabiałby jeszcze więcej...

– Gdyby miał zagranicznego agenta, to byłby dziś w Borussii Dortmund, zarabiałby trzy razy mniej i... też byłby szczęśliwy.

– Dlaczego?

– Bo rzadko który menedżer ma motywację, aby walczyć o pensję dla piłkarza. Niewielu menedżerów miałoby odwagę postawić się Watzkemu, Zorcowi, Hoenessowi, Rummeniggowi i wynegocjować ogromne pieniądze.

– Ilu piłkarzy w Niemczech zarabia więcej niż Lewandowski?

– Może dwóch. Nie wiem. Gdyby Robert myślał tylko o pieniądzach, to grałby w Zenicie Petersburg. To, co w Niemczech ma brutto, w Rosji mógłby mieć netto.

– Robert przyznał, że była oferta z Realu Madryt i był blisko tego, aby skorzystać...

– A który piłkarz na świecie nie zastanawiałby się nad propozycją Realu i nie brałby poważnie takiej oferty? Nie znam takiego.

– Pana głos przeważył, że wybrał jednak Bayern.

– Uznałem, że warto dotrzymywać umów, nawet ustnych. Mimo że przekonałem się, że dla niemieckich menedżerów, trenerów czy dyrektorów sportowych poważnych klubów umowa ustna nie ma znaczenia.

– Poważnie? Nie jest tak, że to dżentelmeni z ogromną kasą i klasą?

– No nie. Potrafią nie dotrzymywać umów.

– Czyli my, Polacy, nie powinniśmy mieć kompleksów?

– Ja się wobec Niemców ich pozbyłem przy okazji współpracy z nimi. Przekonałem się, jak to funkcjonuje, poznałem ich, zobaczyłem, jakimi są ludźmi.

– I?

– I bardziej cenię Polaków. Nasz kraj. Bardziej niż kiedyś wierzę w Polskę, w tych ludzi, którzy tu są. Jak wyjeżdżałem dwadzieścia lat temu grać w piłkę do Szwajcarii, to miałem inne spojrzenie.

– Te dobre wyniki kadry jesienią ubiegłego roku to coś trwalszego?
– To była kwestia czasu.

– Dłużyło się.

– No tak, ale pokolenie Engela, które po szesnastu latach awansowało do finałów mistrzostw świata, to byli piłkarze blisko trzydziestoletni, którzy mieli doświadczenie przegranych wielu eliminacji. A nasi wciąż młodzi obecnie zawodnicy przez ostatnie trzy lata nie grali żadnych poważnych meczów w reprezentacji, tylko sparingi.

Później trzy poważne mecze podczas Euro. Następnie w eliminacjach do mundialu w Brazylii za Fornalika rozegrali naprawdę wiele spotkań niezłych i niewiele brakowało, aby skończyło się to lepiej. Byliśmy lepsi z Czarnogórą na wyjeździe, z Mołdawią, Anglią w Warszawie. Mało brakowało do zwycięstw.

– Teraz możemy mówić, że Fornalik i Nawałka to ziemia i niebo...

– To podobnej klasy trenerzy, tylko jeden z nich znalazł się w kadrze w lepszym momencie. Nawałka zastał już piłkarzy bardziej doświadczonych, którzy są mądrzejsi i wyciągnęli wnioski z wcześniejszych porażek. Skoro wciąż mamy młodą kadrę, to sądzę, że będziemy coraz lepsi. O medalu polskiej reprezentacji boję się mówić, ale wyobrażam sobie, że ćwierćfinał dużej imprezy jest możliwy.

– Chcąc nie chcąc, pochwalił Pan to, co dzieje się ogólnie w polskiej piłce. Pod wodzą nowego PZPN kadra idzie w górę. To także Boniek wybrał Nawałkę itd. Może coś drgnęło i system zaczyna działać...

– (śmiech) Ironizuje pan sobie teraz z PZPN. Umówmy się, że jeśli piłkarze chcą osiągnąć sukces, to muszą działać antysystemowo. Wziąć swoje kariery w swoje ręce. Muszą podchodzić do siebie tak, jak podchodzą zawodnicy, którzy trenują indywidualne sporty.

– W ten sposób nie zbudujemy potęgi. Jeśli będziemy liczyć jedynie na rozsądek zawodników.

– Kiedy Lewandowski szedł do Lecha, to powiedziałem mu coś takiego: Jesteś w szatni, słuchasz tych wszystkich piłkarzy, co oni mówią, widzisz, jak myślą. No to myśl i działaj dokładnie odwrotnie. Teraz tego nie rozumiesz, ale za parę lat będziesz wiedział, o co chodzi. No i już dawno przyznał mi rację.

– O co Panu chodzi konkretnie? O to, aby nie puszczać meczu, jak reszta zamierza to zrobić?

– Nie o to mi chodziło konkretnie, choć w wielkim skrócie myślowym tak. Trzeba się czymś wyróżniać, bo przecież tylko jednostki osiągają sukces, a nie wszyscy. Sam byłem piłkarzem i wiem, że większość w tej branży stara się iść na skróty, wszyscy narzekają na wymagających trenerów, nauczycieli.

Przykład Sebastiana Mili jest kapitalny. On mógł mieć wewnętrzne pretensje o to, jak został potraktowany przez Śląsk Wrocław. Ale zrobili dla niego świetną rzecz. Metodami bardzo drastycznymi i nieprzyjemnymi dla piłkarza tej klasy zmusili go do tego, aby wziął się za siebie. Doceni to pewnie za parę lat, jak będzie trenerem, zrozumie też, ile lat kariery stracił.

– Na ile ten jesienny sukces to efekt Nawałki?

– Trochę należy mu pocukrować, mecz z Niemcami był przełomem. Piłkarze uwierzyli w niego i jego metody. Nawałka stał się dla nich bardziej wiarygodny, zdobył pozycję, wiedzą, że jego zasad warto przestrzegać.

– Od dawna był Pan ostrym krytykiem PZPN pod wodzą Zbigniewa Bońka. Czy po dwóch latach jego rządów ten wizerunek jest w Pan oczach nieco korzystniejszy?

– PR jest lepszy, ogólne postrzeganie piłki, ale wynika to z faktu, że mamy coraz lepszych piłkarzy, coraz bardziej doświadczonych. Legia osiągnęła sukces w pucharach, kadra ograła Niemców, jest większy optymizm w narodzie. Zorganizowaliśmy świetne Euro 2012.

Sam Alex Fergusson powiedział mi, że zorganizowaliśmy najlepsze mistrzostwa od mundialu w Meksyku w 1986 r. Spotkaliśmy się przy okazji propozycji z Manchesteru United dla Roberta. Gdyby trafił do Anglii, to pewnie nie byłoby Robina van Persiego w Manchesterze, bo to było tuż przed jego transferem.

– A coś się Panu podoba w działalności PZPN?

– Sposób, w jaki związek trzyma was, dziennikarzy. Wreszcie się kogoś boicie (śmiech).

– Co Pan ma na myśli? Boniek trzyma dziennikarzy w ryzach?

– A nie? Sugestie, że rynek jest trudny, trudno o pracę, działają na waszą wyobraźnię. Macie większą presję, aby raczej pozytywnie pisać o Bońku.

– Pana zdaniem nie ma krytyki, PZPN jest pod ochroną?

– Część dziennikarzy krytykuje, część boi się o pracę. Przecież to żadna tajemnica, że z PZPN dzwonią do waszych szefów, wydawców, właścicieli.

– Pan żartuje? Sądzi Pan, że prezes PZPN ma aż takie wpływy i możliwości?

– Jeden z w miarę poważnych redaktorów naczelnych gazety sportowej przepraszał mnie po paszkwilu, jaki popełnił inny dziennikarz biznesmen na mój temat, tłumacząc, że jest w jakimś dziwnym układzie, na który nie ma wpływu.

– Może jest Pan przewrażliwiony na skutek działalności politycznej. W to, że istnieją dziennikarze, którzy są przychylni władzy, chyba łatwiej uwierzyć.

– Może i są, ale nie wyobrażam sobie, aby jakiś minister dzwonił do naczelnych gazet i usiłował coś wymusić.

– Oj, niech Pan sobie ręki za taką tezę nie daje uciąć. Naprawdę nie widzi Pan różnic między Latą a Bońkiem?

– Nie widzę. Przecież Boniek wcale nie porusza się i nie mówi lepiej niż jego poprzednik. Inne jest po prostu podejście mediów. Latę pokazywaliście zawsze w złym świetle. Teraz przekaz jest inny. Ktoś spuentował, że „Zibi”, poprzez liczbę twittów i aktywność w mediach społecznościowych, naprawia polską piłkę. Sprawia w ten sposób wrażenie, że on tu jest.

– Pan też twittuje...

– Ale niezbyt często. Niebawem pewnie zrezygnuję.

– Tak jak i z polityki?

- Dokładnie. Nie będę już kandydować w wyborach parlamentarnych. Żeby iść do polityki, trzeba mieć ambicje zrobienia kariery. A ja takiej nie miałem.

– Było z Panem tak, jak żartował Wojtek Kowalczyk, podnosił Pan rękę podczas głosowań tak, jak partyjni koledzy...

– PO to najlepsza oferta dla Polaków, nie idealna, ale nikt nie jest idealny. Wierzyłem w ten projekt, uważam Tuska za wybitnego polityka, mówiąc językiem piłkarskim, to inna liga. Ale rozumiem, że nie wszyscy muszą być zadowoleni.

– Będzie Pan kandydować na stanowisko prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej?

– To pytanie poczytuję sobie jako wyróżnienie, które przysporzy mi więcej wrogów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski